wtorek, 18 sierpnia 2015

16 sierpnia 2015



1. 15 sierpnia. Wstałem rano. Pojechałem do Belwederu. Pierwszy raz byłem w środku. Pierwszy raz na pod płotem byłem dwadzieścia parę lat temu, kiedy fotografowałem palenie kukły Bolka.
Belweder jest w porządku. Nie ma zadęcia Pałacu. Jest polsko-dworkowy. Ważne by zapomnieć o dziedzińcu, który jest zbyt duży. I to jest zła informacja.

2. Defilada robiła wrażenie. Zdjęcia psuł jakiś obwieś, który pomagał operatorowi steadicama. Niekompletnie ubrany. Ciągle w kadrze.
Ciekawe, czy jego szef zdaje sobie z tego sprawę. Pewnie nie. I to jest zła informacja.

3. Postanowiłem pojechać na wieś. Ze strony PKP wynikało, że do Świebodzina nie ma już połączenia. Sprawdziłem pociągi do Berlina (myślałem, że wysiądę gdzieś w okolicy) – okazało się, że jest. I staje w Świebodzinie. Na wszelki wypadek zadzwoniłem na infolinię. Pan najpierw powiedział, że pociągu nie ma. Później, że jest. Ale nie ma miejsc. I, że się nie da kupić biletów u konduktora. Jak się wsiądzie bez biletu – płaci się 600 zł kary.
Poszedłem na Centralny. Próbowałem kupić bilet w kasie. Najpierw usłyszałem, że pociągu nie ma. Później, że jest. Ale, że nie można kupić biletu do stacji w Polsce. Chciałem więc kupić do Frankfurtu. No i się nie udało. Usłyszałem, że pociąg w Świebodzinie nie staje. Pan sprzedał mi bilet do Poznania na inny pociąg i kazał biec na peron. Na peronie się okazało, że pociąg odjechał jeszcze nim ten bilet kupiłem. Trafiłem do punktu obsługi podróżnych. Tam usłyszałem, że biletu się kupić w kasie nie da, ale da się kupić u konduktora. Jeżeli są miejsca. No i żebym poszedł do kasy, w której kupiłem bilet do Poznania i zażądał zwrotu pieniędzy. Bo gdzie indziej nie mogę biletu zwrócić, bo napisane na nim było, że płatność kartą, a zapłaciłem gotówką, więc nie mam kwitu z terminala, a bez tego nie da się zrobić zwrotu. Poszedłem, zwróciłem. Usłyszałem raz jeszcze, że pociąg „Kiepura” (tak się nazywa, choć nie ma nic wspólnego z Krynicą) w Świebodzinie nie staje.

Poszwendałem się chwilę po podziemiach. Nie udało mi się nigdzie znaleźć „Plusa-Minusa”. Ani niczego, co by wyglądało na nadające się do jedzenia. Przyjechał pociąg. Zapytałem konduktora, czy sprzeda mi bilet do Świebodzina. Powiedział, że oczywiście, tylko nie może gwarantować miejsca siedzącego. Wsiadłem. Miejsce było.
Pociąg spóźnił się prawie godzinę. I to jest zła informacja.
Choć gorsze jest to, że nie udało mi się opisać całej sytuacji w sposób oddający emocje, które mną targały.

Ciekawe kto przeklął polskie koleje. I jak to przekleństwo można zdjąć.


niedziela, 9 sierpnia 2015

3 sierpnia 2015



1. Prawie tydzień opóźnienia. Do tego tyle się w sumie działo, że muszę trochę po łebkach. I to jest zła informacja.

2. Niedziela. Zasadniczo nie miałem zbyt wiele do roboty, co było doświadczeniem dość dziwnym. Tej niby „Kawy na ławę” nie pamiętam. Mam wrażenie, że oglądałem „Lożę prasową”, bo jakoś mam w pamięci obraz kołnierzyka red. Stankiewicza. No i to, że gwizdy w telewizorze są głośniejsze niż w rzeczywistości.
Swoją drogą, skoro na lusterkach wstecznych amerykańskich samochodów pojawia się informacja „Obiekt może się wydawać bliżej niż w rzeczywistości” może by na paskach wyświetlać „Niektóre godne potępienia zachowania są nieco przejaskrawiane”. Złą informacją jest nie tyle, że taki komunikat nie jest wyświetlany, co to, że nawet, gdyby był to by dotyczył tylko niektórych godnych potępienia zachowań.

3. Wieczorem była msza w muzeum Powstania. Przypomniały mi się czasy licealne, kiedy msze u Dominikanów spędzano na zewnątrz kościoła. Tym razem całą mszę przegadałem z red. Gursztynem.

Po mszy odbyło się spotkanie PAD z Powstańcami. Prezydent miał świetne przemówienie. Nadawałem je peryskopem i nie wiem, czy się gdzieś zachowało. I to jest zła informacja, bo jest warte spisania.


wtorek, 4 sierpnia 2015

2 sierpnia 2015


1. Sobota. O moim stanie niech świadczy kilkakrotnie w tym tygodniu powtórzone pytanie: „O której jest Gloria Victis”
W momencie, kiedy wybrzmiewało s docierało do mnie o co pytam i przypominało mi się, że robię to już któryś raz. I to jest zła informacja.
Ale należy zacząć od tego, że był to pierwszy dzień bez wizyty w Komorze. Z jednej strony się wyspałem, z drugiej – już mi zaczęło tej godziny z połową spokoju brakować.

2. Udałem się do pracy. Po drodze spotkałem red. Zerembę, z którym przeprowadziłem kilka bardzo przyjemnych rozmów. Nie zgodziliśmy się tyko w sprawie wpływu Internetu na tradycyjne media, ale nie zdążyłem tego uzasadnić, bo red. Zaremba musiał się udać do obowiązków.
PAD udzielił naprawdę dobrego wywiadu. Ale o tym wszyscy się przekonają za jakiś czas.
Generalnie było to bardzo pożytecznie spędzone sobotnie południe.
Niestety był upał. I to jest zła informacja.

3. No i pierwszy raz w życiu byłem na Powązkach. Muszę przyznać, że wygląda to inaczej niż później słychać w telewizji, w której za to nie było innych żenujących sytuacji, na które spuszczę zasłonę milczenia.
Stałem z dyrektorem Ołdakowskim i jego Habilitowanym Zastępcą. Po wszystkim Habilitowany Zastępca popatrzył z wyższością i zapytał: Macie takie coś w Krakowie? Bąknąłem coś na temat wymarszu Pierwszej Kadrowej – odpowiada się, ale mamy Wawel – przerwał mi.
Później biegaliśmy za PAD po chyba całym cmentarzu. Teraz trafię na Łączkę.

Wieczorem pojechaliśmy na plac Piłsudskiego, na tzw. Śpiewanki. Mocna rzecz. Ze trzydzieści tysięcy ludzi. Czegoś takiego też nie ma w Krakowie. I to jest zła informacja.

Obserwując śpiewającego PAD naszła mnie konstatacja, że ci, którzy próbują go nazywać partyjnym prezydentem są jacyś dziwni. Gdyby był prezydentem partyjnym, to Prezydent Obywatel Jóźwiak raczej by pilnował, by kamera TVP nie łapała go w bezpośredniej PAD bliskości. A było wręcz przeciwnie. Więc niech to będzie dobra wróżba tej prezydentury.




1 sierpnia 2015



1. Piątek. Muszę to podkreślać, bo piszę ze zbyt dużym opóźnieniem. Co jest wciąż bardzo złą informacją.

2. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że we czwartek zostałem sprawcą newsa w telewizjach informacyjnych. I to jest zła informacja, bo gdybym wiedział, to bym siedział i oglądał. Poprzednim razem występowałem w programach informacyjnych ze dwadzieścia lat temu. Ale wtedy też się nie oglądałem, bo występowałem na żywo.

3. Dziewczyny pojechały na wieś. Ja zostałem z kotami. Wieczorem w Beirucie kolega kolegi Krzysztofa wznosił toast za dziecko, które mu się urodzi w przyszłym roku. [Tu powinien być cytat z „Misia”, ale go sobie daruję] Odmówiłem picia Pуского Cтандфрта. Od razu usłyszałem, że takie same obiekcje miał kiedyś minister Kamiński.
A tak łatwo o kimś mówić, że jest pozbawiony zasad.


Przed snem przespacerowałem się na Placyk. Warszawa w wakacje to bardzo przyjemne miejsce. Złą informacją jest, że trudno się tym cieszyć.  

niedziela, 2 sierpnia 2015

31 lipca 2015




1. Zasadniczo czwartek.
W środku dnia pojechałem po dziewczyny, które na plac Defilad przyjechały jakimś dziwnym autobusem. Na miejscu spotkałem Antoniego – dawno niewidzianego przeze mnie ich ojca. Wyglądał dobrze.
Ledwo się nam udało wepchać bagaże do Kaplowozu. Właściwie nie wiem, co wybrać na złą informację, I to jest zła informacja.

2. W Komorze zacząłem Mastertona. O jakimś majowym bożku. Nie chodzi o konkretny miesiąc, tylko o lud, który był wymarł. W tej historii wymarł wskutek działań rzeczonego bożka.
Arcydziełem ta powieść nie jest. Ale nie ma to specjalnego znaczenia. Pisanie tego rodzaju historii wygląda na niezbyt skomplikowane. I to może być niezły sposób na życie. Muszę to przemyśleć.
To było drugie w moim życiu spotkanie z dziełami Mastertona. Pierwsze – to był poradnik seksualny, który przeczytałem w wieku nastoletnim. A którego pewne fragmenty tak mi się wryły w pamięć, że do dziś je pamiętam. Ale nie będę tu cytował.
Moja babcia zauważywszy co czytam podrzuciła mi któreś z arcydzieł księdza Malińskiego. Nie pamiętam „Zanim powiesz kocham” albo coś podobnego. Nie pamiętam nic z tekstu – znaczy Maliński gorszy niż Masterton.
Przypomniała mi się dykteryjka. Ksiądz Maliński wysłał do Watykanu egzemplarz swojego arcydzieła „Papież i ja”. Ojciec Święty przejrzał i westchnął: Znając Miecia następna część będzie miała tytuł „Ja i papież”. A trzeci – najbardziej rozbudowany tom – „Ja”.
Sprawdziłem, że wśród dzieł księdza nie ma książki pod tym tytułem. I to jest zła informacja. Choć – w związku ze źródłem, z którego tę historyjkę mam – bardziej jest prawdopodobne, że po sugestiach z Watykanu zmieniono tytuł.

3. Razem z Panem Kolegą Wojtkiem i jego znajomym Kubusiem spędziliśmy uroczy wieczór w Krakenie. Było bardzo przyjemnie. Nawet bardziej. Istnieje obawa że nie uda się nam zbyt często powtarzać takich wieczorów. I to jest zła informacja.

sobota, 1 sierpnia 2015

30 lipca 2015


1. Skoro wczoraj był wtorek, to dziś jest środa. I to jest zła informacja (bo piszę w piątek, choć w sobotę bo po północy)

2. No właśnie. Nic nie pamiętam. Na logikę – wysłałem Bożenę do pracy taksówką, bo sam później jeździłem po mieście. Zawiozłem Pana Kolegę Wojtka na Żoliborz. Przy okazji się dowiedziałem, że Marszałkowska przestaje być w pewnym miejscu Marszałkowską i zaczyna być Andersa.
10 lat temu przeczytałem, że przed wojną Marszałkowska kończyła się ślepo. Znaczy, nie tyle ślepo co na Królewskiej. Ale nie to jest ważne. Jadąc z Panem Kolegą Wojtkiem zauważyłem, że się potencjometr gazu zaczął działać – czyli, że samochód zaczął normalnie jeździć. I to by była dobra informacja, gdyby nie to, że po tym, kiedy przez chwilę postał – znowu przestał.
No i potem nie zdążyłem do Komory. I to jest zła informacja.

3. Pojechałem po Bożenę. Po azjatyckiej stronie Wisły pompa od hydrauliki wybrała nową drogę życia. Zamiast zwiększać ciśnienie w układzie, postanowiła zwiększyć ciśnienie oleju we wszechświecie. Cóż, pycha kroczy przed upadkiem. Tę parę litrów oleju rozlanych po praskich ulicach nie dało rady zmienić świata. Do pompy ta prawda musiała dotrzeć, bo strasznie jęczała przy każdym wciśnięciu hamulca, czy ruchu kierownicą.

Porzuciłem beemke u mechanika, u którego stoi beemka Bożeny. I taksówką wróciliśmy do domu. Taksówkarz jadąc oglądał telewizor. I to jest zła informacja, bo nic mnie chyba tak nie wyprowadza z równowagi jak muzyka ze „Świata wg Kiepskich”

Wieczorem pojechałem do kolegi Grzegorza pożyczyć renówkę-kabriolet nazywaną Kaplowozem. Kiedyś, kiedy kolega Grzegorz nie będzie patrzył wymienię mu silnik na dwulitrowy.

Jechałem przez Warszawę z otwartych dachem zastanawiając się, co się jeszcze może wydarzyć. Trzy samochody, trzy nie działają. Suburban bez skrzyni. Beemka Bożeny po bliższym spotkaniu z panem w furgonetce. Rezerwowa 750 bez hydrauliki, z nieprzekonanym do działania gazem.

Już miałem zapłakać nad swym losem, kiedy zaczęło padać.  

piątek, 31 lipca 2015

29 lipca 2015





1. Jaki mamy dzień? Wtorek! Najsamprzód pojechałem po Pana Kolegę Wojtka, który stacjonuje w okolicy TVN-u. Pojechaliśmy do pracy.

[…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………] więc ledwo zdążyłem na Wołoską. I to jest zła informacja.


2. W Komorze czytałem doczytałem do końca „Temat na pierwszą stronę”. Było trudno, bo nawet normalnie do Eco potrzebuję okularów.
Ostatnie zdanie brzmi dziwnie. Ale to prawda. I to jest zła informacja.

Wracałem z Wołoskiej piechotą. Ale się okazało, że muszę jeszcze wpaść na Foksal. Wezwałem taksówkę, przyjechał Freelander. Nie należę do specjalnych wielbicieli marki. Pozwolenia na broń też bym nie chciał robić na skróty. Wsiadam, komentuje samochód. Rozmawiamy chwilę o polityce. Zaczynają dzwonić telefony. Rozmawiam. Kierowca na mnie łypie. Telefony. Łypanie. Telefony. Łypanie. W końcu w telefonach przerwa – kierowca pyta: A to nie o panu czytałem w „Przeglądzie tygodnia” we „wSieci”?

[……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………]

3. Ostatnie służbowe spotkanie rozpocząłem około 23:00. Później wpadłem na kolegę Grzegorza i Mojego Ulubionego Wydawcę. Kolega Grzegorz w sobotę mówił, że następnym razem spotkamy się za parę lat, bo nie będę miał czasu. Ja mu – że to nieprawda. On – że prawda. Ja że nieprawda. Jak na razie wychodzi na moje.
Gdyby kolega Grzegorz tę energię, którą wkłada w myślenie negatywne włożył w coś innego – mógłby zrobić wiele dobrego. Ale być może wtedy nie byłby sobą. Tylko kimś innym. Więc może ta sytuacja nie ma wyjścia. I to jest zła informacja.  

czwartek, 30 lipca 2015

28 lipca 2015




1. Poniedziałek. Wstałem, poszedłem na pocztę, bo przyszły w końcu strasznie dawno kupione na Allegro raybany. Wyglądały na prawdziwe. I to jest dobra informacja. Choć nie w tym, co chciałem kolorze. I to jest zła informacja.

2. Zjadłem precle, wypiłem sok, pojechałem do pracy. I właściwie tyle pamiętam. Migawki jakieś mam. To, że piszę z aż takim opóźnieniem to duży błąd. I zła informacja.

3. W Komorze kończyłem „Ubeka”. Zasadniczo bez wielkiej satysfakcji. Muszę, oj muszę z red. Rymanowskim o o Molkem porozmawiać, bo mam kilka ciekawych informacji. Na przykład o fałszowaniu podpisu pod decyzją o wykasowaniu kopii „Człowieka służby” z telewizyjnego archiwum. Albo tym jak Molke latał po lesie z bronią krótką pijany – excusez le mot – jak świnia. I inne takie.
Z Komory pojechałem do Sejmu, ale było już zbyt późno. Z sejmu na spotkanie, o którym pisać nie mogę. I to jest zła informacja.
Znowu zaistniałem w rubryce red. Mazurka. Tym razem jako krasnal–pijak. Trudno. Co obić.  

środa, 29 lipca 2015

27 lipca 2015


1. Do Komory wziąłem „Ubeka” Rymanowskiego. Znam obu. I Ubeka i Rymanowskiego, choć ten drugi raczej mnie nie pamięta. Wystąpiłem w jego audycji w RMF-ie dwadzieścia parę lat temu.
„Ubek” ma duże literki, więc się go łatwo czyta.
Wróciłem na to coś, co w TVN24 jest , kiedy nie ma Rymanowskiego, w miejscu „Kawy na ławę”.
Prof. Nałęcz dawał czadu. Ale nie będzie mi go brakować. Red. Werner lepiej sobie radzi w programach z mniejszą liczbą gości. Do „Loży prasowej” nie dotrwałem, więc nie wiem czy dalej jest. I to zła informacja.

2. Pojechaliśmy na Koło, na którym kupiliśmy dwa słonie. Przy bankomacie (musiałem na słonie wypłacić pieniądze) spotkałem Jana Lityńskiego. Patrzył na mnie podejrzliwie, więc go nie zaczepiłem. A czytałem o nim w „Ubeku” w Komorze. Ciągle ostatnio wpadam na pracowników prezydenta Komorowskiego.
Ze słońmi na rękach wróciliśmy do domu. Gdzie się okazało, że jednak nie ma z czego zrobić obiadu, więc pojechałem po krewetki do Makro. Kupiłem złe. I to jest zła informacja. Bo ze złych krewetek robi się złe jedzenie.

3. Wieczorem chyba oglądaliśmy jakiś film. A potem poszliśmy spać. Ale nic z tego nie pamiętam. I to jest zła informacja.  

wtorek, 28 lipca 2015

26 lipca 2015


1. Wstałem za późno, ale w parę minut dojechałem na Wołoską. Nie wziąłem sobie żadnej dodatkowej lektury, więc kiedy skończyłem bardzo zły kryminał, zacząłem go czytać od nowa. No i się okazało, że autor zapomniał, że nie wyjaśnił kim był człowiek, do którego strzelał milicjant. Ale może ta wiedza nikomu do niczego jednak nie jest potrzebna. Ciekawe ilu ludzi przez 44 lata od ukazania się książki zauważyła to przeoczenie. Pewnie niezbyt. I to jest zła informacja.

2. Wróciłem do domu, zjadłem śniadanie i zacząłem rozbierać BMW, wychodząc z założenia, że uda się mi coś naprawić. Było gorąco, w znienawidzonej przeze mnie „Warce” ludzi siedzieli w ogródku. Ja miałem delikatny opór przed hałasowaniem motorem. Opór mi przeszedł, kiedy sobie przypomniałem, że obsługa rzeczonej „Warki” nie próbuje nawet ogarniać gości, którzy potrafią do świtu – excusez le mot – drzeć ryja w warkowym ogródku.
Udało mi się rozebrać kawałek auta, postukać ze dwa razy w potencjometr i wszystko zaczęło działać. Złożyłem do kupy, przestało. Rozłożyłem – nie zaczęło. I to jest zła informacja.

3. Postanowiłem kupić sobie coś do picia i sprawdzić, czy auto się nie naprawi od stania. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”, żeby przeczytać wywiad red. Mazurka z niegdysiejszym artystą estradowym, dziś działaczem (może radnym). A skoro już byłem po wschodniej stronie Marszałkowskiej, to wpadłem do Fastrer Doga, w którym miejsca nie zagrzałem, bo się szybko zamykali. Było miło. Pawełek zrobił w Berlinie zdjęcie panu na stacji. Zdjęcie wrzucił na fejsa i – nie wiedzieć czemu – choć właściwie wiedzieć – zobaczyło to zdjęcie zylion ludzi. Pawełek trochę narzekał, że nie podpisał się na zdjęciu, bo wtedy ten zylion ludzi by wiedział, że ono Pawełkowe. Następnym razem pewnie to zrobi.

Wróciłem do auta. No i się nie naprawiło. No i to jest zła informacja. Pojechałem do Makro, kupiłem pomidory i zatankowałem. Kupiłem też nowy kabelek do telewizora. Nie pomógł. Po HDMI nie przechodzi dźwięk.

Wieczorem spotkaliśmy się z dawno niewiedzianym kolegą Grzegorzem. Naświetlał kulisy kampanii wyborczej tzw. drugiej strony. Nie wiem, czy świadomie – udowodnił, że inwestowanie w celebrytów nie ma sensu. Taka sytuacja.

Miło było widzieć kolegę Grzegorza w zdrowiu, choć noga go bolała.
Spotkaliśmy też niewidzianego od chyba dekady kolegę Beniamina. Ale tylko przez chwilę. Może jeszcze będzie okazja, bo po powrocie z zagranicy postanowił zamieszkać w Warszawie.

No i z tego wszystkiego gdzieś posiałem „Plus Minus”. Nieprzeczytany. I to jest zła informacja.


niedziela, 26 lipca 2015

25 lipca 2015



1. Pojechaliśmy z Panem Kolegą Wojtkiem do Pałacu, gdzie Pan Kolega Wojtek rozmawiał o Narodowym Dniu Czytania. Obawiam się, że powinniśmy się zastanowić nad zmianą nazwy tej imprezy, bo teraz ktoś dojrzy w słowie „narodowy” blask płonących książek. No dobra. Ten żart nie wyszedł. I to nie jest dobra informacja, bo potencjał na żarty jest.
W każdym razie Pan Kolega Wojtek zwiedził wystawy w Pałacu z przewodnikiem.
Po wszystkim odwiozłem go do roboty, a sam udałem się do Ratusza. Byłem tam chyba drugi raz w życiu. Luksusów nie ma, ale kubatury większe. W Ratuszu prezydent obywatel Jóźwiak wraz ze swym wiernym dyrektorem Zydlem zaprosili mnie przed ściankę. Dyrektor Zydel zrobił zdjęcie, zdjęcie wrzuciłem na fejsa i wszystkim się podobało. Trzech panów z brodami.

2. Wróciłem do biura, w biurze ruch jak na Marszałkowskiej. Nawiedził mnie reprezentant prasy niepokornej, ale żeby pogadać, musiałem go zabrać na Wołoską i gadać po drodze, bo wcześniej ciągle coś się działo.
W komorze czytałem kryminał wydrukowany na chwilę przed mnię poczęciem. Seria z konikiem morskim. Zły bardzo, ale nawiązujący do problemu służby Kaszubów w Wehrmachcie i SS. Bohaterem jest dziennikarz radiowy, który ma kolegę milicjanta, i ten kolega pozwala mu brać udział w śledztwie. Zły ten kryminał był jak mój dowcip wyżej. I to jest zła informacja.

3. Pojechałem do mechanika Jacka, który się okazał… znaczy, go nie było, bo był na wakacjach. Konsylium mechaników po fajrancie stwierdziło, że BMW nie jedzie, bo się posuł potencjometr od pedału gazu. Silnik w tej 750 to właściwie dwa silniki rzędowe połączone wałem. Ma dwie pompy paliwa, dwa przepływomierze, dwa komputery, dwie przepustnice. No i żeby jednym pedałem gazu otwierać dwie przepustnice potrzebna jest elektryka. No i ona się ze starości (chyba) zepsuła. I to jest zła informacja.
Wróciłem do domu. Spotkałem się z kolegą Wojciechem, poźniej z jeszcze jednym Wojciechem. Trzech Wojciechów w jednej notce. Taka sytuacja.




24 lipca 2015



1. Działo się. Najsamprzód pojszłem do Sejmu. Idąc będąc, zadzwoniłem do ojca, który kupił w końcu mieszkanie w Hiszpanii i emigruje. I to – wbrew pozorom – wcale nie z powodu strachu przed PiS, tylko dlatego, że lubi kiedy ma cieplej, a do tego jego amerykańska emerytura wypłacana w Hiszpanii będzie nienadgryziona przez podatki. Kwota wolna – te sprawy.
W Sejmie, z kolegą, który na imię ma tak samo jak rondo Babka, a na nazwisko, jak wynalazca barszczu, udaliśmy się do biura prasowego, by wyjaśnić sytuację z dnia poprzedniego.
Otóż jakiś pan, znany z nic mi nie mówiącego nazwiska (nie znam się na polityce), opowiadał państwu sejmowym dziennikarzom, że w związku z liczbą zaproszonych przez #PAD gości nie będzie miejsca dla dziennikarzy. Stąd był się wziął, dnia poprzedniego, telefon z natemat.pl.
Biuro Prasowe Sejmu stwierdziło, że to jakieś bzdury. Podobnie jak ta o usunięciu stolików prasowych. Udałem się więc do rzeczonych stolików i wygłosiłem kilkakrotnie oświadczenie, że to wszystko bzdury. Nie wiem tylko, czy byłem odpowiednio skuteczny. I to jest zła informacja.

2. Później objawił się Pan Kolega Wojtek, z którym wpadliśmy na chwilkę do Kancelarii, żeby wymienić uszanowania z pewnym archetypem urzędnika. Było miło. Ale przede wszystkim owocnie, bo kurtuazyjne spotkanie nie wiedzieć kiedy zmieniło się w robocze.

Przy Foksal spotkaliśmy się z pełnym pomysłów człowiekiem, niestety wany telefon przerwał spotkanie i się nie udało wszystkich pomysłów wysłuchać.

No dobra, ale najważniejsze, że się przejechałem beemką. Znaczy – zostałem przewieziony, bo do prowadzenia chyba trzeba C. A C nie mam i to jest zła informacja.

3. W komorze kontynuowałem Kirsta. Wróciłem na Foksal skąd po kilku owocnych spotkaniach pojechaliśmy z Panem Kolegą Wojtkiem najpierw do Beirutu, gdzie się miałem jeszcze jedno spotkanie, później na dolny Mokotów, gdzie wysłuchiwaliśmy rad wieku mądrych. Zostawiłem tam Pana Kolegę Wojtka i wróciłem do domu. Gdzie wypiłem butelkę przywiezionego przez Pana Kolegę Wojtka z Chorwacji wina. I to powinna być zła informacja. Ale nie była, bo dnia następnego wstałem jak skowronek.

No więc trzecia zła informacja? Nie mogę napisać, że jeździłem lepiej wyposażonymi beemkami, bo w tym przypadku najważniejszego nie widać.  

sobota, 25 lipca 2015

23 lipca 2015




1. Piechotą do pracy. Miał przyjść na Foksal pan kolega Wojciech. Nie przyszedł, gdyż go zassano jeszcze na dworcu, więc na Foksal nie doszedł. I to jest zła informacja, bo nam Wojtka brakowało.

2. Odbyłem kilka owocnych spotkań z przedstawicielami mediów. Po czym się udałem na lancz z dyrektorem Ołdakowskim i jego Wicedyrektorem Habilitowanym. Dyrektor Ołdakowski przegrał zakład, gdyż pierwsza rozmowa telefoniczna, jaką odbyłem w po zasięściu do stołu trwała krócej niż 10 minut. Niestety, chwilę po niej dotarło do mnie, że zapomniałem o komorze. I musiałem szybko zamówić taksówkę. I znikać. I to jest zła informacja, bo rozmowa sprowadziła się do wymiany złośliwych uprzejmości i nie doszło do knucia, na jakie tak bardzo ostrzyłem sobie zęby.

3. W komorze zrezygnowałem z pana Anatola i zabrałem się za „Ein manipulierter Mord” Kirsta. Zawsze mi się wydawało, że Kirst żył wcześniej. Ale chyba po prostu zlał mi się z Remarquem.
Po komorze taksówką nerwowo wracałem do Foksal, gdzie jeszcze trwały spotkania na najwyższym szczeblu.
Kiedy towarzystwo się rozjechało, przeprowadziłem kolejne spotkania z przedstawicielami mediów. Ostatnie odbyło się w Krakenie, gdzie się w końcu pojawił pan kolega Wojciech.
Na koniec dnia autoryzowałem wypowiedź do natemat.pl
Jak się to rozejdzie, to mnie do PiS-u nie przyjmą i nigdy nie zostanę lubuskim senatorem. I to jest zła informacja, bo jako mianowany przez redaktora Mazurka zawodowy krasnal ogrodowy byłbym świetnym reprezentantem regionu, gdzie ogrodowe figury mają taką popularność.   

piątek, 24 lipca 2015

22 lipca 2015


1. No i ten sam problem, co wczoraj. Czyli najlepiej by było, gdybym zgubił dwa dni. I to jest zła informacja.

2. V12, które ledwo wspina się na Tamkę – ciekawe doświadczenie. Naprawię to auto i jeszcze będę rządził.
Znowu nie mogę opisać najciekawszych rzeczy, z którymi miałem do czynienia. I to jest zła informacja.
W komorze męczyłem dalej pana Anatola. Znaczy raczej to pan Anatol mnie męczył. [Pod koniec życia został członkiem partii komunistycznej]

3. Wieczoru nie pamiętam. Bez sensu ten wpis. I to jest zła informacja. Bo jest druga, a ja na nogach muszę być znowu koło szóstej. Bez sensu.