niedziela, 5 lipca 2015

5 lipca 2015


1. Wstałem rano, poszedłem po bułki, wpadłem na Wieśka, który od niepamiętnych czasów montował radia samochodowe przy Poznańskiej. Dawno go nie widziałem, a w czasach, kiedy jeszcze paliłem i żył Rumpel bardzo często wypalałem z nim papierosa. On wtedy opowiadał mi historyjki, których miał zawsze pod dostatkiem. Na przykład o tym, że Jerzy Urban nie potrafił programować radia w swoim jaguarze. I ze stałą częstotliwością wysyłał więc kierowcę, by Wiesiek mu radio nastawił.
Wiesiek się pakował. W poniedziałek zwraca lokal. Firma w tym miejscu funkcjonowała od 1953 roku. I starczy. Kamienica pewnie trafi do jakiegoś Feniksa, zostanie przerobiona na wysokiej klasy apartamentowiec, a w miejscu dziupli Wieśka będzie wjazd do podziemnego garażu. Albo wejście do wypierdzianej knajpy, albo nie wiem co. Ale na pewno niezbyt przydatnego okolicznym mieszkańcom. I to generalnie jest zła informacja.

2. Z tego upału postanowiliśmy się gdzieś przejechać. Mieliśmy jechać gdzieś konkretnie, ale z tego upału zapomnieliśmy zabrać tego, co było do tej jazdy potrzebne. Więc pojechaliśmy do Makro, gdzie kupiłem skrzynkę pomidorów. Opracowałem nową (dla mnie) metodę tworzenia kremu z pomidorów. Sześciokilowa skrzynka starcza na tydzień.

Zatankowałem gaz w mojej od stycznia ulubionej stacji. 1,69 za litr. Tankując Suburbana mógłbym oszczędzić ze 30 złotych. (Nie tankując na najdroższej w okolicy stacji) Niestety Suburban wciąż nie zaczął być naprawiany. I to jest zła informacja.

3. O najzabawniejszej sytuacji, która się tego dnia wydarzyła nie mogę napisać. I to jest zła informacja. Jak sobie kupię nowy komputer i odpowiednio go zaszyfruję zacznę pisać pamiętniki.


4 lipca 2015




1. Zaspałem. A to był akurat ten dzień, w który zaspać nie byłem powinienem. I to jest zła informacja. Postanowiłem zastosować osobistą interpretację przepisów prawa o ruchu drogowym i pojechałem Nowym Światem. Nie musiałem się z tego nikomu tłumaczyć, bo Policja trzepała kogoś w MINI Clubmanie. Przyjechałem na miejsce i otworzyłem interes. Przy okazji się okazało, że z SVX-a mojego brata leci olej.

2. Jako tymczasowy sekretariat próbowałem wydrukować pismo. No i mi nie szło, gdyż z dziesięć lat nie używałem pakietu Office. Drukowałem chyba z piętnaście razy, W końcu postanowił mi pomóc pewien sympatyczny parlamentarzysta. No i w końcu się udało. Później jeszcze ćwiczyłem używanie faksymile. I to też nie jest wcale takie proste. W każdym razie, gdyby ktoś podsłuchiwał, co się w biurze dzieje, mógłby wyciągnąć fałszywy wniosek z intensywności pracy niszczarki. Otóż nie było żadnego kryzysu. Tylko ja.
Później odbierałem telefony. I to nie było łatwe. Choć było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Po wszystkim pojechałem po Bożenę. Było gorąco. W pewnym momencie zobaczyłem w lusterku wstecznym trzykołowego morgana.
W domu się okazało, że kot Pawełek niedomaga. Więc wróciliśmy do gorącego SVX-a i pojechali na Książęcą do weterynarza. Kotu Pawełkowi odnowiła się kontuzja sprzed trzech lat. I to jest jest zła informacja. Zły bardzo wiejski kot ugryzł Pawełka w nasadę ogona. I ledwośmy ten ogon uratowali. A ogon w tym przypadku stanowi połowę długości kota. Działo się to w lecie, później w zimie się odnowiło, trzeba było robić zastrzyki, roentgeny. Męczył się biedak strasznie. Ale wyglądało na to, że jest ok. Do teraz. Bolało go strasznie. Dostał kroplówkę. My dostaliśmy zastrzyki do późniejszej realizacji. Kroplówka pomogła i jakoś się zaczął zbierać. Ale na zdjęciu wyszło, że z ogonem nie jest dobrze.

3. Wieczorem spotkaliśmy się w Krakenie z kolegą Kubą. Ale wcześniej w TVN24 wystąpił Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmawiał z redaktor Werner, która nieco mnie zadziwiła pytając pana Kazimierza – Jaja pan sobie robi?
Pan Kazimierz – używając tego rodzaju języka – gadał jak potłuczony. Zwłaszcza o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Dotarło do mnie, że płacę za oglądanie TVN24. I to jest zła informacja, bo do studio zaprasza się tam pana Kazimierza, który nawet słowa Syriza nie jest w stanie dobrze zapamiętać.
Później wystąpił minister Kamiński. Jak na to, w jakim stanie widziałem go dzień wcześniej – był w zadziwiająco dobrej formie. Redaktor Piasecki był jednak bezwzględny i na koniec minister Kamiński nieco się posypał. Z niewiadomych przyczyn nie było mi go szkoda. Z niewiadomych? Jaja sobie robię.

sobota, 4 lipca 2015

3 lipca 2015



1. Zakwitł pierwszy ze słoneczników Bożeny.

Jeszcze w wannie przeczytałem tweeta, w którym Jarosław Makowski, którego powoli zaczynam wspominać z rozrzewnieniem, bo jego następcy to już jakaś aberracja [nie do końca pamiętam, co to słowo znaczy, ale mi tu jakoś pasuje], poleca tekst z Wyborczej, w którym dziennikarz załamuje ręce nad polityką międzynarodową #PAD.

Ambasadorowie Niemiec i Francji, czyli nasi najważniejsi partnerzy, od tygodni dobijali się o spotkanie z Krzysztofem Szczerskim, desygnowanym na odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe ministrem w Kancelarii Prezydenta.

Od tygodni. Dobijali się. Nie brzmi to dobrze. Brzmi źle. Chyba, że człowiek ma świadomość, że to zdanie jest – bezdyskusyjnie – nieprawdziwe. [Przyszłotygodniowe spotkanie umówione zostało już dawno, w pierwszym dogodnym dla panów Ambasadorów terminie].

Tekst ten stawiałby panów Ambasadorów w niezbyt zręcznej sytuacji. Gdyby nie to, że jest niemożliwe, iż to oni są źródłem tej informacji.
Że to raczej wygląda na typowy przykład naszej lokalnej przedwyborczej nawalanki.
Zły PiS rękami swojego pozbawionego jakichkolwiek międzynarodowych doświadczeń Prezydenta, zniszczy wspaniałą pozycję Polski na świecie.
Szkoda tylko, że w tę nawalankę zaocznie wciągani są przedstawiciele innych państw. „Naszych najważniejszych partnerów”.

Jakoś tak wyszło, że „Gazeta Wyborcza” stała się ostatnio kuźnią kadr dla polskiej dyplomacji. I nie jest to dobra informacja.

Lekkomyślna polityka zagraniczna. To tytuł tego tekstu.


2. Wyszedłem z wanny, wsiadłem do SVX-a i pojechałem na Grochów. Odzwyczaiłem się od samochodów bez klimatyzacji. Na Grochowie zaparkowałem obok śmigłowcowego lądowiska i – jak to piszą w raportach policjanci – udałem się na spotkanie Generałem-Profesorem-Dyrektorem. Wiem już, że tytułów używa się wymiennie zależnie od środowiska, z jakiego zwracający się pochodzi. W Krakowie tak prosto by nie było.
Było miło. Nic tak dobrze nie robi grafomanowi jak słuchanie o swoich tekstach. Zwłaszcza starszych

Po południu pojechałem do Porsche, żeby odebrać Carrerę dla red. Pertyńskiego, który sam odebrać jej nie mógł, bo był chyba we Francji. Albo w Bawarii. Albo nie wiem gdzie.
Carrera 4 GTS. Czerwona. Musiałem czekać z pół godziny, gdyż była myta po zmianie kół. Cała w poharatanym lakierze, gdyż ktoś ją okleił i jak odklejano, to częściowo z powłoką.
Nie jeździłem porsche parę lat. No i przypomniało mi się, że na Carrerę jestem już za stary. I to na tyle, że długo nie docierało do mnie dlaczego tylu ludzi się za tym autem ogląda. Nie, że nie jest ładne, ale na te czasy zupełnie bez sensu. Bo się tylko chwilę wystarczy zagapić, a już się balansuje na granicy utraty prawa jazdy. Wystarczą sekundy. Cztery sekundy.
Jadąc w korku przypomniało mi się, jak jednego kolegą wiozłem audi R8 na lotnisko. Nie będę teraz tej historii przypominał, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja.
Reasumując chwile z Carrerą nie dały mi takiej radości, na jaką liczyłem. I to jest zła informacja, bo nie wiem kiedy będę miał na taką przyjemność okazję.

3. Pojechaliśmy do ambasadora Mulla na drugolipcową imprezę z okazji 4. lipca. Tłumy były nieprzebrane. Do tego skład przedziwny. Pan Ambasador przemawiał pięknie. Premier Siemioniak – niż oratorsko jednak lepiej sobie radzi na Twitterze. Był tradycyjny tort. Był też minister Kamiński, który najpierw błąkał się pod dużym namiotem nie wzbudzając specjalnego zainteresowania. Nie wyglądał najlepiej. To musiał być upał, bo raczej nie alkohol. Szklankę z piwem nosił raczej by zająć czymś ręce. Później przeniósł się do miejsca koło śmietników, gdzie wolno palić i zazwyczaj grupują się dziennikarze. Tam przyczepił się chyba do redaktor Wielowieyskiej. I później nie odstępował jej ani na krok.
Mogę jakoś zrozumieć zachowanie ministra Kamińskiego. Gdybym wymyślił tak ryzykowny spin jak druga Grecja, też bym się czuł nieswojo. Nie trzeba być specjalnym orłem, żeby zacząć się zastanawiać, czy grecki problem wziął się na pewno z powodu realizacji jakichś wyborczych obietnic, czy raczej przedwczesnego przystąpienia do strefy Euro.
A kto ma problem z komunikowaniem swojego stosunku do wchodzenia do strefy? Raczej nie pani Szydło.

Kogóż jeszcze widziałem? Prezydent Biedroń wyglądał na niesionego sukcesem. Pani Ogórek nieco przyszarzała, ale nie będę tego wiązał ze światłością red. Węglarczyka, z którym przyszła.
Było sporo znanych z twarzy lecz zapomnianych z nazwiska starych polityków SLD. I stoisko Googla, który zrobił oculusa z tektury. Znaczy z tektury zrobił coś, w co się wkłada smartfona. Fajna rzecz, żeby nie to, że nic przez moją wadę wzroku nie widziałem.

Było przyjemnie, choć krótko – ciężko było porozmawiać ze wszystkimi, z którymi się porozmawiać chciało. Na koniec udało się zamienić dwa słowa z panem Ambasadorem. No i się okazało, że jeszcze będzie okazja do tego, żeby się spotkać. I to jest dobra informacja, bo spotkania z panem Ambasadorem poprawiają mi nastrój.

Kiedy wracaliśmy do auta Bożenie złamała się laska. I to jest zła wiadomość, bo to była laska na specjalne okazje, a takich będzie niedługo kilka.



czwartek, 2 lipca 2015

2 lipca 2015


1. Wstałem. Poszedłem po bułki. Bożena podrzuciła mnie pod palmę i pojechała do Berlina. W pracy przysłuchiwałem się spotkaniu kilkunastu ważnych ludzi rozmawiających na ważny temat. Wśród nich był prezydent obywatel Jóźwiak. Niestety bez swojego wiernego dyrektora Zydla.
I to jest zła informacja, bo dyrektora Zydla jeszcze nigdy nie widziałem służbowo.

2. Redaktor Skory napisał o ostatniej spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Że nieobecność na niej #PAD to niezręczność, błąd, złe świadectwo etc. Zacząłem na ten temat dyskutować z red. Piaseckim tłumacząc, że to nie do końca tak. Już miałem wytoczyć jakieś poważne armaty, kiedy się okazało, że to jednak nie on ten tekst napisał, tylko red. Skory.
I to jest zła informacja, bo z całym szacunkiem dla red. Skorego – wyżej cenię red. Piaseckiego, więc taka pomyłka jest dla mnie jeszcze mniej wybaczalna.

3. Wieczorem poszedłem na chwilę do Krakena, gdzie pogadałem chwilę z kolegą Olszańskim. [Nie mylić z red. Olszańskim] Właściwie nie gadałem zbyt wiele, bo kolega Olszański rozmawiał z red. Pereirą.
Zanim kolega Olszański przyszedł, pewien człowiek podziękował mi za to, że w Negatywach opisywałem Krakena, bo dzięki temu Krakena odkrył. Znaczy pisanie Negatywów ma jakiś sens.
Kolega Olszański udał się do Płocka, a my z red. Pereirą na Palcyk. Gdzie w Szarlocie zaczęliśmy omawiać politykę informacyjną jednej z opozycyjnych partii, która ma wielkie szanse na przejęcie władzy. Mówiłem red. Pereirze, że partie polityczne powinny brać przykład z korporacji i zatrudniać fachowców zamiast działaczy, bo działacze grają na siebie.
Gadaliśmy, aż zaczepiły nas trzy panie siedzące przy stoliku obok, które koniecznie chciały wznieść z nami jakiś toast. A później jedna z nich się do nas dosiadła i zaczęła robić badania do swojej pracy doktorskiej. Socjologia to jednak paranauka. Polegająca na opisywaniu rzeczywistości maksymalnie skomplikowanym językiem.
Redaktor Pereira podejrzewał, że panie próbowały nas podrywać. Ja tego nie zauważyłem i to jest zła informacja. Nie dlatego, że byłbym jakoś zainteresowany, tylko, że powinno się takie rzeczy widzieć.

Kiedy wróciłem do domu zgasło światło. Na chyba godzinę. Dobrze, że jest pełnia, bo by nic nie było widać.  

środa, 1 lipca 2015

1 lipca 2015


1. Najsamprzód wstałem, żeby zawieźć red. Pertyńskiego na Okęcie samochodem o całkiem nieźle brzmiącej nazwie: Lexus. Samochód dziwny, choć interesujący. Z całkowicie bezsensownym sposobem sterowania – excusez le mot – entertajmentem. Za to samochód palił mało. Na tyle mało, że mi się wydawało iż to diesel, a nie dwulitrowa benzyna turbo. Wróciłem do domu i poszedłem do pracy. Tym razem Nowogrodzką. Złą informacją jest, że zapomniałem gdzie była agencja Forum. Gdzie była nim lata temu przeniosła się na Pragę. 



2. Razem z kolegą Mikołajem udaliśmy się na spotkanie do ambasady jednego z sojuszniczych państw. Spotkanie było bardzo przyjemne, ale tak to już wygląda. Przenieśliśmy się na obiad do japońskiej restauracji. Przydała mi się praktyka w obcowaniu z toczonym drewnem. Słuchałem, jak kolega Mikołaj rozwija swoje geopolityczne wizje. Z przyjemnością słuchałem. Gdyż przyjemnie się słucha inteligentnego człowieka. 

Kiku jest wyraźnie gorsza niż Mei. I to jest zła informacja. Choć może i dobra dla tych, którzy wolą Mei. 



3. Wieczorem w Krakenie był naprawdę dobry koncert. Nie wiem czyj. Krótki. I to jest zła informacja.

wtorek, 30 czerwca 2015

30 czerwca 2015


1. Przestaję lubić poniedziałki. Ostatnio co w taki dzień się budzę, to się okazuje, że coś jest nie tak. I to jest zła informacja.

2. Poszedłem na spacer. Najpierw ulicą Karasia, później Bartoszewicza. Ulicą Karasia już kiedyś jechałem, Bartoszewicza – nie. Są w Warszawie miejsca, gdzie normalny człowiek może mieszkać.
Wracałem kładką nad Tamką. Przy Akademii Muzycznej, tfu, Uniwersytecie Muzycznym kręcono film. Kolega, z którym szedłem zauważył, ża na planie pracowało ze trzydzieścioro ludzi.
Źli ludzie mówią, że budżet partycypacyjny to ściema. Mylą si i jest na to dowód. Zobaczyłem hotel dla owadów zrelizowany w jego ramach. Hotek dla owadów na miarę naszych możliwości.

Później byłem na Wiejskiej. Usłyszałem, że po wyborach samorządowych postanowiono fizycznie rozdzielić PKW od KPRP.

Póżniej spotkałem się z pewnym znajomym, który podzielił się ze mną interesującą konstatacja. Otóż pierwszym symptomem starości jest, że w reprezentacji Polski nie ma już piłkarzy w twoim wieku. Drugim – że Prezydent jest młodszy od ciebie.
Jestem już stary. I to jest zła informacja.

3. Onet wydał oświadczenie, że na jego stronach nie było fałszywego cytatu z #PAD. Pan Jeziorek uzyskał dowód na wszechmoc nowej kancelarii.

Spotkaliśmy się z zaprzyjaźnionymi Amerykanami, których służba w Polsce się na dniach kończy. Nie wiem, czy przez te dwa lata znajomości choć trochę zmieniliśmy ich spojrzenie na nasz kraj. I to jest zła informacja.

Tym razem nie zasnąłem przy „Detektywie”, ale wiele nie brakowało. Będę musiał obejrzeć ten (drugi) odcinek jeszcze raz. Tak jak pierwszy.  

poniedziałek, 29 czerwca 2015

29 czerwca 2015


1. Już miałem przestać oglądać „Kawę na ławę” – zobaczyłem posła Szejnfelda – ale zmieniłem zdanie. Skoro w taki czas ktoś podejmuje decyzję o wysłaniu tak ważnego programu akurat tego europosła, pewnie ma to jakiś głębszy sens. Sensu nie znalazłem, ale z pewnym rozbawieniem obserwowałem jak poseł Szejnfeld delikatnie mruga oczkiem do wyborców Kukiza. Za te parę lat, kiedy się kadencja skończy nie wiadomo jak będzie.

Poźniej próbowałem oglądać „Lożę prasową”. Mam wrażenie, że program wyczerpał już swoją formułę. I to jest zła informacja.

2. Przez zbieg okoliczności zauważyłem na fejsbuku fejkowy cytat z #PAD. Zobaczyłem na profilu człowieka o nazwisku Jeziorek. Pan Jeziorek ponoć był (a może nawet wciąż jest) jakimś stosunkowo ważnym człowiekiem w publicznej telewizji. Uwierzył w fejk i zaczął go propagować, zarzekając się, że widział te słowa na własne oczy. Robił to mimo iż kolejni ludzie sugerowali mu, by to przemyślał.

Napisane było, że Onet cytuje Rzepę drukującą wywiad. Wywiadu nie było. (ostatni był Mazurek). Zadzwoniłem do Onetu. Onet nie napisał.
Pan Jeziorek zaczął tłumaczyć, że brak słów na Onecie jest dowodem na to, że były i zostały usunięte przez naciski.
Z jednej strony trochę mnie to podbudowało, bo zasadniczo jeżeli ktoś miałby naciskać to ja. Ale tylko trochę.
Później się okazało, że fejka promował (za całkiem spore pieniądze) fejsbukowy Sokzburaka. Często udostępniany przez ludzi związanych z Platformą.
Zobaczymy, czy pan Jeziorek nie wystąpi aby u redaktora Lisa. Razem z panem Sikorskim, który będzie opowiadał o pełzającym zamachu stanu.

Złą informacją jest, że ten hejt jest na tak żenującym poziomie. Ciekawe, czy kiedyś zobaczymy faktury.

3. Pojechaliśmy na Koło. Kupiliśmy album o Powstaniu Warszawskim. Z 1989 roku. I numer Stolicy z 1957 roku. Cały o Powstaniu Warszawskim. Do tego jeszcze takie coś, żeby z kominka się popiół nie rozsypywał i reprodukcję zdjęcia Getta (gdzie stoi sam kościół) od syna autora. Potwornie gadatliwego pana, który od zawsze stoi w tym samym miejscu.
Nie kupiliśmy zegara bijącego kwadransy. I to jest zła informacja, bo chciałbym taki zegar mieć.
Bożena mówi, że Koło się znowu ucywilizowało. Ceny są rozsądniejsze niż na Allegro. A i ze sprzedawcami łatwiej się dogadać.

Później pojechaliśmy do Ikei. Po ramki. Nienawidzę Ikei. I to jest silniejsze ode mnie.



niedziela, 28 czerwca 2015

28 czerwca 2015




1. Wyspałbym się jeszcze bardziej, gdyby nie jakaś starsza pani, która seryjnie dzwoniła do Bożeny, nim w końcu nie dotarło do niej, że się nie myli wybierając numer, tylko ma ten numer źle zapisany.
Tak, czy inaczej poszedłem po bułki. I ogórki małosolne. I „Plus Minus”.
Przy śniadaniu próbowaliśmy oglądać jakiś film o tornadach. Było trudno. Później, przez chwilę oglądałem „Drugie śniadanie mistrzów”. Wojciech Orliński opowiadał takie pierdoły o transporcie samochodowym, że aż dziwne, że pani Waltzowa nie zatrudniła go jeszcze na stanowisku wiceprezydenta Warszawy odpowiadającego za komunikację.
Ludzie, którzy zamieszkali na dalekich przedmieściach są sami sobie winni. To, że nie ma publicznych środków transportu, które by ich mogły do centrum zawieźć jest bez znaczenia. Sami postanowili mieć duże domy i jeszcze większe ogrody. Miasta powinny być zamknięte przed samochodami. Jak Londyn.
Orliński nie zauważył, że Londyn ma metro. Ma też rozbudowaną sieć kolei.
Moi poważni znajomi z niewiadomych przyczyn traktują to, co Orliński głosi poważnie. I to jest zła informacja.

2. Pani Premier wsiadła do pociągu. Postanowiła w ten sposób walczyć o głosy obywateli. Specjalnie na tę okazję puszczono hasztag #KolejNaEwę. Nie będę się z tego nabijał. To zbyt łatwe.
Napiszę tylko, że ktoś nie sprawdził, że Polska jeżeli chodzi o kolej w europejskim pociągu jest tym wagonem z czerwoną latarnią. I to jest zła informacja. 

Gazeta.pl puściła materiał o tym, że ktoś nagrał uprawiających seks w urzędzie Rosjan. Tak, wiem, że Wyborcza i Gazeta.pl są oddzielone murem. Chińskim murem.

Z panią Lisową rozmawiał marszałek Karczewski. Pani Lisowa pytała pana Marszałka w jaki sposób PiS chce walczyć z umowami śmieciowymi. [Pani Lisowa średnio ogarnia rzeczywistość. Uważała, że ustawa o in vitro trafi na biurko Prezydenta z ominięciem senatu.] Tłumaczyła, że na śmieciówkach pracuje się u mikroprzedsiębiorców. Interesujące. Pan marszałek próbował się przebić przez nawijającą panią Lisową przebijać. Z różnym skutkiem.
Nie powiedział jednej rzeczy. Do walki ze śmieciówkami wystarcza obowiązujące prawo. Trzeba je tylko zacząć egzekwować.
Swoją drogą ciekawe co będzie z niektórymi inicjatywami medialnymi, kiedy sądy zaczną zmieniać umowy o dzieło w umowy o pracę. Może się sporo zmienić. I może to być równie dotkliwe jak przykręcenie kurka z państwową kasą.

3. Pojechaliśmy na zakupy Michałowym SVX-em. Po czwartkowej wizycie w Radomiu inaczej patrzyłem na rejestrację tego auta.
W Lidlu nie było crocsów. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wyglądały o nie walki. Crocsy były za to w Makro. Droższe. Była też ziemia do kwiatków po jakieś trzy złote za dwadzieścia litrów.
Prześladowały mnie stare Legacy. W lepszym bądź gorszym stanie. Ich właściciele nie rozpoznawali w SVX-ie subaru. Cieniasy.

Wieczorem oglądaliśmy beznadziejną komedię z McConaugheyem [Co to za niechrześcijańskie nazwisko] Ile się ten chłop musiał wymęczyć, zanim zaczął grać.

Później „Jackass: Bezwstydny dziadek”. Muszę przyznać, że mnie strasznie śmieszył. I to jest zła informacja.

sobota, 27 czerwca 2015

27 czerwca 2015


1. Piąteczek. Wstałem, wlazłem do wanny, przejrzałem tajmlajny, wylazłem, się odziałem i pojechałem oddać M235i. Jechało się nieźle. Dopiero w samym Mordorze zaczął się koreczek.
Nigdy jeszcze tak wcześnie nie byłem pod BMW.
Pogadałem chwilę z Kamilem o rajdach. Opowiedziałem jakie wrażenie robiły diodowe światła i poszedłem do metra.
W metrze, jak to w metrze – w pierwszej linii nie było sygnału, więc nie dało się czytać tweetów. W drugiej linii sygnał był, ale miałem problemy z tym, żeby tam trafić. Znaczy z pierwszej się na drugą linię przesiąść.
Na przesiadanie nałożyła się jakaś idiotyczna afera z krakowskiego liceum, która z niewiadomych przyczyn się strasznie rozdmuchała. Znaczy, właściwie z wiadomych, choć irracjonalnych. Afera szybko, dzięki pomocy Urzędu Miasta Krakowa została zażegnana, histeria trwała dalej. I to jest zła informacja.

2. Spotkałem się dwoma bardzo sympatycznymi panami z agencji Reutera. Było bardzo elegancko.
Póżniej z człowiekiem, który ma tak samo na imię, jak rondo Babka poszedłem na śniadanie. Znaczy po raz drugi w życiu zjadłem placki ziemniaczane z tatarem ze śledzia. W Kameralnej. Miejscu, gdzie można czytać ściany pod warunkiem, że się zatka uszy.
W pracy cisza. Nie ma Szefa. Stoi u niego w gabinecie telewizor, więc mogłem sobie, korzystają z okazji pooglądać TVP Info.
Występował nowy rzecznik rządu. Z pewnym rozbawieniem, że klapie jego marki miejsce nierozpoznawalnego dla mnie znaczka zajęła biało-czerwona flaga.

Mam wrażenie, że spindoktorzy z Platformy tak bardzo nie ogarniają powodów zwycięstwa #PAD, że zaczynają przypominać dzieci, którym się wydaje, że jeżeli będą odpowiednio szybko machać rękami, to pofruną jak ptaki.
Dlatego naglę wszyscy z Panią Premier na czele zaczęli używać [swoją drogą – dla mnie niezbyt zgrabnego] spinu „rozmawiać/się konsultować z Polakami”. Teraz ta flaga zajmuje miejsce tak wyśmiewanego kotylionu.
Broń Boże nie mówię, że #PAD, czy PiS mają na flagę monopol. Nie mają. Ale cała sytuacja jest śmieszna.
Jednak wydaje mi się, że mejnstrimowy marketing polityczny jest w Polsce na dość żenującym poziomie. I to jest zła informacja.

3. Chwilę spacerowałem z Tęgim Łbem. Weszliśmy do kwiaciarni „Bożena”. Tęgi Łeb opowiedział pani kwiaciarce, że przy jego babci zasuszone kwiaty wracały do życia.
Nie napiszę kim tęgi łeb jest i czym się zajmuje, bo Platforma zaczęła by jeździć po Polsce i szukać kogoś, kto też miał babcię z takimi zdolnościami.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną na jedno piwo do Krakena. A właściwie do Beirutu. Z jednego piwa zrobiły się trzy. Z tym, że Bożena przeszła na Ardbega.
Tak mi się jakoś zrobiło, że czuję Ardbega z dwóch metrów. I nie jest to nieprzyjemne.
Piliśmy z kolegą Krzysztofem. Do którego przyszło dwóch kolegów z podstawówki. Koledzy z podstawówki są w porządku. Wiem coś o tym.
Ja wpadłem na znajomego, który się zajmuje wymyślaniem literek. Nie widziałem go z dziesięć lat. Zupełnie się nie zmienił. Może tylko posiwiał. Bożena mówi, że ludzie się nie zmieniają. Ja tam nie wiem, czy mi to odpowiada, bo wolałbym być nieco inny niż parę lat temu.
Później przyszedł mój brat z kolegą z pracy. Marcinem, którego w SMS-ie nazwał Marvinem. Bożenie się przypomniał Marvin Pontiac. Mnie Starvin' Marvin. Taka sytuacja.

Wróciliśmy do domu. Zabrałem się za Negatywy, ale nie dałem rady skończyć. Zasnąłem. I to jest zła informacja, bo – żeby utrzymać rytm – będę musiał napisać dwa odcinki prawie na raz.   

piątek, 26 czerwca 2015

26 czerwca 2015


1. Tym razem zjadłem w domu śniadanie. TVN24 z niewiadomych przyczyn o tym nie poinformował.
Pojechałem do BMW, gdzie Kamil dokonał na moich oczach pewnego mistrzostwa świata – wydał naraz cztery testowe samochody (w tym jeden elektryczny). Wyjeżdżająca z podziemnego parkingu kawalkada musiała robić niezłe wrażenie. Mnie się trafiło M235i. Złą informacją jest, że zbyt długo tym samochodem nie pojeżdżę. Ale może nie tak złą, bo mógłbym się przyzwyczaić i trudno by mi było wysiąść.

2. Poznałem czytelnika Negatywów, który przed nazwiskiem ma napisane: gen. bryg. prof. dr hab. n. med. I to jest chyba rekordowa liczba liter, które można przed nazwiskiem zapisywać.
Muszę przyznać, że sytuacja mnie zaskoczyła. A chyba nie powinna, bo – nie wiedzieć kiedy – negatywy przeszły już liczbę 200 tysięcy wyświetleń.

Pokręciłem się chwilę w okolicach Wiejskiej. W parku Śmigłego-Rydza jak co roku stanęły ogródki. Miałem właściwie straszną ochotę się zatrzymać tam na chwilę. Dłuższą nawet. Niestety wtedy bym sobie nie pojeździł. Nie lubię być w przymusie (to po brydżowemu). I to jest zła informacja.

3. Razem z kolegą, który na imię ma zupełnie jak rondo Babka, i powszechnie znienawidzonym w środowisku fotografem udaliśmy się do Radomia. Na wysokości Magdalenki budują jakieś skrzyżowanie z jakąś chyba nową drogą. W związku z tym był wyprowadzający z równowagi korek. Później było już – jak się to mówi – gładko.
Chyba trzeci raz w życiu wjechałem do centrum miasta. Jechaliśmy na obchody 39 rocznicy radomskiego czerwca.

Kolega mój Grzegorz przez dobrych parę miesięcy jeździł do Radomia i rozmawiał z ofiarami 1976 r. Z ofiarami, z ich rodzinami, z ich rodzinami, które też były ofiarami. Później opowiadał przerażające historie.
Ludzie, których protest doprowadził do ciężkich represji, które doprowadził do powstania KOR-u, który przysłużył się powstaniu Solidarności, która obaliła komunę, które to obalenie doprowadziło do transformacji zasadniczo są tej transformacji ofiarami. Ale to jest jeszcze bardziej skomplikowane. Wszyscy się śmiejemy z Radomia. Ciekawe ilu z nas zdaje sobie sprawę, że jest to po trosze efekt instytucjonalnego hejtu na Radom po 1976?

Kolega Grzegorz opowiadał o pewnym panu, którego SB pobitego porzuciła na torach kolejowych i oblała wódką. Pan oprzytomniał na chwilę przed przejazdem pociągu. Inni nie mieli tyle szczęścia.
Ten pan przemawiał. Jest szefem stowarzyszenia ofiar. Stowarzyszenia, które walczy o to, żeby ofiarom przywracać godność.

Kolega Grzegorz książkę ma chyba gotową. I nie może znaleźć wydawcy. I to jest zła informacja, Bo bohaterom tej książki ta książka się należy.

Mówią, że Radom został za 1976 rok ukarany. Że jest ukaranym miastem. Wciąż jest karany.  

czwartek, 25 czerwca 2015

25 czerwca 2015





1. Ile słoni mieści się do małego fiata? Cztery, bo są cztery miejsca.
Nie wiem dlaczego mi się to przypomniało.
Rano napisałem złośliwego tweeta o marszałku (ministrze?) Sikorskim. Znaczy napisałem, że wraca na stanowisko odpowiadające jego kompetencjom. Znaczy, że wraca do swojego osobistego pałacu. Ale chwilę później się okazało, że znowu zatrudni go amerykański thinktank. Więc całkowicie się zmienił sens tweeta. I to jest zła informacja.

2. Poznałem prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pan profesor Belka postanowił, że musi mieć ze mną zdjęcie. I mam podejrzenia, że to nie jest dobra informacja. Gdyż nie chodziło o to, że jestem celebrytą. Dowiedziałem się, co może spowodować spadek ceny franka. Niestety nie zależy to ode mnie.

3. Dyrektor Ołdakowski miał imieniny. Zauważyłem to dopiero wieczorem. Odkąd Facebook informuje o urodzinach imieninach trudniej się pamięta. I to jest zła informacja.
Wróciłem do domu na „Kropkę nad I”. Występował Palikot z brodą. Jutro może będzie ktoś, kto połyka noże.
Później, na „Ale Kino” oglądaliśmy odcinek „Ripper street”, filmu w którym gra bardzo dużo aktorów z „Gry o tron”. Przynajmniej dwóch.
A ile zmieści się w małym fiacie mrówek? Żadna, bo są tam już słonie.  

środa, 24 czerwca 2015

24 czerwca 2015



1. Tym razem udało mi się zacząć dzień od precli i soku pomidorowego. Z tym, że wcześniej odezwał się mój ojciec z w sprawie życzeń z okazji dnia ojca. Mamy taki zwyczaj, że świętujący dzwoni żądając życzeń. Dzięki temu nikomu nie jest przykro.

Tym razem szedłem Mysią. Wydaje mi się, że pod PAP-em stoją stalowe prostopadłościany (czy talk się nazywa przestrzenny prostokąt?), poświęcone pamięci zabitych dziennikarzy. Ktoś mógłby szybko postawić kolejny, pamięci tego chłopaka z Mławy.

Kiedy wychodziłem z domu wpadłem na sąsiada z parteru, który odprowadzał syna do przedszkola. Obaj mają tzw. irokezy. Więc wyglądają nieźle. Sąsiad ma jeszcze jedno dziecko. I jeszcze jedno w drodze. Parę lat temu przez całą Wielkanoc wyła mu pod oknem beemka, której nieopatrznie włączono alarm a czujnik pod tylnym fotelem się obluzował. Od tego czasu, kiedy go widzę czuję wyrzut sumienia.
Wpadłem na niego znowu pod palmą. Szedł Nowym Światem. Później skręcił w Foksal. Pomyślałem że by było zabawne, gdyby szedł na spotkanie Prezydenta Elekta z tzw. młodzieżą.
Nie szedł. Skręcił w bramę przy Kameralnej.

Młodzież przyszła ubrana w marynarki. Żaden z jej przedstawicieli nie miał na głowie irokeza. I to jest zła informacja, bo lepsza jakaś fryzura niż żadna.

2. Urodziny miała Paulina Chorążewska. Nie bójmy się tego słowa – postać z wielkimi zasługami w rozwój przyjaźni polsko-amerykańskiej. No i dowiedziałem się, że czwartego czerwca w tym roku jest drugiego.
I właściwie większość dnia kręciła się wokół spraw internacjonalnych.
Tu zagadka: który z ważnych europejskich polityków nie przysłał listu gratulacyjnego do Prezydenta Elekta?
Nagród materialnych nie będzie. I to jest zła informacja.

3. Dziś obejrzałem „Detektywa”. Nie jest źle, choć Bożena uważa, że widać kompleks pierwszej serii. Może i widać. Ale widać też, że bogactwo bohaterów. Ojciec Polskiego Dziecka z wąsami wygląda nieźle.
Nie jestem pewien, czy ostatnia piosenka w odcinku to Nick Cave. I to jest zła informacja, bo pewnie gdybym się skupił, to bym był pewien. Ale skupianie ostatnio słabo mi wychodzi.  

wtorek, 23 czerwca 2015

23 czerwca 2015




1. Pojechałem pod Sejm by obserwować przepoczwarzenie Dudabusu w Szydłobus.
W newralgicznym momencie folia nie chciała się oderwać. Wyglądało to właściwie zabawnie. Cóż, miejmy nadzieję, że to taka sama wróżba jak wywracające się pudła z podpisami
Autobus pojechał. Mnie się zrobiło żal, że nim nie pojechałem. Nie był może specjalnie wygodny, ale podróże nim były bardzo ciekawe. Brakuje mi kampanii. I to jest zła informacja.

2. Dzień spędziłem na odbieraniu telefonów i oddzwanianiu pod numery, z których dzwoniono kiedy rozmawiałem, więc nie mogłem odebrać.
Po południu pojechałem oddać MINI. Oddałem, chwilę porozmawiałem i wróciłem do moich telefonów. Razem z tłumem wyplutym przez Mordor dojechałem tramwajem do metra. Późneij jechałem pełnym metrem. Na koniec, na piechotę do Krakena, gdzie się umówiłem z Cyfrowym Szogunem. Czekając na niego obserwowałem dziwną nadaktywność mediów na Poznańskiej. Okazało się, że pani dwojga nazwisk rzecznik Prezydenta dzieliła się z dziennikarzami wrażeniami po spotkaniu państwa Dudów z państwem Komorowskimi. Jak powiedział mi operator wiodącej telewizji – nie powiedziała nic ciekawego.
Cyfrowy Szogun zjadł w Krakenie owoce morza. Nie pozwolił na to, żeby mu zrobić zdjęcie z ośmiorniczką. I to jest zła informacja, bo płacił osobistymi pieniędzmi a do tego niezbyt wygórowaną cenę.

3. Wieczorem był pierwszy odcinek drugiej serii „Detektywa”. Niestety zasnąłem oglądając. I to jest zła informacja.  

niedziela, 21 czerwca 2015

22 czerwca 2015


1. Nasamprzód się obudziłem przed szóstą. Przejrzałem tajmlajny, no i się okazało, że wszyscy śpią. Postanowiłem więc spać dalej. #punktzwrotny Było trudno, ale jakoś się udało. Przyśnił mi się prezes Kaczyński. Próbował mnie nastraszyć, ale się nie dałem. #punktzwrotny
Obudziłem się i tak niewyspany. I to jest zła informacja. Koło jedenastej, więc – jak za dawnych czasów – zaspałem na „Kawę na ławę”.

2. W „Kawie na ławę” zasadniczo wszyscy byli przeciw panu Protasiewiczowi. Tak bardzo, że właściwie nikomu się nie chciało jakoś specjalnie go punktować. A były szanse. Pan Czarzasty znów występował w sweterku. Żółtym.

„Lożę prasową” sobie odpuściłem. #punktzwrotny Wziąłem prysznic testując nową deszczownicę. Działa bardzo dobrze.
Wykosiłem kawałek parku i zaparkowałem kosiarkę w stodole. Następnym razem muszę naostrzyć noże. Wykoszoną dzień wcześniej łąkę obsiadły ptaki, chyba szpaki. Obżerały się robactwem, które po skróceniu trawy wylazło na wierzch. Koty miały je gdzieś, gdyż trawa – mimo iż krótka – była zbyt mokra.

Posadzone po śmierci babci z pomocą dyrektora Zydla platany rosną nierówno. Te w parku sprawiają wrażenie dwa razy większych, niż te z drugiej strony.

Ruszyłem do Warszawy godzinę spóźniony. #punktzwrotny Później się okazało, że planując pomyliłem się o godzinę, czyli i tak miałbym za mało czasu. I to jest zła informacja.

3. Jak wcześniej zauważyła Bożena, dziecię bocianów z Ołoboku jest już całkiem wyrośnięte. W Świebodzinie przy wyłączonych światłach stał policjant i grzebał w smartfonie. Przy kinie, kątem oka zauważyłem orkiestrę chyba dętą. Dotankowałem na stacji benzynowej na pierwszy rzut oka projektu Alberta Speera. Pani przy kasie powiedziała, że są właśnie dni Świebodzina. Iże wczoraj były Piersi, ale bez Kukiza.
Wjechałem na A2 i podjąłem rozpaczliwą próbę gonienia czasu. Efektem jej była jedynie konieczność dolania paliwa, bo za Skierniewicami był korek. #punktzwrotny
W który o mały włos się nie wbiłem, bo w Polsce zbyt powszechnym nie jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych w takiej sytuacji. Odstałem swoje. Zobaczyłem chyba forda, z którego wycięto kierowcę.
Dojechałem do domu. I się okazało, że nie mam kluczy, więc i nawet gdybym przyjechał wcześniej to by z tego nie było żadnego pożytku, bo bym się nie przebrał.

No i się okazało, że moja ulubiona apteka zmieniła godziny pracy. #punktzwrotny I to jest zła informacja.

Wpisywanie byle gdzie hasztaga #punktzwrotny to jednak idiotyczny pomysł.