Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BMW. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BMW. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 lipca 2015

25 lipca 2015



1. Pojechaliśmy z Panem Kolegą Wojtkiem do Pałacu, gdzie Pan Kolega Wojtek rozmawiał o Narodowym Dniu Czytania. Obawiam się, że powinniśmy się zastanowić nad zmianą nazwy tej imprezy, bo teraz ktoś dojrzy w słowie „narodowy” blask płonących książek. No dobra. Ten żart nie wyszedł. I to nie jest dobra informacja, bo potencjał na żarty jest.
W każdym razie Pan Kolega Wojtek zwiedził wystawy w Pałacu z przewodnikiem.
Po wszystkim odwiozłem go do roboty, a sam udałem się do Ratusza. Byłem tam chyba drugi raz w życiu. Luksusów nie ma, ale kubatury większe. W Ratuszu prezydent obywatel Jóźwiak wraz ze swym wiernym dyrektorem Zydlem zaprosili mnie przed ściankę. Dyrektor Zydel zrobił zdjęcie, zdjęcie wrzuciłem na fejsa i wszystkim się podobało. Trzech panów z brodami.

2. Wróciłem do biura, w biurze ruch jak na Marszałkowskiej. Nawiedził mnie reprezentant prasy niepokornej, ale żeby pogadać, musiałem go zabrać na Wołoską i gadać po drodze, bo wcześniej ciągle coś się działo.
W komorze czytałem kryminał wydrukowany na chwilę przed mnię poczęciem. Seria z konikiem morskim. Zły bardzo, ale nawiązujący do problemu służby Kaszubów w Wehrmachcie i SS. Bohaterem jest dziennikarz radiowy, który ma kolegę milicjanta, i ten kolega pozwala mu brać udział w śledztwie. Zły ten kryminał był jak mój dowcip wyżej. I to jest zła informacja.

3. Pojechałem do mechanika Jacka, który się okazał… znaczy, go nie było, bo był na wakacjach. Konsylium mechaników po fajrancie stwierdziło, że BMW nie jedzie, bo się posuł potencjometr od pedału gazu. Silnik w tej 750 to właściwie dwa silniki rzędowe połączone wałem. Ma dwie pompy paliwa, dwa przepływomierze, dwa komputery, dwie przepustnice. No i żeby jednym pedałem gazu otwierać dwie przepustnice potrzebna jest elektryka. No i ona się ze starości (chyba) zepsuła. I to jest zła informacja.
Wróciłem do domu. Spotkałem się z kolegą Wojciechem, poźniej z jeszcze jednym Wojciechem. Trzech Wojciechów w jednej notce. Taka sytuacja.




24 lipca 2015



1. Działo się. Najsamprzód pojszłem do Sejmu. Idąc będąc, zadzwoniłem do ojca, który kupił w końcu mieszkanie w Hiszpanii i emigruje. I to – wbrew pozorom – wcale nie z powodu strachu przed PiS, tylko dlatego, że lubi kiedy ma cieplej, a do tego jego amerykańska emerytura wypłacana w Hiszpanii będzie nienadgryziona przez podatki. Kwota wolna – te sprawy.
W Sejmie, z kolegą, który na imię ma tak samo jak rondo Babka, a na nazwisko, jak wynalazca barszczu, udaliśmy się do biura prasowego, by wyjaśnić sytuację z dnia poprzedniego.
Otóż jakiś pan, znany z nic mi nie mówiącego nazwiska (nie znam się na polityce), opowiadał państwu sejmowym dziennikarzom, że w związku z liczbą zaproszonych przez #PAD gości nie będzie miejsca dla dziennikarzy. Stąd był się wziął, dnia poprzedniego, telefon z natemat.pl.
Biuro Prasowe Sejmu stwierdziło, że to jakieś bzdury. Podobnie jak ta o usunięciu stolików prasowych. Udałem się więc do rzeczonych stolików i wygłosiłem kilkakrotnie oświadczenie, że to wszystko bzdury. Nie wiem tylko, czy byłem odpowiednio skuteczny. I to jest zła informacja.

2. Później objawił się Pan Kolega Wojtek, z którym wpadliśmy na chwilkę do Kancelarii, żeby wymienić uszanowania z pewnym archetypem urzędnika. Było miło. Ale przede wszystkim owocnie, bo kurtuazyjne spotkanie nie wiedzieć kiedy zmieniło się w robocze.

Przy Foksal spotkaliśmy się z pełnym pomysłów człowiekiem, niestety wany telefon przerwał spotkanie i się nie udało wszystkich pomysłów wysłuchać.

No dobra, ale najważniejsze, że się przejechałem beemką. Znaczy – zostałem przewieziony, bo do prowadzenia chyba trzeba C. A C nie mam i to jest zła informacja.

3. W komorze kontynuowałem Kirsta. Wróciłem na Foksal skąd po kilku owocnych spotkaniach pojechaliśmy z Panem Kolegą Wojtkiem najpierw do Beirutu, gdzie się miałem jeszcze jedno spotkanie, później na dolny Mokotów, gdzie wysłuchiwaliśmy rad wieku mądrych. Zostawiłem tam Pana Kolegę Wojtka i wróciłem do domu. Gdzie wypiłem butelkę przywiezionego przez Pana Kolegę Wojtka z Chorwacji wina. I to powinna być zła informacja. Ale nie była, bo dnia następnego wstałem jak skowronek.

No więc trzecia zła informacja? Nie mogę napisać, że jeździłem lepiej wyposażonymi beemkami, bo w tym przypadku najważniejszego nie widać.  

piątek, 24 lipca 2015

22 lipca 2015


1. No i ten sam problem, co wczoraj. Czyli najlepiej by było, gdybym zgubił dwa dni. I to jest zła informacja.

2. V12, które ledwo wspina się na Tamkę – ciekawe doświadczenie. Naprawię to auto i jeszcze będę rządził.
Znowu nie mogę opisać najciekawszych rzeczy, z którymi miałem do czynienia. I to jest zła informacja.
W komorze męczyłem dalej pana Anatola. Znaczy raczej to pan Anatol mnie męczył. [Pod koniec życia został członkiem partii komunistycznej]

3. Wieczoru nie pamiętam. Bez sensu ten wpis. I to jest zła informacja. Bo jest druga, a ja na nogach muszę być znowu koło szóstej. Bez sensu.  

czwartek, 23 lipca 2015

21 lipca 2015


1. Piszę o poniedziałku, a jest środa, więc nic właściwie z poniedziałku nie pamiętam. I to jest zła informacja.

2. Od rana kontynuowany był temat toskański. Później, w związku z tym że wystąpiłem w kilku tekstach w mejnstrimowej prasie, a zwłaszcza w roli ogrodowego krasnala u redaktora Mazurka, dużo ludzi postanowiło chcieć mnie poznać. Więc przedpołudnie mi zeszło na oddzwanianiu na telefony, których nie mogłem odebrać bo oddzwaniałem, na telefony, których nie mogłem odebrać.
Pojechałem do komory, po drodze odbierałem, w komorze – nie. Więc kiedy wyszedłem z komory znowu musiałem oddzwaniać. W komorze za to przeczytałem cały „Plus Minus”. Znaczy – nie cały, bo minąłem tekst o piłce nożnej. I to jest zła informacja, bo ponoć był ciekawy.

3. Z komory (oddzwaniając) pojechałem po Bożenę, która zawiozła mnie na Kępę. Saską Kępę, gdzie umówiłem się z kolegą Piotrem, który przywiózł mi naszą jeszcze jedną beemkę. E32, 750. Beemkę, której nie widziałem ze dwa lata. Wciąż piękną, choć nadgryzioną zębem czasu. No i się niestety okazało, że coś się z nią stało niedobrego i nie jest w stanie przekroczyć 2500 obrotów, więc auto mimo dwunastu cylindrów i pięciu litrów pojemności – prawie nie jedzie. Złą informacją jest, że nie będę miał czasu podjechać do kogoś mądrego, kto popatrzy i powie, że jedna pompa paliwa stanęła, albo filtr się zamulił, albo coś w przepustnicach nie styka, albo Bóg jeden wie co.

Wieczorem obejrzeliśmy zaległego i nowego „Detektywa”. Strzelanina była mocna.

sobota, 27 czerwca 2015

27 czerwca 2015


1. Piąteczek. Wstałem, wlazłem do wanny, przejrzałem tajmlajny, wylazłem, się odziałem i pojechałem oddać M235i. Jechało się nieźle. Dopiero w samym Mordorze zaczął się koreczek.
Nigdy jeszcze tak wcześnie nie byłem pod BMW.
Pogadałem chwilę z Kamilem o rajdach. Opowiedziałem jakie wrażenie robiły diodowe światła i poszedłem do metra.
W metrze, jak to w metrze – w pierwszej linii nie było sygnału, więc nie dało się czytać tweetów. W drugiej linii sygnał był, ale miałem problemy z tym, żeby tam trafić. Znaczy z pierwszej się na drugą linię przesiąść.
Na przesiadanie nałożyła się jakaś idiotyczna afera z krakowskiego liceum, która z niewiadomych przyczyn się strasznie rozdmuchała. Znaczy, właściwie z wiadomych, choć irracjonalnych. Afera szybko, dzięki pomocy Urzędu Miasta Krakowa została zażegnana, histeria trwała dalej. I to jest zła informacja.

2. Spotkałem się dwoma bardzo sympatycznymi panami z agencji Reutera. Było bardzo elegancko.
Póżniej z człowiekiem, który ma tak samo na imię, jak rondo Babka poszedłem na śniadanie. Znaczy po raz drugi w życiu zjadłem placki ziemniaczane z tatarem ze śledzia. W Kameralnej. Miejscu, gdzie można czytać ściany pod warunkiem, że się zatka uszy.
W pracy cisza. Nie ma Szefa. Stoi u niego w gabinecie telewizor, więc mogłem sobie, korzystają z okazji pooglądać TVP Info.
Występował nowy rzecznik rządu. Z pewnym rozbawieniem, że klapie jego marki miejsce nierozpoznawalnego dla mnie znaczka zajęła biało-czerwona flaga.

Mam wrażenie, że spindoktorzy z Platformy tak bardzo nie ogarniają powodów zwycięstwa #PAD, że zaczynają przypominać dzieci, którym się wydaje, że jeżeli będą odpowiednio szybko machać rękami, to pofruną jak ptaki.
Dlatego naglę wszyscy z Panią Premier na czele zaczęli używać [swoją drogą – dla mnie niezbyt zgrabnego] spinu „rozmawiać/się konsultować z Polakami”. Teraz ta flaga zajmuje miejsce tak wyśmiewanego kotylionu.
Broń Boże nie mówię, że #PAD, czy PiS mają na flagę monopol. Nie mają. Ale cała sytuacja jest śmieszna.
Jednak wydaje mi się, że mejnstrimowy marketing polityczny jest w Polsce na dość żenującym poziomie. I to jest zła informacja.

3. Chwilę spacerowałem z Tęgim Łbem. Weszliśmy do kwiaciarni „Bożena”. Tęgi Łeb opowiedział pani kwiaciarce, że przy jego babci zasuszone kwiaty wracały do życia.
Nie napiszę kim tęgi łeb jest i czym się zajmuje, bo Platforma zaczęła by jeździć po Polsce i szukać kogoś, kto też miał babcię z takimi zdolnościami.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną na jedno piwo do Krakena. A właściwie do Beirutu. Z jednego piwa zrobiły się trzy. Z tym, że Bożena przeszła na Ardbega.
Tak mi się jakoś zrobiło, że czuję Ardbega z dwóch metrów. I nie jest to nieprzyjemne.
Piliśmy z kolegą Krzysztofem. Do którego przyszło dwóch kolegów z podstawówki. Koledzy z podstawówki są w porządku. Wiem coś o tym.
Ja wpadłem na znajomego, który się zajmuje wymyślaniem literek. Nie widziałem go z dziesięć lat. Zupełnie się nie zmienił. Może tylko posiwiał. Bożena mówi, że ludzie się nie zmieniają. Ja tam nie wiem, czy mi to odpowiada, bo wolałbym być nieco inny niż parę lat temu.
Później przyszedł mój brat z kolegą z pracy. Marcinem, którego w SMS-ie nazwał Marvinem. Bożenie się przypomniał Marvin Pontiac. Mnie Starvin' Marvin. Taka sytuacja.

Wróciliśmy do domu. Zabrałem się za Negatywy, ale nie dałem rady skończyć. Zasnąłem. I to jest zła informacja, bo – żeby utrzymać rytm – będę musiał napisać dwa odcinki prawie na raz.   

piątek, 26 czerwca 2015

26 czerwca 2015


1. Tym razem zjadłem w domu śniadanie. TVN24 z niewiadomych przyczyn o tym nie poinformował.
Pojechałem do BMW, gdzie Kamil dokonał na moich oczach pewnego mistrzostwa świata – wydał naraz cztery testowe samochody (w tym jeden elektryczny). Wyjeżdżająca z podziemnego parkingu kawalkada musiała robić niezłe wrażenie. Mnie się trafiło M235i. Złą informacją jest, że zbyt długo tym samochodem nie pojeżdżę. Ale może nie tak złą, bo mógłbym się przyzwyczaić i trudno by mi było wysiąść.

2. Poznałem czytelnika Negatywów, który przed nazwiskiem ma napisane: gen. bryg. prof. dr hab. n. med. I to jest chyba rekordowa liczba liter, które można przed nazwiskiem zapisywać.
Muszę przyznać, że sytuacja mnie zaskoczyła. A chyba nie powinna, bo – nie wiedzieć kiedy – negatywy przeszły już liczbę 200 tysięcy wyświetleń.

Pokręciłem się chwilę w okolicach Wiejskiej. W parku Śmigłego-Rydza jak co roku stanęły ogródki. Miałem właściwie straszną ochotę się zatrzymać tam na chwilę. Dłuższą nawet. Niestety wtedy bym sobie nie pojeździł. Nie lubię być w przymusie (to po brydżowemu). I to jest zła informacja.

3. Razem z kolegą, który na imię ma zupełnie jak rondo Babka, i powszechnie znienawidzonym w środowisku fotografem udaliśmy się do Radomia. Na wysokości Magdalenki budują jakieś skrzyżowanie z jakąś chyba nową drogą. W związku z tym był wyprowadzający z równowagi korek. Później było już – jak się to mówi – gładko.
Chyba trzeci raz w życiu wjechałem do centrum miasta. Jechaliśmy na obchody 39 rocznicy radomskiego czerwca.

Kolega mój Grzegorz przez dobrych parę miesięcy jeździł do Radomia i rozmawiał z ofiarami 1976 r. Z ofiarami, z ich rodzinami, z ich rodzinami, które też były ofiarami. Później opowiadał przerażające historie.
Ludzie, których protest doprowadził do ciężkich represji, które doprowadził do powstania KOR-u, który przysłużył się powstaniu Solidarności, która obaliła komunę, które to obalenie doprowadziło do transformacji zasadniczo są tej transformacji ofiarami. Ale to jest jeszcze bardziej skomplikowane. Wszyscy się śmiejemy z Radomia. Ciekawe ilu z nas zdaje sobie sprawę, że jest to po trosze efekt instytucjonalnego hejtu na Radom po 1976?

Kolega Grzegorz opowiadał o pewnym panu, którego SB pobitego porzuciła na torach kolejowych i oblała wódką. Pan oprzytomniał na chwilę przed przejazdem pociągu. Inni nie mieli tyle szczęścia.
Ten pan przemawiał. Jest szefem stowarzyszenia ofiar. Stowarzyszenia, które walczy o to, żeby ofiarom przywracać godność.

Kolega Grzegorz książkę ma chyba gotową. I nie może znaleźć wydawcy. I to jest zła informacja, Bo bohaterom tej książki ta książka się należy.

Mówią, że Radom został za 1976 rok ukarany. Że jest ukaranym miastem. Wciąż jest karany.  

sobota, 13 czerwca 2015

12 czerwca 2015




1. Obudziłem się zbyt wcześnie. Wlazłem do wanny o zająłem się Twitterem. Poseł Zalewski (reprezentanci kultury anglosaskiej powinni zrozumieć, że tu obowiązuje tradycja według której ekstremalnej wersji ktoś, kto kiedyś przechodził koło parlamentu posłem będzie tytułowany do śmierci)(choć to oczywiście się nie tyczy pana Zalewskiego, który posłem był na parę sposobów) przyczepił się profesora Szczerskiego. Idiotycznie się przyczepił. Naszła mnie konstatacja, że ktoś, kto wysłał posła Zalewskiego na front twitterowego trollowania nie był w porządku.
Poseł Zalewski, kulturalny człowiek, ze sporą wiedzą na tematy europejskie ustawiony w jednym szeregu z profesorem Niesiołowskim i posłem Szejnfeldem to po prostu marnotrawstwo. Dla Polski. I to jest zła informacja.
Może by jakaś normalna partia zaproponowała panu Zalewskiemu miejsce na liście. Pan Jerzy Gątarz sugerował PSL. Właściwie czemu nie.

2. Tym razem udało mi się kupić precle. I to dobra informacja.
Zakończył się pewien etap w moim życiu. Przez lata szpanowałem przed moim kolegą samochodami. Tym razem on mnie przebił. I to w sposób nie do odkręcenia. Przyjechał BMW. Dwunastocylindrową siódemką w wersji takiej, jakiej żaden z prasowych samochodów nigdy nie dorówna. I nie napiszę, że to zła informacja, bo nie jestem małostkowy.

Spotkałem ambasadora Mulla. Zawsze poprawia mi to humor. Złą informacją jest, że Jego Ekscelencja ma już następcę. Czyli niedługo wyjedzie. Jakiś optymista może z tego próbować wyciągnąć wniosek, że skoro ambasador Mull nie jest już w Polsce potrzebny, nasza sytuacja się poprawiła.
Widziałem jeszcze jednego ważnego Amerykanina. Ale z daleka, więc się nie liczy.

Cyfrowy Szogun podrzucił mnie do domu swoim japońskim samochodem. Kiedy wysiadałem wpadłem na dyrektora Zydla, z którym udaliśmy się do Beirutu, gdzie wypiliśmy bardzo sympatyczne owocowe piwo.

3. Wieczorem pojechaliśmy do „Niespodzianki”, gdzie Dawid Wildstein żegnał się ze światem.
Znaczy – zaraz jedzie do Iraku, co się Państwu Islamskiemu może nie podobać.
„Niespodziankę” przejmują Frondowcy. I nie chodzi tu o fronda.pl, ani Frondę Górnego. Kilka osób niezależnie wymyśliło, że miejsce się powinno nazywać Stary Wspaniały Świat.

Nie napiszę z kim rozmawiałem, ale za to napiszę, co usłyszałem. Mianowicie – dlaczego poseł Czernecki nie jest zapraszany do Radia Maryja. Nie wiedziałem wcześniej, że odpowiedź na to pytanie nurtuje tak wiele osób, że aż się mnożą teorie na ten temat. A brzmi ona tak: otóż pewnego dnia zaproszony do Torunia poseł Czarnecki zażądał zorganizowania przez Radio taksówki, która go z Warszawy do Torunia zawiezie.

Wydawało mi się, że poseł Ryszard gotów jest zrobić wszystko, żeby przed kamerami stanąć. Widać, nie wszystko, bądź nie wszystkimi. Pomyliłem się. I to jest zła informacja.  

czwartek, 11 czerwca 2015

10 czerwca 2015


1. Pierwszy uwagę moją na człowieka Stonogę zwrócił kolega Podłoga. Kiedy pracowaliśmy razem kolega Podłoga był moim osobistym dostawcą ciekawostek z tej części Internetu, o której istnieniu nie wiedziałem.
Obudziło mnie koło czwartej. I ja, głupia (nie napiszę co, bo jeszcze nie wiem, co mi przystoi) zamiast spać dalej zacząłem przeglądać akta wrzucone przez człowieka Stonogę. No i przeglądałem je do ósmej. Największe wrażenie zrobił na mnie wydruk zawartości iPhone. Wydrukowany SMS przez swoją specyfikę nie jest w stanie oddać kontekstu. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby ktoś zaczął czytać moją korespondencję. Oceniać knajacki język, jakim się posługuję. Moralnie oceniać. Koniec świata.
Ale nie o tym. Gdyby ten ktoś, kto obiecywał wyjaśnienie sprawy w sierpniu (?) zeszłego roku doprowadził do tego wyjaśnienia, dzisiaj pewnie nie poznałbym numerów telefonów komórkowych tylu ważnych w Polsce ludzi. No i pani Lisowej.
Najbardziej to chyba mi szkoda redaktora Krzymowskiego, który i tak nie miał lekko. A teraz jeszcze te nocne telefony od nienawistników. Ludzie są bez serca. I to jest zła informacja.

2. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że pierwszy raz w życiu zawiązałem sobie krawat. Odkryłem przy okazji kolejny plus posiadania brody – otóż zasłania ona węzeł, więc można się mniej przejmować.
Postanowiłem na stare lata zostać wolontariuszem. Pozytyw taki, że robię to w dość przyjemnej okolicy i interesującym towarzystwie. Minusów nie będę wymieniał. Każdy się domyśli.

3. Przyjechała po mnie Bożena i odwiozłem najpierw ją, później BMW. I to jest naprawdę zła informacja. 640d bardzo mi pasowała. A tak, zostaliśmy już bez żadnego samochodu.
Mam w pracy nowych kolegów. Intelektualistów. Ciekawa odmiana.
Wpadłem wieczorem do byłej redakcji „Przeglądu Sportowego”. Odbywało się tam jakieś wielkie knucie. Napięcie spore, ale też czuć energię.
Kiedy wróciłem do domu w Polsacie występował profesor Krzemiński. Powtarzał, że nie rozumie dlaczego nie wyłączono facebooka. Mówią, że socjologia to paranauka. Coś w tym jest.

Policja zatrzymała człowieka Stonogę. Zawiozła do Prokuratury. Prokuratura człowieka Stonogę potrzymała i puściła. Pewnie miała swoją fajniejszą.  

wtorek, 9 czerwca 2015

9 czerwca 2015


1. Wstałem. Poszedłem do apteki, Połowa moich leków wyleciała listy refundowanych. I to jest zła informacja. Kupiłem bułki i sok pomidorowy. Nie bójmy się tego słowa – na kaca. Przyjechał redaktor Pertyński. Wymieniliśmy się samochodami. Za volvo dostałem BMW. To samo, co wcześniej. Czyli się opłacało.

2. Między dziesiątą a dwunastą miał przyjść pan od piecyka. Przyszedł kwadrans przed dwunastą. Znaczy przyszło dwóch panów. Przegląd pieca miał kosztować 250 złotych. Kosztował 650. Zdarza się. Do tego łazienka zrobiła się brudna. No i jeszcze panowie zapomnieli klucz płaski, wkrętak i imbusa.
Generalnie kolejna nauczka. Lepsze jest wrogiem dobrego. Przez 12 lat nie robiliśmy przeglądu pieca i nic się złego nie działo. Prawie, bo ostatnio się zaczął wyłączać. Ale dało się przeżyć. 
A tak, to i 650 zł w plecy i sprzątać trzeba. Bez sensu.
[jeżeli ktoś nie zauważył – to była zła informacja]

3. Byłem tu i tam. Na koniec wylądowałem w Krakenie w doborowym towarzystwie. Złą informacją jest, że poza mną i doborowym towarzystwem było też piwo. Za dużo piwa.
Obejrzeliśmy przedostatni odcinek „Gry o tron”. Jakoś nie mogę uwierzyć, że ta seria się kończy, bo wciąż mam wrażenie, że się jeszcze nie zaczęła.
Za to, za dwa tygodnie „True detective”.  

poniedziałek, 1 czerwca 2015

31 maja 2015


1. Wstałem i pojechałem oddać BMW. Robiłem to z taką niechęcią, że aż pomyliłem Płowiecką z Połczyńską. Jedyne co jakoś osłodziło mi gorycz rozstania – to możliwość spotkania z redaktorem Pertyńskim. Oddałem 640d, odebrałem seata Toledo 1,6 TDI. Redaktor Pertyński ostrzegał, że będę się czuł jakby ktoś ukradł mi z samochodu silnik. Przesadzał. Trochę. Samochód jedzie jak BMW w trybie ECO PRO. Czyli wciskasz gaz, samochód daje ci szanse na zmianę decyzji. Jeżeli nie rezygnujesz – powoli zaczyna się rozpędzać. Z naciskiem na powoli. Można się przyzwyczaić. Silnik za to – jak zauważył redaktor Pertyński – produkuje paliwo. Czyli potrafi w mieście spalić mniej niż pięć litrów.
Wróciłem do miasta, poszedłem po bułki i precle. Precle w stylu bawarskim. Krakowskie w Warszawie zwykle są gumowe.
Po śniadaniu udałem się do Faster Doga, by nie mieć już nigdy stresu wynikającego z braku odpowiedniej marynarki. Najpierw wysłuchałem historii o gównie. Otóż cała kamienica jest pusta. Cała, poza frontem, który jest uwłaszczony. Więc dwie oficyny stoją puste, a że świat nie znosi próżni – puste mieszkania zaczęły być wypełniane przez tzw. bezdomnych, którzy zaczęli sukcesywnie puste mieszkania dezintegrować. A w przerwach chodzić do śmietnika – przepraszam za wyrażenie – srać. Srali na tyle długo, że (nie bez udziału pani cieć) gówna wypłynęły. Zalały podwórko, śmierdząc niemożebnie. Co zdecydowanie utrudniło życie Patrycji i Pawełkowi. Słabo się przecież sprzedaje ubrania w zapachu ekskrementów.
Pawełek się awanturował. Chwilę zajęło aż wyawanturował umycie podwórka. No i wciąż nie ma dobrze. Powinni się gdzieś przenieść, bo pusty budynek pachnie sprzedażą deweloperowi i remontem. Więc pewnie i tak zostaną wyrzuceni. I to będzie zła informacja.

Miasto mogłoby coś zrobić, żeby znaleźli w okolicy jakieś miejsce, bo są bardziej zasłużeni dla polskiej kultury niż niejedna galeria. Tyle gwiazd estrady ubrali. I kina. I telewizji.

2. Wystąpiłem z nazwiska w „Financial Times”. Niestety nie jako wpływowy polski bloger. I to jest zła informacja. Bo wpływowym polskim blogerem światowej sławy już raczej nie zostanę.

3. Zawieźliśmy SVX-a mojemu bratu do domu. Później nawiedziliśmy dyrektora Ołdakowskiego, który na naszą cześć zrobił (z pomocą uroczej córki) potrawę. Potrawy nie mogliśmy zjeść, bo musieliśmy wracać do Warszawy. I to jest zła informacja, bo potrawa zapowiadała się dobrze.

Wieczorem w Krakenie spotkaliśmy się z redaktorem Pereirą i intelektualistą Wildsteinem. Dowiedzieliśmy się, że po ukraińsku żółwik to черепашка. Logicznie.
Później przyszli kolega Grzegorz z Magdą. Znaczy Magda z kolegą Grzegorzem. Przez ostatnie zajęcia bardzo się dawno z kolegą Grzegorzem nie widziałem. I to jest zła informacja.
Bo z kolegą Grzegorzem dobrze się czasem spotkać.  

niedziela, 31 maja 2015

30 maja 2015


1. Ten dzień, kiedy dociera do ciebie, że właśnie się wystawiasz na strzał Męskich Blogerek Modowych. Pamiętny rad dyrektora Ołdakowskiego z pomocą Bożeny jakoś się ubrałem. Pojechałem najpierw po Cyfrowego Szoguna, później po Tęgi Łeb do Miasteczka Wilanów. Cyfrowego Szoguna zafascynowało, że w szpitalu Madicoveru ostry dyżur nazywany jest „Emergency”.
640d nie zrobiło specjalnego wrażenia na Tęgim Łbie, powiedział, że sąsiad ma taki sam i narzeka, że mu dużo pali. Sąsiad najwyraźniej nie ma diesla. Pojechaliśmy do właściwego Wilanowa. Próbowałem wbić się na teren za plecach jakiejś kolumny samochodów – metodą na mjr. Karabanowa. Nie udało się. Na bramce zatrzymał nas BOR-owiec. Niezbyt może zgrabnie ale jakoś udało mi się wycofać. Porzuciłem auto w niezbyt może odpowiednim miejscu, wygramoliliśmy się ze środka i wbiliśmy się na imprezę. Obmacujący mnie BOR-owiec zapytał mnie o scyzoryk. Nie wziąłem, bo się niestety zaczął rozpadać. Jeżeli Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest podobnej do brendowanych przez nią gadżetów jakości, to nie jest dobra informacja.

2. Pan sędzia Hermeliński miał niesamowite przemówienie. Niby taki sobie mówca, ale to jeszcze wzmacniało treść. Mowę Prezydenta Elekta prawie przerwał operator (mówią, że Publicznej), który wydarł się na na jakiegoś fotografa. Ludzie powinni panować jednak nad nerwami.
Odpaliłem Periscope. Wygląda na to, że będę się często posługiwał tą aplikacją.
Po imprezie knułem przez chwilę w różnym towarzystwie. Urodził mi się zresztą pewien pomysł, który – jeśli wypali – dostarczy bliźnim wiele radości. Na razie dostarcza mnie.
Zupełnie przypadkiem wpadłem na rodziców kolegi z podstawówki. I było to bardzo miłe spotkanie.

Tu mam informację, którą tabloidy by pewnie wrzuciły na swoje pierwsze strony, gdyby ją wcześniej znały – córka Prezydenta Elekta zgubiła w Wilanowie kamień z pierścionka. I to jest zła informacja, bo pierścionek bez kamyka (chyba nawet trzech) to nie to samo, co pierścionek z.

Po imprezie razem z Cyfrowym Szogunem i jeszcze jednym kolegą z Podlasia, odwieźliśmy Tęgi Łeb do Miasteczka i wróciliśmy do centrum. Znaczy czterech panów w garniturach mieści się w szóstce.

3. Spotkałem się z moim osobistym doktorem, który wypisał mi recepty na moje sercowe leki. Niech Bóg błogosławi szpital św. Rafała, bez wizyty w którym pewnie bym sobie nadciśnienia nie zdiagnozował i pewnie bym tych ostatnich miesięcy nie przeżył.
Przy okazji odzyskałem telewizor, bo kolega, któremu telewizor pożyczyłem właśnie się zaczął przeprowadzać. Pustka po samsungu 4K została jakoś wypełniona.

Wieczorem wpadliśmy z Bożeną do Krakena. Ale tylko na chwilę. Gdzieś zniknął kolega Krzystof. I to jest zła informacja.  

sobota, 30 maja 2015

29 maja 2015


1. Pierwszy (od dawna) raczej spokojny dzień. Obudziło mnie o jakiejś niechrześcijańskiej siódmej rano. A może nawet szóstej. Czyli po czterech godzinach snu. Poszedłem do „Perełki”. Kupiłem kiszone ogórki. Jednak gorsze niż te z Lidla.
Później poszedłem po bułki. Ale zanim bułki kupiłem miałem 40-minutową rozmowę o przyszłości Polski. Będzie dobrze, ale trzeba uważać.
Zjedliśmy śniadanie, Bożena pojechała do pracy, ja prowadziłem prowadziłem politykę informacyjną. Później miałem tajne spotkanie w prywatnych sprawach. Później znowu prowadziłem politykę informacyjną.
Prowadzenie polityki informacyjnej nie jest łatwe. Przeprowadziłem w życiu parę wywiadów i teraz słysząc, co mówię zastanawiam się jaki rozmówca będzie miał z moich słów pożytek. I kiedy czuję, że marny, jeszcze bardziej mnie to deprymuje. Więc gadam jeszcze gorzej. I to jest zła informacja.

2. Poszedłem się spotkać z kolegą, który powoli się staje coraz jaśniejszą gwiazdą warszawskiej polityki. Spotkaliśmy się pod Forum (jakkolwiek się teraz nazywa) i spacerkiem przeszliśmy na Nowy Świat. Na Nowym Świecie ja kupiłem nowego Eco dla Bożeny, on jakąś inną książkę i się rozstaliśmy. On poszedł udzielać wywiadu wPolityce, ja – do metra.
W metrze jeszcze nie było wody. Ale wciąż działał telefon. Na drugiej linii. Bo na pierwszej – nie.
Dojechałem do Woronicza i przesiadłem się na do tramwaju. W metrze strasznie dużo dziwnych typów ludzkich. Łącznie z karłem. Ciekawe jak zmieniło się jego życie od czasu, kiedy wszyscy poznali Tyriona Lannistera.
Odebrałem BMW 640d. Dzięki uprzejmości redaktora Pertyńskiego, który podzielił się ze mną swoim czasem. Mógłbym to auto mieć. Naprawdę. Mimo iż kosztuje pół miliona złotych.
Jadąc Puławską odebrałem z naprawy zepsutego macbooka. Teoretycznie, w ramach akcji serwisowej Apple wymieniło w nim kartę graficzną, ale znów przestała działać. Naprawa kosztowałaby tyle co nowy [nie tyle nowy, co taki sam]. Więc naprawiać go nie będę. I to jest zła informacja, bo jakoś byłem do niego przywiązany.

3. Pojechałem do Portu Czerniakowskiego, żeby się spotkać z dyrektorem Ołdakowskim, który czas temu kupił sobie łódkę. Łódka piękna. Dyrektor Ołdakowski ze sterem wygląda okazale. Przy wyjściu z portu stoi pomnik saperów. Stoi i się degeneruje. Pływanie po Wiśle jest nieco perwersyjne, ale nie potrafię zdiagnozować dlaczego. Było bardzo miło. Niestety przez korki nie zdążyłem do Faster Doga, gdzie chciałem sobie kupić marynarkę na wilanowską uroczystkość. I to jest zła wiadomość, bo następny pretekst do tego, żeby coś kupić będzie dopiero przed szóstym sierpnia.


czwartek, 28 maja 2015

27 maja 2015





1. Poszedłem do apteki, bo i się skończył sterydy do nosa. No i to że się skończył to była zła informacja, bo nim zauważyłem, że się skończył wydawało mi się, że go używam mimo iż go nie używałem i nie używając zrobiłem sobie drobne ku ku.

2. W aptece kupiłem steryd. Użyłem i od razu mi się zrobiło na tyle dobrze, że poszedłem do Faster Doga. Na miejscu się okazało, że się skończył świat. Znaczy, że zwycięstwo kandydat Dudy sprowadzi na okolicę wiele nieszczęść, bo kandydat Duda jest w jednej partii z ministrem Macierewiczem. Argumentu na takie dictum nie udało mi się znaleźć, więc wyszedłem.
Wpadłem do nowych sąsiadów na herbatkę. Tam poległym próbując obywatelowi Zjednoczonego Królestwa tłumaczyć sens pisania ustawy lustracyjnej. I to jest zła informacja.

Pojechałem na Nowogrodzka, gdzie odbywały się przygotowania do nie wiem czego. Zamieniłem dwa słowa z nie byle kim. I pojechałem oddać BMW.

3. Ze skrzynią manualną BMW to mam tak, że ciągle zamiast jedynki wkładam wsteczny. Co jest o tyle ciekawe, że i mój brat i Bożena miała problem z właśnie tym wstecznym.
Oddawanie BMW to samo z siebie zła informacja, ale oddawania M135i to informacja jeszcze gorsza.
Z Wołoskiej wieziono mnie przez dobrą godzinę na Wiejską. Korki były takie, że ho, ho. Na Wiejskiej wsiadłem w subaru mojego brata i pojechałem na Nowogrodzką. Tam się [po jakimś czasie nagle okazało, że blokuję wyjazd ministra Macierewicza, który z dużym zainteresowaniem podszedł do subaru mojego brata. Pomyślałem sobie, że gdyby Pawełek poznał osobiście ministra Macierewicza, to by może zmienił zdanie. Ale szybko do mnie dotarło, że by nie zmieni, bo ma je ugruntowane. I to jest zła informacja.
Prezydent Elekt rzucił był pisowską legitymacją. Krakowskiemu PiS-owi w końcu udało się go pozbyć. Chwilę to zajęło. 

poniedziałek, 25 maja 2015

24 maja 2015


Przepraszam bardzo, ale po dzisiejszym wieczorze za bardzo jestem zmęczony, żeby się rozpisywać.

1. Zaspałem, wstałem, wsiadłem do BMW i ruszyłem do Katowic, gdzie na lotnisku znany kierowca Małysz miał się ścigać samochodem MINI z samolotem nie znanej mi marki.
Wyjechałem spóźniony jakieś dwie godziny. Zadzwoniłem do skądinąd sympatycznego PR-owca, który wszystko ogarniał, że się spóźnię. Powiedział, że oddzwoni czy się uda mnie na to lotnisko wprowadzić. Jechałem sobie spokojnie, mając świadomość, że nie można przekraczać prędkości, bo będzie źle. Poza tym byłem półprzytomny. Jechałem i jechałem. Za Jankami Polska w budowie. Ciekawe, czy jak już zostanie zbudowana, ktoś przerobi aleję Krakowską w aleję w starym stylu. Z drzewami, szerokimi chodnikami.
No i jechałem, i jechałem. Dojechałem za Rawę, kiedy PR-owiec zadzwonił, że mnie na imprezę nikt nie wpuści, więc nie ma sensu, żebym jechał. No i to jest zła informacja. Bo to już druga motoryzacyjna impreza na którą w tym tygodniu nie dojechałem.

2. Skoro już nie miałem po co jechać do Katowic, to odbiłem w prawo, żeby się dostać do A2. Przejechałem przez Skierniewice. I muszę przyznać, że Skierniewice ze wschodu na zachód są dużo większe niż z północy na południe. A przynajmniej tak mi się wydaje. Jadąc przez Skierniewice słuchałem Matysiaków. Mam wrażenie, że drugi raz w życiu. Tym razem nie nabijano się z pani Waltzowej.
Autostradą dojechałem do Makro. W Makrze – warto pamiętać – w środku stoją odblokowane wózki. Odblokowane, czyli niewymagające pieniążka.
Z Makro pojechałem do Lidla. W zasadniczo nie działo się tam nic interesującego.
W domu się okazało, że kupiłem nie takie krewetki, jak chciałem. I to jest zła informacja, bo przez to nie wyszła mi kolacja.

3. Wieczorem poszliśmy do Krakena. Gdzie spędziliśmy bardzo przyjemny czas z kolegą Krzysztofem i jego nowym piwem. Naszła mnie konstatacja, że ostatnio bardzo rzadko bywałem w Krakenie. I to jest zła informacja. Bo każdy mieszczanin powinien mieć miejsce, gdzie go można codziennie spotkać.  

sobota, 23 maja 2015

22 maja 2015


1. No i znowu jest cisza wyborcza, i znowu nie wiem co robić. Do tego mam problem polegający na tym, że tak właściwie (w sobotę po piątej rano) nie skończyłem czwartku. W związku z tym, że ten czwartek ma już ponad 44 godziny i całkowicie zjadł piątek ograniczenia w tematach, które mogę opisać są złą informacją.

2. Miałem ambicje pojechać rano pociągiem do Wrocławia, żeby jednak pojeździć elektrycznymi volkswagenami. Niestety – zaspałem. I to jest zła informacja. Z tym snem, to mi się strasznie dziwnie porobiło. Kiedy odbierałem BMW M135i przypomniało mi się, że parę miesięcy temu mówiłem, że jeżeli nie prześpię dziewięciu godzin, to jestem nieprzytomny. Teraz, jeżeli udało mi się przespać w sumie dziewięć godzin od początku tygodnia – to duży sukces.
M135i – bardzo fajny samochód. Niestety cała moja energia szła w to, żeby się nie zabić. Więc nie byłem za bardzo w stanie docenić tego auta. I to też nie jest dobra informacja, choć istnieje szansa, że odpocznę i wszystko się zmieni

3. Napiszę jedną rzecz, która mi się przypomniała podczas oglądania debaty. Otóż w podstawówce (raczej na początku) była taka zasada, że jeżeli ktoś dotknął coś obrzydliwego, żeby zdjąć z siebie odium, musiał dotknąć tym czymś kogoś innego i wypowiedzieć zaklęcie: dwa, pięć od syfa.
Podczas debaty nikt nie użył zaklęcia. I to chyba jest zła informacja.


czwartek, 14 maja 2015

13 maja 2015




1. Najpierw trochę się najeździłem. Bo najpierw musiałem pojechać gdzieś, żeby się spotkać z kimś. Spotkanie się przedłużało, więc zaprosiłem kogoś do auta i pojechaliśmy zawieźć Bożenę do pracy. Wracając ustaliliśmy, co mieliśmy ustalić. I to jest dobra wiadomość.

Pojechałem oddać BMW. I to jest zła informacja. Tym razem nie widziałem żadnego i8, ale za to z pięć i3.

2. Wsiadłem w tramwaj i pojechałem na plac Unii Lubelskiej. W tramwaju czytałem tweety. Zauważyłem, że pan Prezydent postanowił zmienić konstytucję. I nawet wykonał w tym kierunku jakieś czynności. Przypomniało mi się, że parę dni temu w Polsacie (właściwie, to w Polsat News, bo Polsat właściwy przerwał transmisję) mówił, że konstytucję chcą zmieniać polityczni frustraci, po tym kiedy przegrają wybory. Trudno się z panem Prezydentem nie zgodzić.

Później się okazało, że ktoś zrobił z tego filmik w rzucił w sieć. Znaczy nie jestem jakoś wybitnie odkrywczy. I to jest zła informacja.

Przy Bagateli stało subaru mojego brata. Zacząłem wymyślać historię, jak projektowano okna w SVX-ie. Kiedy mi się uda, to ją zapiszę.

3. Wieczorem pan Olechowski opowiedział pani Pieńkowskiej, że platformiana akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum za JOW-ami, likwidacją Senatu, immunitetu i finansowania były jedynie ćwiczenia dla aktywistów partyjnych. Jak ktoś napisał „Zrobił Platformie małego Gyurcsany'ego”.

Zastanawiające, czy pan Olechowski chce poprzeć tzw. Partię Balcerowicza, czy dokonać zemsty na PO. Choć, tak naprawdę to chyba mam powody jego działania gdzieś.

Podobnie proplatformersko się zachował pan Prezydent, który podczas dziwnego spaceru po Warszawie zasugerował młodemu człowiekowi pytającemu go jak siostra ma kupić mieszkanie zarabiając 2000 złotych – żeby wzięła kredyt i znalazła lepszą pracę.

Słabo bierze się kredyt będąc na śmieciówce. Zresztą, gdyby nawet na etacie zarabiać te dwa tysiące, to pewnie zdolność kredytowa wystarczyłaby na jakieś siedem metrów mieszkania (w Warszawie). Zdolność kredytowa to słowa dość traumatyczne dla dzisiejszych trzydziestolatków. Ale skąd pan Prezydent ma to wiedzieć.

Źli ludzie mówili, że cały spacer ustawiony był tak, że sztabowcy na trasie rozstawiali ludzi, z którymi pan Prezydent miał rozmawiać. Pewnie kłamali. Choć z drugiej strony skąd pod Szpilką dwie starsze panie na wózkach, albo tylu facetów w ślubnych garniturach?
Skąd? Pewnie przechodzili. Z tragarzami.

W Gorzowie Wielkopolskim pewien nienawidzący PiS-u radiowiec powiedział mi jakiś czas temu, że kiedy widzi, że pan Prezydent wciąga powietrze, to drętwieje, bo się boi żenady po tym, kiedy usłyszy, co pan Prezydent powie. Ja powoli zaczynam się ze bać włączać telewizor. I to jest zła informacja.

Gdyby nie to, że (szeroko rozumiana) 300polityka nie może mi wybaczyć pewnego mojego niezbyt przemyślanego wpisu – być może byłby to popularny kampanijny news: Otóż z bardzo dobrego źródła (jest to źródło pojedyncze, choć lepszego nikt raczej mieć nie będzie) wiem, że jedyne, prawdziwe, potwierdzone konto córki kandydata Dudy to @DudaKinga

Inne – w tym tak popularne w kręgu warszawskiej lewicującej inteligencji – są fałszywe. Żeby tego nie zauważyć trzeba chyba nie mieć mózgu.  

środa, 13 maja 2015

12 maja 2015


1. Cisza wyborcza to dla mnie tak traumatyczne doświadczenie, że nie mogę się jakoś pogodzić z faktem, że już jej nie ma. I to jest zła informacja.
Zawiozłem Bożenę do pracy. Muszę przyznać, że 435d bardzo mi pasuje. Oj, jak bardzo. Ostatnio co auto – to zauroczenie.

2. Przyjechały z Berlina dziewczyny. Antek miał je podrzucić na Wilczą. Czekałem przed bramą. Nagle zmaterializował się dyrektor Ołdakowski wraz z rowerem marki Gazelle. Poknuliśmy chwilę, aż przyszła znajoma Dyrektora, z którą się umówił na obiad w Krakenie. Poknuliśmy chwilę we trójkę pod Nolitą. Aż przypomniało mi się, że chcę zaprezentować Dyrektorowi BMW. Zrobiło odpowiednie wrażenie. Wiem, że to niskie. Ale dużą satysfakcję daje mi obserwowanie, jak dyrektor Ołdakowski zazdrości mi samochodów. Chyba podobnie, jak ja mu jego szafki z trofeami.

Zastanawiam się, czy skoro BMW Polska udostępnia samochód (przedłużaną sióemkę) dyrektorowi Teatru Wielkiego, może by coś mniejszego zaproponowało dyrektorowi Ołdakowskiemu. Muzeum Powstania popularniejsze jest niż Opera pewnie z tysiąc razy. Ma do tego w zbiorach bardzo porządny motocykl BMW. Z przyczepą. Więc byłby pretekst to rozmowy.
Swoją drogą – już nie pamiętam czy to był obecny, czy poprzedni prezes BMW Polska – na spotkaniu z dziennikarzami przyznał ze wstydem, że dopiero w Polsce się dowiedział, że BMW produkuje motocykle. I dziwił się, że w Polsce są one aż tak popularne.
Chciałem mu wyjaśnić, że Polacy znają je od lat czterdziestych. Ale jakoś nie było okazji.

Kiedy na podwórku kontemplowaliśmy samochód bramę zaatakowała ekipa TVN. Weszli, po chwili wyszli, rozstawili się na chodniku i zaczęli kręcić setkę człowieka, którego twarz wydała mi się znajoma.
Odprowadziłem Państwa na róg i wracając przemazałem się w tle wypowiadającego się człowieka, którym się okazał Henry Foy, korespondent „Financial Times”. Strasznie się nam zrobiła światowa kamienica. W oficynie mieszka z kolei korespondent „Süddeutsche Zeitung”. Jeszcze by się jakiś Francuz przydał do kolekcji.
Przemazując się w tle pana Foya wystąpiłem w „Faktach”. Jednak nie na tyle ostro, żeby być rozpoznawalnym. I to jest zła informacja.

3. Okazało się, że kiedy knuliśmy z dyrektorem Ołdakowskim, dziewczyny zdążyły wejść do domu. Więc, gdybym nie zadzwonił, czekałbym do usranej śmierci.
Dziewczyny zaordynowały, bym dowiózł je do Złotych Tarasów, bo chciały pójść tam do kina. Udało mi się to zrobić. Później pojechałem na pod Pałac Prezydencki, by obejrzeć konferencję pani Szydło, która ustosunkowywała się do przedpołudniowego oświadczenia pana Prezydenta, w którym poparł on okręgi jednomandatowe. Pani Szydło prezentując pocięte kartki papieru pokazała, jaki pan Prezydent i jego partia miały wcześniej stosunek do inicjatywy JOW-ów. I kilku innych inicjatyw obywatelskich. Napisałbym, że Platforma jest tak Obywatelska, jak Unia była Demokratyczna. Ale robi się to już nudne. I to jest zła informacja.  

wtorek, 12 maja 2015

11 maja 2015



1. Jak tu wstawać, skoro nie ma „Kawy na ławę”. Dla porządku włączyłem TVN24. Reporter opowiadał o wnuczku, który z kolegą zamordowali babcię. Sąd rodzinny miał zadecydować, czy będą sądzeni jak dorośli czy – jak to był łaskaw powiedzieć reporter – ich przygoda zakończy się w poprawczaku. Przygoda.
Chwilę później była jeszcze jedna podobna wpadka, ale zapomniałem o co chodziło. I to jest zła informacja.

2. Ruszyłem do Krakowa spełnić mój obywatelski obowiązek. Pięć lat temu jechałem do Krakowa mazdą MX-5. Choć nie było to tak do końca pięć lat temu, bo to była druga tura. Czyli lipiec. Wtedy nie wygrał mój kandydat. Ostatnio, na europejskie jechałem BMW 640. I zakończyły się sukcesem. Wyjazd z Warszawy był dość prosty.
Zagęściło się za Jankami. Do Radomia spokojnie dojechałem w niecałą godzinę. Radom to miasto, które dało Warszawie kolegę Krzysztofa. Bez niego Poznańska tak szybko by się nie ucywilizowała. Mam nadzieję, że pani premier Kopacz przed dymisją zdąży rozruszać sprawę obwodnicy Radomia. Na razie udało jej się z rodzinnym Szydłowcem. To właściwie byłby niezły pomysł, żeby premierzy byli z różnych części kraju. Zajmowaliby się prostowaniem dróg w swojej okolicy, później kolej by przychodziła na inny kawałek Polski.
Zręby obok drogi wyglądają naprawdę nieźle.
Świętokrzyskie jest ma naprawdę niezłe krajobrazy.
Zresztą Małopolska też jest niezła. Na razie przerabiają drogę za Jędrzejowem wygląda to nieźle, choć można jajko znieść, jeżeli znajdzie się jakiś kierowca, który literalnie podchodzi do znaku z liczbą 50. Na wyprzedzających polują policjanci, którzy w związku z tym, że droga jak drut jest prosta – mają niezły widok.
Wjazd do Krakowa też ciężki. Wlokłem się za TiR-em, w końcu udało mi się go wyprzedzić na zakrętach w Michałowicach. Ale niestety jakiś przekonany o własnej wartości kierowca Q5 postanowił, że skoro jedzie z maksymalną dopuszczalną prędkością, to nie zjedzie na prawy pas. 435d ma ponad 300 koni. I naprawdę niezłą kontrolę trakcji, bo slalom jaki zrobiłem mógłby się skończyć ciekawie, acz nieprzyjemnie.
Tu będą dwa wezwania. Pierwsze – Ministrze Finansów, puknij się w łeb i przestań nakładać wyższą akcyzę na silniki powyżej dwóch litrów. Drugie – Obywatelu, jeżeli kupujesz sobie BMW z silnikiem diesla – dwa razy się zastanów, czy na pewno nie stać cię na trzylitrowy silnik. Pali mniej, auto jeździ jak trzeba, a procentowo w leasingowej racie różnica nie będzie aż tak wielka, jak przyjemność, której doświadczysz.

Dojechałem. Rakieta Gagarina wciąż jest zarośnięta. Oddałem głos. Tym razem nie było żadnych ankieterów. Pojechałem do ojca, który powoli przygotowuje kartony. Pewnie przed końcem wakacji wyjedzie do Hiszpanii. Kwota wolna jest tam na tyle wysoka, że prawdopodobnie nie zapłaci grosza podatku od swoich emerytur.

Pogadaliśmy chwilę i ruszyłem do Warszawy. Po drodze przeprowadziłem interesującą rozmowę z dyrektorem Ołdakowskim, który opowiadał, jak do Kukiza zacznie się teraz kleić bardzo nieciekawe towarzystwo, bo przed jesiennymi wyborami będzie musiał tworzyć struktury. I, że smutne jest to, że jedynie stare, duże partie są na to jakoś uodpornione.

Jechałem i jechałem. Ruch był dużo większy niż w przeciwną stronę. Skonstatowałem, że jeżdżę jak dziad. I to jest zła informacja. Na przykład zacząłem się przejmować poziomymi znakami drogowymi. A przez tyle lat miałem je gdzieś. Takim autem spokojnie bym mógł wykręcić na tej trasie, nawet przy takim ruchu dwie godziny. A ledwo zmieściłem się w czterech. No dobra, po drodze stanąłem, żeby narwać bzu. Ale nie zajęło mi to więcej niż dziesięć minut. Na obwodnicy Kielc miałem przygodę. Już chciałem przycisnąć, ale wyprzedzając czarną Insignię zobaczyłem charakterystyczną kamerę zamontowaną przy wstecznym lusterku. Wyhamowałem. I później z prędkością nieprzekraczającą 135 km/godz powoli odjeżdżałem panom policjantom. Jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się trafić na nagranie policyjne kamery. Skończy się, że kiedyś będzie to „Uwaga pirat”, czy jakiś inny równie kretyński format telewizyjny.

3. Wróciłem chwilę po ósmej. Pojechaliśmy na Nowogrodzką na wieczór wyborczy. I muszę powiedzieć, że to było bardzo ciekawe doświadczenie. Przecieki o zwycięstwie kandydata Dudy miałem od jakiejś czwartej. Przez cały czas opatrzone komentarzem – „ale to raczej niemożliwe”. Skoro ja te przecieki miałem, to pewnie wszyscy je mieli. Ale raczej w nie nie wierzyli. W każdym razie nie pamiętam czy kiedykolwiek byłem świadkiem takiej eksplozji radości tak dużej grupy ludzi.
No i mówiąc szczerze byłem przekonany, że wszystko się zakończy jakimś poważnym pijaństwem, a tu – cieniutko. Wytłumaczono mi, że w kampanii się nie pije, bo trzeba pracować. I to jest zła informacja. Ja tam przez lata nauczony byłem łączyć picie z pracą.
Tam, gdzie się teraz mieści PiS kiedyś był „Przegląd Sportowy”. Ciekaw jestem jakie czary odczyniono, że wżarty w mury styl życia nie zaraził pracowników biura.

No i z tego wszystkiego właściwie nie obejrzałem telewizyjnych wieczorów wyborczych. Ze wszystkiego zapamiętałem tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, który powiedział Monice Olejnik, że obywatele mają dość [tu nie pamiętam przymiotnika] dziennikarskich twarzy. Twardziel.

Wracając weszliśmy do Krakena na piwo, gdzie było jakby pusto, jak na imprezie Komorowskiego pół godziny po ogłoszeniu wyników. –Wybory – wyjaśniła barmanka.


sobota, 9 maja 2015

8 maja 2015


1. No więc – szczerze mówiąc – nie wiem, co mogę napisać, gdyż obowiązuje cisza wyborcza.
A większa części mojego czwartku związana była poniekąd z wyborami. No i jeżeli dziś opiszę, co robiłem we czwartek i ktoś stwierdzi, że mój opis czwartkowej rzeczywistości jest w jego mniemaniu agitacją wyborczą to wpadnie do mnie ABW?
Nie wiem. Ale wydaje mi się, że to iż mam taki w dzisiejszej Polsce problem to jest zła informacja.

2. Kolega mój kolega Wojciech podwiózł mnie na Wołoską do BMW. Porozmawialiśmy przez chwilę jak starzy Polacy, po czym kolega Wojciech pojechał do urzędu sprawdzić, czy jest aby na wyborczej liście. Kolega Wojciech z rezerwą podchodzi do możliwości zmian w Polsce, bo uważa, że większość wartościowych elementów została wykończona, a ci, którzy zostali, mogą nie rozumieć, że decyzją, którą podejmą przy urnach może zmienić ich życie na lepsze.
Kolega Wojciech pojechał, a ja zacząłem kontemplować i8, które akurat stało na parkingu. I8 to bardzo ładne auto. I istnieje szansa, że będę mógł nim sobie pojeździć.
Na razie odebrałem 435d Gran Coupe. Bardzo ładny samochód z jeszcze lepszym silnikiem.
Teraz gdybym się nie bał napisałbym o negatywnym spocie. Boję się, więc nie napiszę. No, może tyle, że mnie strasznie rozbawił. No i z tego rozbawienia, bo przecież nie z alkoholu, wpadłem na pomysł wrzucania zdjęć na których coś (ktoś) stoi za kimś (ten ktoś jest bardzo konkretny). No i się zrobił z tego szum. Aż taki, że TVN24 na ten temat na stronie swojej napisało.
To pisanie w ciszy nie ma sensu. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem oglądałem „Czas decyzji”. Muszę przyznać, że red. Pochanke mi zaimponowała. Pomylić „Rotę” z „Boże coś Polskę” – mało kogo stać na coś takiego.
No i red. Olejnik. Z jednej strony czuję imperatyw, żeby jej zachowanie skomentować, z drugiej – cóż więcej można napisać.
Kiedyś pani Monika naprawdę dawała radę. Teraz już nie daje. I to jest zła informacja.
Memento mori.



czwartek, 7 maja 2015

6 maja 2015


1. Zerwało mnie o świcie. Obejrzałem spot sztabu pana Prezydenta. Szeroko rozumiana Platforma uczepiła się in vitro jak rzep psiego ogona. Strzelam, że jakiś specjalista od marketingu politycznego wmówił im parę lat temu, że to coś, wokół czego będą mogli budować przekaz. Uwierzyli w to niespecjalnie badając ile osób to realnie dotyczy. Liczby, które padają z telewizora bywają bardzo różne i bardzo dziwne. Najpierw rząd wydał grubo ponad milion złotych na kampanię telewizyjną promującą problem. Później wprowadził tymczasowe rozwiązanie, które potrafiło owocować sytuacjami takimi, jak tamta szczecińska. Ale skoro już postanowili, że się będą tematu in vitro trzymać – wciąż to robią.
Ja, na podstawie podobnych danych, jak te, których użył wzmiankowany specjalista od marketingu politycznego uważam, że większość społeczeństwa problemem in vitro przejmuje się podobnie, jak religią w szkołach, parytetami na listach wyborczych czy legalizacją marihuany. (Choć to ostatnie, to akurat zły przykład)
Kolega mój, którego nazwiska nie wymienię, zaangażowany przed laty w przygotowanie kampanii promocyjnej in vitro tłumaczył mi – pełen wiary – że in vitro rozwiąże problem polskiej demografii. I, że bez in vitro nie będzie pieniędzy na emerytury. Kiedy zapytałem ile musi się urodzić dzieci i przez ile lat pracować, żeby ich składki wyrównały inwestycję w kampanię promocyjną – nie był w stanie odpowiedzieć.
Mam nieprzeparte wrażenie, że nawet ci, który z programu in vitro skorzystają, zapomną o wdzięczności wobec Platformy, kiedy ich dziecko zachoruje i się nagle okaże, że NFZ nie finansuje terapii, albo po prostu, kiedy się okaże, że nie są w stanie znaleźć miejsca w żłobku, przedszkolu czy szkole. Jak to ma miejsce w Warszawie.
Miejsce w przedszkolu występującym w spocie kosztuje 700 zł miesięcznie.
Jestem gotów się założyć, że in vitro będzie też tematem jesiennej kampanii parlamentarnej. I to jest zła informacja. Bo – z całym szacunkiem dla cierpienia par, które mają problem – z punktu widzenia całego społeczeństwa to problem wydumany przy czym kosztowny.
Pan Prezydent (o ile dobrze usłyszałem, a jeżeli dobrze, to miejmy nadzieje, że się nie pomylił) mówił, że dzięki rządowemu programowi urodziło się 2000 dzieci. Piękna liczba.
Jeżeli porównamy to z liczbą urodzonych w zeszłym roku dzieci 370 tys. nie robi aż takiego wrażenia. Ale jeżeli na te 2000 popatrzymy przez pryzmat 86 milionów złotych, jakie kosztuje rocznie rządowy program – wrażenie jednak jest duże. I to jest zła informacja.

2. Z żalem odwiozłem i3 na Wołoską. Oj, jakbym chciał, żeby nasz kraj wyszedł z pułapki średniego dochodu.
Wracałem metrem. Na rondo Daszyńskiego. Połączenie starej z nową linią sprawia wrażenie tymczasowego. Ciasno i mało logicznie. Nowe stacje ładne. Do tego działa internet w komórce między stacjami. Nic nie słyszę o tym, że trwają pracą nad budową następnych stacji. Strzelam, że będzie to miał w swoim programie prezydent obywatel Jóźwiak. W 2018. Obok rozbudowy ścieżek rowerowych i tego szpitala, co, co cztery lata wymieniana jest jego nazwa.

Wciąż trwają przepychanki z Hestią, która rękami bardzo miłego likwidatora chce nas najwyraźniej pozbawić samochodu, do którego jesteśmy co najmniej przywiązani. I to jest zła informacja.

3. W łaskawości swojej pan Prezydent wystąpił w telewizji Polsat. Budujący jest szacunek przedstawicieli mediów do instytucji Prezydenta w Polsce. Pan Prezydent nie odpowiadał na pytania trzech dziennikarzy. Najbardziej waleczny był redaktor Piasecki, który ze trzy razy próbował panu Prezydentowi przerwać, mówiąc: ale, panie Prezydencie…
Transmisja przez chwilę była w Polsacie, później wyłącznie w Polsat News – kanale już nie tak popularnym. A szkoda, bo może więcej obywateli usłyszało, co pan Prezydent ma do powiedzenia na temat bezpieczeństwa. Najlepsze było chyba, że bazy NATO w Polsce już są, bo Polska jest w NATO, więc polskie bazy to bazy NATO.
Pan Prezydent powiedział też, że Konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi. Po chwili dodał, że widzi cały szereg spraw, które w Konstytucji trzeba zmienić. Mówił, na przykład, że by się przyjrzał idei okręgów jednomandatowych.
Ale to wszystko bez znaczenia. Bo nieważne, co pan Prezydent opowiada i tak: „niechby i w drugiej turze, ale wobec niepokojów i rozedrgania dzisiejszego świata lepiej by było dla Polski, gdyby Bronisław Komorowski pozostał prezydentem Rzeczpospolitej
[To redaktor Baczyński]

Później była #debata w TVP1. Dziękuję panu prezesowi Braunowi, że mogłem w końcu się dowiedzieć jak wygląda kandydat Wilk. I kandydat Tanajno.
Swoją drogą ciekawe, czy reżyser Braun to jakaś rodzina prezesa Brauna. Widzę jakieś podobieństwo, kórego nie potrafię zdefiniować. I to jest zła informacja.