sobota, 9 stycznia 2016

7 stycznia 2016



1. Kurier zadbał bym nie zaspał. I to jest zła informacja.
Długo nie mogłem uwierzyć, że ktoś dzwoni do drzwi przed siódmą rano.

2. Bożena podrzuciła mnie na Krakowskie Przedmieście. Nie chciała zjeżdżać na dół Bednarską. Może ta nazwa źle jej się kojarzy.
Przeprowadziłem kilka interesujących rozmów i udałem się do sali kolumnowej, gdzie tłum prawników z rodzinami czekał na to, aż część z nich zaprzysiężona zostanie na sędziów. Tłum był duży już duży, więc żeby coś widzieć wylazłem na balkon. Pana Profesora zauważyłem dopiero po chwili. Nie będę ukrywał, że nie jestem jego wielbicielem. Zresztą już o nim w zeszłym roku 
pisałem, kiedy po wyborach samorządowych nazywał wyborców, którzy mieli problem z tzw. listą zbroszurowaną – analfabetami.
Jeżeli kiedyś – a na to wygląda – pan Profesor będzie startował w jakichś wyborach, to chętnie się zatrudnię przy kampanii konkurencji, bo pan Profesor ma tendencje do samozaorywania. Trzeba tylko wybrać cytaty. Setki. Bez żadnych kombinacji, montażu czy manipulowania. Łatwa robota.
To jest moje prywatne zdanie zbudowane zarówno na obserwowaniu wieloletniej działalności medialnej pana Profesora, jak również kilku rozpraw, którym przewodniczył.

Wydaje mi się, że samo mianowanie nie czyni człowieka osobą moralnie i intelektualnie odpowiednim na funkcję, na którą jest mianowany. I to jest zła informacja.

3. Po uroczystości zlazłem na dół z ambicją zrobienia selfie z panem Profesorem. Ambicja okazała się niewystarczającą. Z kimś się zagadałem, czy zagapiłem na coś. Nagle dotarło do mnie dziwne poruszenie. Odwróciłem się. Zobaczyłem las rąk z telefonami zwróconymi w stronę pana Prezydenta rozmawiającego z panem Profesorem. Nowo mianowani sędziowie chcieli to uwiecznić.
Generalnie: warto rozmawiać.

Przy okazji przypomniał mi się Albert Einstein. Otóż pan Profesor powiedział, że rozmawiali później z Prezydentem prawie godzinę, a mnie, anonimowy informator zeznał, że od wejścia do gabinetu do z niego przez pana Profesora wyjścia upłynęło 25 minut. Wynika z tego, że coś porusza się z prędkością światła. Tylko nie wiem co, czy gabinet, czy sekretariat. Fizyka jest dla mnie zbyt trudna. I to jest zła informacja. 

Dowiedziałem się, że prof. Penderecki wycofał się z kapituły Orła Białego. Mając w pamięci kosze wysyłane do Pałacu przed Świętami przez jego małżonkę, można wyciągnąć wniosek, że mają rozdzielność majątkową – tak modną teraz wśród nowoczesnych obrońców demokracji.

piątek, 8 stycznia 2016

6 stycznia 2016


1. Wstałem, wlazłem do wanny, wyszedłem z wanny, zjadłem śniadanie, ubrałem ubiór roboczy i udałem się do pracy. Z okazji święta wziąłem auto Bożeny. Jadę. Marszałkowska, Królewska, plac Piłsudskiego, blokada. Pytam policjanta jak do Pałacu. Mam wrażenie, że mnie nie rozumie. Jadę do Świętokrzyskiej, Tamką, Dobrą, Leszczyńską (chyba), Browarną, Karową, Przy Bristolu policjant. –Do Pałacu Prezydenckiego. –Ale tego, tu? –Tak. –Proszę jechać. Jadę. Krakowskim. Dojeżdżam. Chcę na Parking. Policjant. –A skąd się pan tu wziął? –Ja tu, na parking. –Proszę jechać. Wjeżdżam. Wchodzę. Zdążyłem. W Sieni Głównej czekają Panowie Oficerowie Borowcy. Żartujemy na temat Chin. Na filmach było widać, że było ślisko. Nie było widać, że było zimno. Strasznie zimno. Teraz mam futro. I mróz może mi nagwizdać.
Przychodzi Para. Pan Prezydent w łaskawości swojej zauważa, że w moim outficie mógłbym rozbić za któregoś z królów. Nie mówi którego. Nie pytam. I to jest zła informacja.

2. Idziemy w Orszaku. Ze zdziwieniem nie dostrzegam Obywatela Prezydenta Jóźwiaka w jego operacyjnej kurtce. Najwyraźniej na razie nie zajmuje się pozyskiwaniem konserwatywnego elektoratu. Dowiaduję się za to, że mecenas Giertych ma brata. I ten brat nie skacze. Więc w tym przypadku skakanie raczej nie jest genetyczne.

Później do Pałacu przyszli górale, którzy w Orszaku brali udział. Śpiewali po góralsku, mówili po góralsku i grali po góralsku. Nie tańczyli. Było bardzo miło. Górale zapowiedzieli, że jakby co, to zawsze mogą przyjechać.
Zawsze, kiedy górale śpiewają przypominają mi się przyśpiewki, które mojej ś.p. babci śpiewał jej ś.p. ojciec. Góral. Ale po Nowodworku. Zupełnie jak Druh Podsekretarz. I redaktor Kolanko. I wiele innych postaci.
Czasem nawet te przyśpiewki śpiewam. I to jest zła informacja. Bo nie w każdej sytuacji powinienem.

3. Po robocie z kolegą, który na imię ma jak rondo Babka pojechaliśmy do Krakena. Ponarzekaliśmy na nasze ciężkie życie. Przyszedł przedstawiciel mediów międzynarodowych. Nie narzekał. Przyszedł kolega Krzysztof. Powiedział, że nie wie o co chodzi z brakiem wina, bo było. Znaczy – ktoś kogoś wprowadza w błąd.
Obserwowałem przez jakiś czas scenkę. Przy barze siedziała chyba Rosjanka. Walentyna. Urocza, choć niezbyt ładna. Dosiadł się do niej jakiś człowiek. Rozmawiali. Stawiali sobie nawzajem chyba Bushmillsa. W pewnym momencie on powiedział jej coś na ucho. Zrobiła się najpierw czerwona, później chyba smutna. Powiedział i poszedł. Później jego miejsce zajęła para. Walentyna szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Później przyszedł chyba narzeczony Walentyny. Duży i brzydki. A później my poszliśmy. Więc nie wiem co było dalej. I to jest zła informacja.


BBN ustami swojego szefa odpowiedział na moje zapytanie – na salut należy skinąć głową.


czwartek, 7 stycznia 2016

5 stycznia 2015



1. Dzień zacząłem od wizyty przy Wiejskiej. W Kancelarii znaczy, bo do Sejmu nie dotarłem. Na Wiejskiej jest inaczej niż w Pałacu, ale wymaga to dłuższej opowieści, bo nie chodzi tylko o stołówkę.
Druh Podsekretarz miał gościa. Też z Nowodworka [nie wiecie co to znaczy – to sobie wygooglujcie]. Rozmawiali o rocznicy odbicia więźniów z św. Michała. Siedemdziesiątej. Żołnierze Ognia bez jednego wystrzału zdobyli więzienie, wyczyścili zbrojownię, po czym załadowali się na ciężarówkę i przejechali przez Kraków metodą używaną przez płk. Kwiatkowskiego. To, że reżyser Kutz wybrał kiedyś działalność publiczną to zła informacja. 
Na więzieniu św. Michała wisiała tablica, że siedział tam Waryński. Ten ze stuzłotówki. Ale wcześniej. Jego wtedy nie wyzwolono.

2. Podrzucono mnie do Pałacu. Pod główne wyjście. Wysiadłem z Passata, dwóch stojących w podcieniach przy promiennikach żołnierzy zaprezentowało broń. Nie bardzo wiedziałem jak się zachować. I to jest zła informacja.
Nie wiedziałem jak się zachować, więc powiedziałem: dzień dobry.
Muszę chyba poprosić o konsultacje któregoś z pułkowników w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, czy kapelusz uchylać, czy co. Przed wojną to by człowiek wiedział bez pytania.

3. Po pracy zawiozłem marynarki do czyszczenia. Przy okazji wszedłem do Carrefoura, w którym przez lata robiłem raz w tygodniu zakupy. Zmieniło się. Pani przy kasie się zdziwiła, że kupuję tylko sznurówki. Ze dwadzieścia lat temu [pewnie trochę mniej, ale nie pamiętam kiedy w Krakowie wybudowano pierwszy supermarket] mój były kolega Jerzy wyjaśnił mi, że nie ma nic gorszego dla wielkiej sieci handlowej niż wejść do sklepu i kupić jedną, wyraźnie tanią rzecz. Na przykład kilo cukru w promocji. I, że tak można walczyć z systemem. Więc czasem walczę.

W Castoramie miałem kupić brykiety. Dobrych i tanich nie było. Kupiłem droższe i gorsze. Właściwie nic dziwnego. Zatankowałem LPG. Kiedyś specjalista od zbiorników wytłumaczył mi, że najbardziej się opłaca tankować, kiedy jest mróz, bo wtedy w litrze jest najwięcej gazu. Kupuje się ciecz, a spala gaz. Im zimniej – tym ciecz bardziej gęsta. Jeżeli jest na sali jakiś fizyk – to bardzo proszę, by to potwierdził. Lub nie.

W związku ze świętem Trzech Króli przypomniał mi się dowcip. Wchodzą królowie do stajenki, trzeci – Baltazar, wali głową w nadproże. –O Jezu – jęczy z bólu. Na co święty Józef: –I to jest dobre imię, a nie jakiś tam Stefan.

W dzisiejszych czasach w miejsce imienia Stefan można wstawić Ryszard. Może będzie śmieszniej. I to jest zła informacja.

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.  

wtorek, 5 stycznia 2016

3 stycznia 2015


1. Poranne programy publicystyczne pominę, bo nabijanie się z Daniela Passenta nie jest po gitowsku.
Przyjechali panowie po Suburbana. Wyszedłem przed dom. W szlafroku. Od razu wróciłem. Przypomniała mi się historia Borysa Wajnszelbauma. Rodzice jego, niemieccy żydzi, członkowie partii komunistycznej, wysłani zostali w prezencie Stalinowi. Hitler zapakował i wysłał. Kiedy się jeszcze lubili. Ojciec zrobił w ZSRR karierę. Choć większym sukcesem było to, że przeżył wszystkie czystki. Boria, jako syn wysoko postawionego funkcjonariusza partyjnego prowadził złote życie – nie pamiętam jak po rosyjsku nazywano bananową młodzież. Było świetnie, tylko trochę przesadzał z гашишем. Właściwie nie tyle trochę, co bardzo. Bardzo bardzo. Tak bardzo, że aż jego ojciec, wysoko postawiony funkcjonariusz partyjny postanowił zrobić z tym porządek. Użył w tym celu Armii Radzieckiej, znaczy doprowadził do wcielenia w jej szeregi Borysa. Niezbyt przytomny Boria dał się wsadzić do pociągu. Jechał, jechał, jechał, jechał. W końcu pociąg dojechał. Gdzieś na Syberii otwarto drzwi wagonu nazywanego u nas „bydlęcym”, ktoś krzyknął, żeby wysiadać. Boria wysiadł, wciągnął do płuc mroźne, świeże powietrze i obudził się po dwóch tygodniach w szpitalu. Powietrze miało temperaturę -40 stopni Celsjusza. Borys oskrzela miał poważnie nadwyrężone przez гашиш. Muszę zapytać jakiegoś doktora, czy można dostać zapalenia płuc podczas jednego wdechu.
Borys Wajnszelbaum wrócił do kraju przodków i ma w Hanowerze antykwariat. Decyzję o powrocie do Faterlandu podjął w Zgorzelcu, gdzie pił z jakimś oficerem radzieckiego lotnictwa. Głowę miał nieco mocniejszą. Kiedy lotnik padł, Borys wziął jego szynel i czapkę i przeszedł granicę z NRD. Znaczy właściwie już ze zjednoczonymi Niemcami. Nikt wtedy nie pytał pijanych radzieckich oficerów o dokumenty. Reszty historii nie chce mi się pisać. I to jest zła informacja, bo właściwie jest ona interesująca.

2. Panowie przywiązali Suburbana do volkswagena Transportera i pojechali do Boryszyna. Suburban stał już tam przez parę miesięcy ze dwa lata temu, kiedy wyprowadziła się skrzynia rozdzielcza. Ale to zupełnie inna historia.
Skoro się już ubrałem we wszystko, co było pod ręką dokończyłem porządkowanie garażu. [porządkowanie w znaczeniu robienie miejsca na samochód].
Później wjechałem do środka 750. Jakim geniuszem musiał być budowniczy, skoro tak zaprojektował chlewik, by siedemdziesiąt lat później można było z niego zrobić garaż, do którego na styk wchodzi wyprodukowane 15 lat później auto.
Złą informacją jest, że nie mam w garażu prądu. Akumulator będę ładował z użyciem serii przedłużaczy.

3. Mieliśmy jechać po południu. Zasadniczo się udało. Wyjechaliśmy koło 21. Po drodze musiałem dwa razy wysiadać z samochodu. I to było trudne. A wydawało mi się, że lubię zimę.

W Warszawie się okazało, że termostat w kaloryferze w sypialni nie działa. Znaczy – robi tak, że zawór nie puszcza. I to jest zła informacja, bo jeszcze nie wiem, jak go naprawić.  

poniedziałek, 4 stycznia 2016

2 stycznia 2015


1. No i dogonił mnie chiński mróz. Chwilę mu zeszło ale nie leciał Dreamlinerem.
Pojechałem do Świebodzina zrobić przegląd. Powoli pojechałem, bo z lewego przedniego koła zejszło powietrze. Z tego mrozu zejszło. Nie miałem jak napompować, bo nie było prądu. [Drogie dzieci, w Polsce powiatowej może nie być prądu. Czasem przez nawet cały dzień]
Sąsiad Gienek ma kompresor zrecyclingowany ze starej lodówki. Pompuje powoli, lecz skutecznie. Niestety bez prądu – nie. I to jest zła informacja.

2. Powoli lecz skutecznie jechałem. Udało mi się z bożą pomocą nie zniszczyć opony. Pan diagnosta przyjmował w czapce, gdyż na hali było zimno. Dowiedziałem się, że podczas naprawy po nieszczęsnym marcowym wypadku wstawiono światło od tzw. anglika. Znaczy święcące nie w tę stronę, co trzeba. Czyli do tego, że naprawa trwała dłużej niż miała trwać, kosztowała więcej niż miała kosztować, to jeszcze częściowo musi być powtórzona. I to jest zła informacja.
Terminal pana diagnosty nie rozliczył jeszcze zeszłego roku, więc musiałem pojechać do bankomatu po brakujące 10 złotych.
Pojechałem do Tesco. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”. Okazało się, że Morawiecki, z którym rozmawiał Mazurek, to Kornel nie Mateusz, jak mi się nie wiedzieć czemu wydawało.
Kornek to ważne imię w życiu Mazurka – więc się nie powinienem był mylić.
Na zdjęciu za panem Marszałkiem jest rama. Parę dni temu Mazurek na Twitterze pytał z którym malarzem ma rozmawiać. Ciekawe, czy chodziło o rozmowę do tego numeru.
Pan Marszałek zawsze wart przeczytania.

3. Pojechałem do Boryszyna. Zapaliłem babci świeczkę. Mam wrażenie, że cmentarz ma nową bramę. Kutą niemiecką zastąpiła nowa chyba chińska. I to jest zła informacja.
Na środku wsi, na zbiorniku przeciwpożarowym postawiono armatę. Bardzo poważnie wygląda. Chyba we wszystkich wsiach w okolicy są zbiorniki przeciwpożarowe. W Boryszynie podziemne. U nas – stawy. Ciekawe, czy to pomysł Bismarcka. Profesor Żerko powinien wiedzieć [gdzie się można dowiedzieć].

Po powrocie rozpocząłem proces sprzątania garażu. Poszło mi nawet całkiem szybko. Z części śmieci drewnianych zrobiłem ognisko. Całkiem spore. Wyemitowałem więc sporo dwutlenku węgla. Nie zrobiło się cieplej, więc z tym globalnym ociepleniem to jakaś ściema.


sobota, 2 stycznia 2016

1 stycznia 2016




1. Jak zauważył Darek, szwagier sąsiada Gienka, 1 stycznia powinien być międzynarodowym dniem kaca. Kościół świętuje Dzień Pokoju. I to ma głęboki sens, bo komu na kacu chciałoby się wojować.

Obudził mnie telefon informujący, że na Twitterze popularnym jest hasztag #Monachium. Naszła mnie przykra konstatacja, że może się okazać iż nigdy już nie pojadę na Oktoberfest, bo ze względów bezpieczeństwa będą już zawsze odwoływane.

Czekam, aż ktoś kiedyś wyjaśni mi o co chodzi z Niemcami, panią Merkel i imigracją. Moje półroczne kontakty z ludźmi mającymi pojęcie o polityce międzynarodowej na razie dały mi pewność, że nie chodzi o kwestie humanitarne, a o rzeczy dużo bardzie proste i przyziemne. I to jest zła informacja.

2. Próbowałem oglądać telewizję. Niestety bez specjalnych sukcesów. TVN informował, że najlepsza impreza sylwestrowa była w Krakowie, Polsat – że w Katowicach. TVP Info pewnie, że we Wrocławiu. W Warszawie było zimno, ale w niczym to nie przeszkadzało. Było więcej pożarów niż w zeszłym roku.

Bożena nie wysiedziała w domu. Nim do niej dołączyłem zdążyła wyciąć bez, który zarastał drugie wejście do stołówki. Odpaliłem Suburbana, który z uszkodzoną skrzynią stoi od chyba Wielkanocy. I to jest zła informacja, bo po pierwsze – auto jak stoi, to się niszczy. Po drugie – by się przydał. Silnik działa, alternator działa, ogrzewanie działa, radio gra. Niestety jeździ tylko do tyłu.

3. Udaliśmy się do sąsiadów, by kontynuować świętowanie nowego roku. Rozmowy niestety zeszły na tematy polityczne. Piszę rozmowy, bo przez stół odbywało się do trzech ich naraz, a to niestety jest uciążliwe dla jednostki centralnej. I to jest zła informacja, bo jednostka swoje już przeżyła.

Tyle dobrze, że scenariusz był jeden. Pytanie: A dlaczego [tu powtarzany w kółko, w mediach zarzut]. Ja: Ale to nie tak [tu wyjaśnienie, jak sytuacja wygląda w rzeczywistości]. Pytanie: To dlaczego, żeby nam ktoś to tak wyjaśnił musisz przyjechać? Ja: [zrzucam winę na media].

Co by człowiek zrobił bez tych nieszczęsnych mediów.

Przy okazji usłyszałem (już w sumie po raz drugi), że podwyżka dla pielęgniarek to była ściema. Słynne 400 zł to w efekcie coś koło 270 zł. „Podwyżki dla pielęgniarek doprowadziłyby szpitale do bankructwa”. Lekarz w Zielonej dostaje na kontrakcie za godzinę 100 zł. Czyli za 24-godzinny dyżur [z którego część przesypia] więcej niż pielęgniarka za miesiąc. 
A to Prezes dzieli Polaków na lepszych i gorszych.


31 grudnia 2015


1. Bożena postanowiła się zabrać za porządki w parku. Dołączyłem do niej. Odpaliłem chińską pilarkę. Powinienem naostrzyć był łańcuch. Niestety nie znalazłem pilnika. Więc postanowiłem spalić trochę gałęzi. Jedynym skutkiem było spalenie połowy opakowania podpałki.
Dobrze, że nie padało, bo bym do tego zmókł. Z paleniem ognisk mam tak, że mimo sporej wiedzy teoretycznej popartej wieloletnią praktyką nie chce mi się jej stosować. Liczę na to, że się coś wydarzy i kolejny kawałek podpałki, kolejna zapałka zadziałają wbrew fizyce. I to jest generalnie zła informacja.

W przerwach pomiędzy kolejnymi próbami rozpaleń rozmawiałem przez chwilę przez telefon. A to z kolegą Zbroją, który w poniedziałek rozpoczyna nowe życie, a to z Druhem Podsekretarzem, nad którym niesprawiedliwie się trochę pastwię. Druh Podsekretarz dobrym jest z gruntu człowiekiem inaczej trudno jest wytłumaczyć jego cierpliwość w wysłuchiwaniu moich frustracji.

2. Zażartowałem sobie wieczorem na Twitterze [i Fejsie]. Żart się odbił szerokim echem.
Swoją drogą miałem się za osobę jakoś otrzaskaną w tzw. komunikacji. Najwyraźniej niesłusznie. [i to jest zła informacja] Nie wpadłbym na to, że wydawać by się mogło rozsądni ludzie mogą tak łatwo przyjmować nowe definicje słów takich jak demokracja, pluralizm, wolność słowa, solidarność, czy zamach stanu. Anarchia. O różnych symptomach. Na przykład powszechnie znana postać (mniejsza o nazwisko), zdecydowanie dorosła i utytułowana osoba pisząca na fejsie „OBY TEN NOWY NIE BYŁ TAK CHUJOWY”. Wszystko wolno.

Oglądaliśmy przez chwilę trzy imprezy sylwestrowe w trzech miastach. We Wrocławiu wystąpili The Stranglers. Czas bywa bezlitosny. W Krakowie śpiewał nie wiadomo kto. Ale za to z Wieży Ratuszowej przemawiał mój były redaktor naczelny. Była jeszcze na Polsacie impreza w Katowicach. I chyba tyle, jeśli chodzi o transmisje telewizyjne. Imprezę warszawską transmitował Obywatel Prezydent Jóźwiak. Na peryskopie.


3. Normalnie do sąsiadów chodzimy po północy. Tym razem zaprosili nas wcześniej. Dobrą informacją jest że wygląda na to, iż trwający miesiące konflikt pomiędzy sąsiadem Tomkiem, a jego teściową Jolką został zażegnany. Było miło. Przed północą powstał spór, czy otwieramy szampany w środku, czy na zewnątrz. Gienek otworzył pierwszego na chwilę przed północą, żeby był już gotowy do toastów. Wypiliśmy, Wyściskaliśmy się i udaliśmy się na zewnątrz patrzeć w niebo.

W dorocznym pojedynku góra–dół wsi wygrał dół. Czyli my. Ale i tak największe wrażenie zrobiły na mnie sąsiednie wsie. Nie było widać właściwych ogni, tylko błyski. Jak na wojnie.
Mam wrażenie, że na moich oczach w powietrze wyleciało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tyle do dobrze, że na wsi już prawie nie ma psów. Choć przez całą resztę roku to jest zła informacja.

Błyski zza lasu przypomniały mi o końcu Porozumień Mińskich.




czwartek, 31 grudnia 2015

30 grudnia 2015


1. Postanowiłem lokalnie wdrożyć dobrą zmianę w mediach. Powiesiłem telewizor. Na ścianie, bo przez lata stał na sztaludze. Wieszak kupiłem na Allegro. Rano przyjechał kurier. Zobaczyłem go przez okno, jak stoi na podjeździe. Powiedział, że nie był pewien, czy to pałac. Kolejna ofiara faszysty Disney'a i bawarskiego króla.
Wiszący telewizor wygląda porządniej.

Dobrze, że mój sąsiad Henryk nie zna na tyle polskiego, żeby to czytać. Mógłby zrozumieć, że wykonałem wyrok śmierci na lokalnym ośrodku TV.
Swoją drogą TVP Gorzów jest tak zła, że dla dobra świata należałoby ją zlikwidować. Albo pokazywać za pieniądze reklamując, że to najgorsza telewizja świata.

Wiszenie telewizora testowałem na TVP Info. Konkretnie na transmisji obrad Sejmu. Znaczy chyba retransmisji, bo miałem wrażenie, że większość wypowiedzi czytałem na Twitterze. Więc albo TVP Info powtarzała, albo posłowie postanowili się powtórzyć. Żeby tekstów nie zmarnować.

Testowałem, aż w końcu zaprotestowała Bożena. Nie wytrzymała po serii pytań opozycji. A to ja w tej rodzinie robię za pisowca.
Ech, Leszku Millerze, dlaczego nie wszedłeś do Sejmu z list Nowoczesnej?

Telewizor wisi trochę krzywo. Ciąży mu prawa strona. I to jest zła informacja.

2. Do chyba drugiej klasy szkoły podstawowej żyłem w przekonaniu, że w imieniu Henryk jest litera 'd'. Że zapisuje się ono 'Hendryk'

Ćwierć wieku temu nocowałem grupę francuskich skrajnie-prawicowych-narodowych-konserwatystów czyli pielgrzymów wędrujących do Częstochowy na spotkanie z Janem Pawłem II.
Zobaczyli wiszący na ścianie portret Lenina który dumnie przywiozłem sobie z Kijowa. [To był niestety druk, kolega był lepszy – przywiózł olejami malowanego Feliksa Edmundowicza] Zerkali na tego Wołodię, coś do siebie szeptali, w końcu jeden – najodważniejszy – zapytał: Jesteście komunistami?
Próbowałem mu opowiadać o Pomarańczowej Alternatywie – nic nie zrozumiał.


Przypomniało mi się to, w związku z twórczością mojego sąsiada Henryka. Z jednej strony można mieć do niego pretensje, że opisując polską rzeczywistość nie widzi niuansów.
[napisałem 'niuansów' – to bardzo śmieszne, bo będąc złośliwym można by wyciągnąć wniosek, że zasadniczo w tekstach Henry'ego nie pada 'faszyszm' chyba tylko dlatego, że ma płacone od słowa – 'ultra-conservative' to dwa, a 'deeply rooted in conservative Catholic values' to pięć]
Ale z drugiej nie wolno zapominać, że został z tymi niuansami pozostawiony sam. A trudno wymagać od – jak bardzo by nie był inteligentnym – młodzieńca, który trafił do Polski z zupełnie innej rzeczywistości, a sama Polska jest dla niego tylko jednym z punktów zainteresowania, by znał historię polityczną i pewne uwarunkowania, o których nawet polscy jego równolatkowie niekoniecznie wszystko wiedzą.

Gdyby jeszcze pozostał sam.
Byliśmy z Druhem Podsekretarzem u Henryka na imprezie chanukowej. Towarzystwo żywcem wzięte z komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego [tej nieoficjalnej młodszej części]. Był nawet poseł z mojego okręgu. Ten od precli. [Czy obwarzanków]

Redaktor Mucha donosił, że Henryk przez cały pobyt w Kijowie był indoktrynowany przez red. Wrońskiego. Czy jest się więc czemu dziwić, że w miejsce słowa 'Naród' wstawia mu się samo słowo 'Volk'?

Nasza wina. Jeżeli my nie będziemy rzeczywistości tłumaczyć, zawsze się pojawi jakiś red. Wroński. I to jest zła informacja.

3. Pojechaliśmy do Zielonej Góry obejrzeć kredens. Alternator działa świetnie. A przynajmniej ta jego część, która odpowiada za zapalenie i zgaszenie kontrolki ładowania.
Generalnie meble na Allegro wyglądają lepiej na zdjęciach niż w rzeczywistości. Kredensu nie kupiliśmy. Był z pół metra niższy niż na zdjęciu. Choć w opisie wysokość była ok.

Po raz pierwszy od dobrych paru lat trafiliśmy do Castoramy. W czasach prosperity bywaliśmy tam za każdym na wsi pobytem. Zmieniło się tyle, że Castorama wchłonęła Piotra i Pawła. Ciekawe czego to jest symptom.

Wieczorem na powieszonym telewizorze oglądaliśmy przedostatni odcinek Detektywa. UWAGA SPOJLER: Niestety przespałem połowę i nie wiem dlaczego zastrzelono kryptogeja–bohatera wojennego. I to jest zła informacja.  

29 grudnia 2015


1. Zadzwoniono z warsztatu, że alternator gotowy. Pojechaliśmy przez Skąpe. Na Urzędzie Gminy wisi podświetlany napis „Wesołych Świąt”. Cóż, sporo obywateli ma unickie korzenie.
Wpadliśmy do „Mrówki”. Dwa worki węgla „orzech”. Dopiero teraz zauważyłem, że – excuse le mot – brand to „Tani opał”.
Kupiłem jeszcze 20 kilo lokalnego brykietu z lokalnego węgla brunatnego. Za jedyna 20 zł. W Sieniawie jeszcze ze dwadzieścia lat temu działała ostatnia w tej części Europy głębinowa kopalnia węgla brunatnego. Działała, aż z Górnego Śląska nie przyjechało paru młodych sztygarów. Zjechali na dół i kazali fedrować w stronę łagowskiego jeziora. Starzy górnicy mówili, że lepiej tego nie robić, bo Niemcy tego nie robili. A jak Niemcy czegoś nie robili, znaczy mieli powód. Sztygarzy puknęli się w głowy i kazali fedrować. Bogu dzięki w piątek przed końcem szychty. W poniedziałek górnicy, którzy przyszli do roboty zastali kopalnię zalaną. I to była zła informacja, bo w ten sposób nie mamy w Polsce ostatniej w tej części Europy czynnej głębinowej kopalni węgla brunatnego.

2. Parę lat temu uruchomiono odkrywkę. Węgiel nie taki, jak był ten głębinowy, ale jakoś brykiety da się robić. Postanowiłem zmieszać je z sieczką z gałęzi i zapalić w trociniaku. Zadymiłem pół domu, zanim nie wyciągnąłem z rury [prowadzącej do komina] coś czarnego, czym właściwie była zatkana.
Odtykałem rurę rozmawiając z Druhem Podsekretarzem, który przyznał się, że właśnie zatarł silnik. W roverze. Czyli w hondzie. Da się? Da się. A mówią, że japońska motoryzacja produkuje niezniszczalne silniki.
Kłamią. Miałem kiedyś Suprę. Targę. Włożyłem w nią wagon pieniędzy. Nie pomogło. Błąd konstrukcyjny i ciągle był problem z panewkami. I to jest zła informacja, bo to jednak było świetne auto. Czasem ciekł dach.
Swoją drogą ciekawe, czy sobie jeszcze kiedyś kupię szybki samochód. Wcześniej to była dla mnie oczywista przyszłość. Teraz – zaczynam mieć wątpliwości.

3. Oglądaliśmy drugiego „True Detective”. Bożena uważa, że zamiast Ojca Polskiego Dziecka powinien wystąpić Del Toro. Ja tam nie jestem pewien.

Strasznie męczę te Negatywy. I to jest zła informacja.   

środa, 30 grudnia 2015

28 grudnia 2015


1. Zabrałem się za alternator. Odkręciłem pierwszą śrubę. Spróbowałem odkręcić drugą. Nie udało się. Przykręciłem pierwszą. Pojechałem do Świebodzina. W pierwszym z brzegu warsztacie miły młody człowiek odkręcił pierwszą śrubę, odkręcił drugą, kiedy opowiedział, że ma mercedesa 123 przestałem mu patrzeć na ręce.
Męczył się przez chwilę, w końcu wyciągnął alternator z którym poszliśmy do sąsiedniego budynku do elektryka. Elektryk powiedział, że jest zajęty i się nie zajmie, wziął do ręki alternator, mruknął pod nosem, że jest prosty i że na jutro zrobi.

Poszedłem do Lidla.
W Lidlu nie było już choinek. Był za to przeceniony olej z pestek dyni. Z tego wszystkiego zapomniałem kupić chleb, bo który do Lidla wszedłem. I to jest zła informacja.



2. Przyjechała po mnie Bożena. EML potraktował ją ulgowo. Pojechaliśmy po chleb do Tesco. Po drodze wpadliśmy do Mrówki po dwa worki węgla. [Ozdoby świąteczne z 25% zniżką naliczaną przy kasie]. W Tesco przejrzałem „W Sieci” red. Mazurek w łaskawości swojej umieścił mnie w swojej [z red. Zalewskim] rubryce. „Krasnal ogrodowy” rozbawił mnie za pierwszym razem. Teraz jest już trochę nudny. I to jest zła informacja, bo przez chwilę miałem nadzieję, że przeczytam o sobie coś naprawdę zabawnego.

3. Wieczorem trafiłem na „Stan zagrożenia”. Clancy – jeden z trzech ulubionych autorów mojej młodości. Harrison Ford – najlepszy ze wszystkich Jacków Ryanów. Niestety moja praca odebrała mi również przyjemność z oglądania tego filmu. I to jest zła informacja. Zamiast z zapartym tchem zachwycać się tym, że Suburban trafiony z RGPPanc. jest w stanie dalej jechać, zastanawiałem się, dlaczego ochrona nie zauważyła dziwnego zachowania asysty.

Z tego, co widzę Eryk Mistewicz chciałby zostać polskim Clancym. To symptomatyczne. Ciekawe skąd się bierze to, że analitycy polskiej sceny politycznej muszą się zajmować uprawianiem fantastyki, fikcji politycznej, bądź satyry.
Choć może jest odwrotnie – analizą polskiej sceny politycznej zajmują się satyrycy i bajkopisarze. No i dr Migalski – ten jest do tego spindoktorem. Kowal – Podkowa – PJN – Czarny koń.  

wtorek, 29 grudnia 2015

27 grudnia 2015



1. Święta, święta i po świętach. [ile czasu czekałem, żeby to móc napisać]. Wstaliśmy na „Kawę na ławę” w której występował dyr. Magierowski.
Dyrektora Magierowskiego jestem głośnym wielbicielem. Niestety mam wrażenie, że był zbyt – że tak powiem – wysofistykowany. I to jest zła informacja. W dyskusjach z pewnym eurodeputowanym z Wielkopolski lepiej by sobie poradził Paweł Sito, który nie pijąc zachował zdolność nazywania rzeczy radykalnie po imieniu – normalnie przynależną wypitym.

2. Obejrzałem ostatni odcinek 5. serii „Homeland”. Mógłbym wybaczyć rosyjski akcent polskich policjantów, ale tej dziwnej, składanej blokady drogi, jaką używają – już nie.
„Homeland” w nowym wydaniu jest świetny. W nowym, czyli od śmierci Brody'ego.
W zeszłym roku zapytany o realność sytuacji z 4. serii serialu, ambasador Mull odesłał mnie do recenzji (już nie pamiętam na którym portalu). Dwóch anonimowych emerytowanych pracowników CIA mówiło, że serial – poza jednym – świetnie opisuje pracę CIA. Poza jednym – mała szansa, by agencja zatrudniała kogoś chorego psychicznie.

[UWAGA – SPOJLER] Pomysł zamachu gazowego na berliński Hauptbahnhof zrealizowany przez muzułmanów syryjskiego pochodzenia z rosyjskim błogosławieństwem – wygląda bardzo realnie.


Ciekaw jestem, czy to neofickie zawodowe skrzywienie, czy zdrowy rozsądek, ale bliżej mi było do  BND i CIA niż ograniczonej intelektualnie dziennikarki broniącej praw człowieka. 
Do następnych odcinków trzeba będzie czekać prawie rok. I to jest zła informacja. 
Zobaczymy, czy następne odcinki też będą się działy gdzieś w naszej okolicy.

3. Wcześniej zobaczyłem kawałek „Taking Chance”. Tylko kawałek. I to jest zła informacja, bo lepiej oglądać w całości.
Z miesiąc temu wracałem do Warszawy z Bukowiny z Hirkiem Wroną. Od słowa, do słowa – zgadaliśmy się, że wrażenie ten film robi nie tylko na mnie.

Ktoś na Twitter wrzucił link do tekstu o admirale Unrugu. 
Tak się kończy:
Na koniec przypomnę, że 22 października 2012 r. w zamku Montresor w Francji w wieku 82 lat zmarł Horacy Unrug, jedyny syn wiceadmirała Józefa Unruga, współtwórcy Polskiej Marynarki Wojennej. Horacy Unrug, po upadku komunizmu, wielokrotnie odwiedzał Polskę, szczególnie bliskie były jego związki z Gdynią. Polska Marynarka Wojenna starała się o sprowadzenie prochów admirała do Gdyni. Jednak Horacy Unrug wielokrotnie przypominał –Ojciec zastrzegł sobie, żebym nie dopuścił do tego, żeby był przeniesiony do Polski, dopóki jego koledzy zamordowani w okresie stalinowskim nie dostaną przynajmniej takiego samego pogrzebu jak on. Nie wiadomo jednak, gdzie są potajemnie pochowane ciała pomordowanych oficerów Marynarki Wojennej II RP. Możliwe więc, że admirał Unrug pozostanie w Montresorze na wieki.

Niemieckie wpływy na naszą kulturę bywają nie do przecenienia.


poniedziałek, 28 grudnia 2015

26 grudnia 2015


1. Przyszli kolędnicy. W mniejszej liczbie niż w zeszłym roku. Problem rozwiązałem przy bramce nie dając im przedstawić programu artystycznego. Byłem właśnie na etapie utylizacji opakowania po łosiu , więc mieliby problem z wejściem do domu. Zresztą nie było z nami dyrektora Zydla, który – jak przystało na etnografa – mógłby docenić choćby sposób zaczernienia twarzy diabła.

Mam wrażenie, że obaj z dyrektorem Zydlem mamy się wzajemnie za naiwniaków. Ja w związku z jego przekonaniem, że współpracując z prezydentem obywatelem Jóźwiakiem jest w stanie zachować apolityczność, on – z moim z kolei przekonaniem, że służę dobrej sprawie.

W końcu jakoś się naładował akumulator w aucie Bożeny. Kiedy po przyjeździe podpiąłem nasz prostownik – ten odmówił współpracy. Przestraszyłem się, że to problem z akumulatorem. Ale kiedy pożyczyłem prostownik od Gienka (porządny – niemiecki) zaczął ładować. Zacząłem ładować drugi – czyli ten na którym z Warszawy dojechały za Konin. Zbliża się dzień, w którym będę musiał wyjąć alternator. I to jest zła informacja – w tym aucie jeszcze tego nie robiłem


2. Nawiedził nas Radca-Minister z dzieckiem i życiową partnerką. Radcę-Ministra poznałem podczas wizyty oficjalnej w stolicy zaprzyjaźnionego państwa, gdzie się okazało, że jest posiadaczem pałacu w naszej okolicy. Było miło.
W stolicy zaprzyjaźnionego państwa obserwowaliśmy wielotysięczną manifestację. U nas teoretycznie mogliśmy obserwować młodzież integrującą się na przystanku. Teoretycznie – w praktyce było to niemożliwe – było zbyt ciemno. Mimo pełni.

Dzięki nowej pracy poznałem już kilku bardzo interesujących ludzi. Większość w służbie dyplomatycznej. I to jest zła informacja, bo spotkania z nimi są dość utrudnione.

3. Obejrzeliśmy do końca drugie „Fargo”. I jak, na początku wydawało się trochę męczące – końcówka była świetna.

–Camus twierdzi, że świadomość śmierci |czyni życie absurdalnym.
–Nie znam faceta, ale na pewno nie ma on sześcioletniej córki.
–To Francuz.
–A może być i z Marsa. Nikt z odrobiną oleju w głowie nie gada takich bzdur. Przychodzimy na świat z misją do wykonania. Każdy z nas dostaje na nią czas. A kiedy życie dobiegnie końca
i staniesz przed obliczem Pana… Spróbuj powiedzieć mu, że to był żart według Francuzika.

Nie wiem, co teraz będziemy oglądać. I to jest zła informacja.

niedziela, 27 grudnia 2015

25 grudnia 2015


1. Przez dwa dni nie chciał się rozpalić trociniak. I to jest zła informacja. Piec, w którym się pali trocinami. Piec w tym przypadku bardziej określa funkcję niż konstrukcję, bo zasadniczo jest to beczka z wspawanym kawałkiem rury, którą podłącza się do komina. Do tej beczki wstawiamy inną beczkę w której ubiliśmy wcześniej trociny w taki sposób, by w środku pozostała dziura. Trociny palą się od środka. Od tej dziury. Jeżeli są dobrze ubite – piec grzeje przez kilkanaście godzin.

Z pierwszym trociniakiem miałem do czynienia w liceum w tzw. Chacie ś.p. prof. Eminowicza. Trociniak nazywany był Skiełem i był tam podstawowym ogrzewaniem.

Ciekawe, czy jakiś inny wychowanek Starego [nazywanego przez starsze pokolenia Eminem] dał się zarazić tym sposobem ogrzewania.

Trociniak kupiłem cztery lata temu w Zwoleniu. Jakąś dużą mazdą zrobiłem w tym celu trasę Warszawa-Zwoleń-Sandomierz-Kraków-Rokitnica. Pamiętam, że samochód sporo palił, ale był dość wygodny. Kiedy minąłem Lubin w Trójce nie pamiętam już kto wspominał Stan Wojenny. Te wspomnienia zrobiły na mnie takie wrażenie, że wymyśliłem tekst o gen. Jaruzelskim.

Dojechałem w środku nocy, podłączyłem trociniak, ubiłem trociny, rozpaliłem i zadymiłem cały dom, bo źle podłączyłem. Wtedy trociniak służył do podgrzewania piwnicy. Dziś jest na górze.

2. Trzeba było zawieźć dziewczyny na berliński pociąg. Wyjechaliśmy zbyt późno, bo w założeniach pominięto problem EML i wynikającą z niego prędkość 60 km/godz. Po drodze spod kół uciekł mi lis, który pewnie był jenotem. Dziś trudno o prawdziwego polskiego lisa wyparły je rosyjskie podróbki. I to jest zła informacja.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Pociąg przyjechał wyjątkowo na peron trzeci. Nie – jak zwykle – na drugi.
Dla kilku osób niespodzianką było istnienie trzeciego peronu. Coż, jest on może trochę na uboczu, ale działa.

3. Kevin Spacey występuje w reklamie Espace. Słabej reklamie. I to jest zła informacja.