1. Śmieciarka. Rano. Obudziła. Nie wiem, na czym to polega, nie wiem, z czego się to bierze, ale w Warszawie są najgłośniejsze śmieciarki w Polsce.
2. Pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Uberem. Moim kierowcą był Muhammad Samie. Spotkanie z Powstańcami w Parku Wolności. Był dyrektor Zydel. Zasadniczo powinien występować z orderem. Była wszakże rocznica dyrektora Zydla udekorowania.
Ale nie o tym. Zanotował po pierwszy raz od dawna zły efekt covid-u. Fizyczny – że tak powiem, mentalnych nie liczę. Otóż, kiedy postałem chwilę na słońcu, które wcale takie mocne nie było, zaczęło się mi kręcić w głowie. Oj nie dał bym rady pracować jak kiedyś. Ale nie o tym. Rozmawiałem chwilę z funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa. Funkcjonariusz, to chyba jednak lepsze określenie niż oficer, gdyż nie każdy funkcjonariusz jest oficerem, a każdy oficer jest funkcjonariuszem. Znaczy z niejednym funkcjonariuszem rozmawiałem. Ale chodzi mi o tego konkretnie. Staliśmy z tyłu. On patrząc na zgromadzonych, których nie było tak dużo, jak kiedyś, zaczął się zastanawiać, co będzie gdy Powstańców już wśród nas nie będzie. Że pewnie przestaną przyjeżdżać oficjele. Że wszystko będzie zależeć od Miasta, jeżeli uroczystości będzie tratować poważnie, to oficjele przyjadą. Pamiętał czasy, kiedy rocznicę wybuchu świętowano z dużo mniejszą pompą. Kiedy właściwie świętowali sami Powstańcy. Rozmawiałem o tym z kolegami Dyrektorami. Zależy im na tym, by to dziwne coś, co sobie przekazują w sztafecie przejęły rodziny Powstańców. By opowiadały, co od Powstańców usłyszały. Zasiedziałem się u kolegów Dyrektorów. Tak, że aż musieli iść, żebym sobie poszedł.
2. Poszedłem do domu. Z Muzeum Grzybowską do Jana Pawła, kawałek Świętokrzyską, Emilii Plater, koło kościoła św. Barbary do Poznańskiej i do domu. Posiedziałem chwilę, aż sobie przypomniałem, że muszę zatankować Audiego. Pojechałem więc. Po zatankowaniu pojechałem Audiego umyć. (tak, nazywanie audi Audim jest nieco pretensjonalne, ale się mojej osobie podoba). Jak go już umyłem, pojechałem do Makro. Po wodę, która jest tańsza ze trzy razy niż w tzw. normalnych sklepach.
3. Udałem się na proszoną kolację. Uberem. Wiózł mnie Sadin. Przez całą drogę słuchał jakiś – jak to kiedyś mówiono – tureckich kazań. Znaczy tureckie, to one nie były. Jedyne słowo, które rozumiałem to Allah. Powtarzało się. Jestem jednak pełen uprzedzeń, od razu się zacząłem zastanawiać, czy człowiek, którego zdjęcie świeciło na telefonie, nie jest aby podobny do dwójki Al-Kaidy. Na kolacji było miło. Znowu się zasiedziałem. Wracałem Uberem. Wiózł mnie Saiar. Puszczał rosyjskojęzyczny POP.
Wcale mi nie przeszkadzał, więc może aż takich uprzedzeń nie mam.
sobota, 31 lipca 2021
30 lipca 2021
piątek, 30 lipca 2021
29 lipca 2021
1. Kocio przyszedł o świcie i się od razu zaczął awanturować. Wciągnąłem go do łóżka i na jakieś dwie godziny odpuścił. Wstałem. Przyszła Rudzia. Coś tam zjadła. Kocio wstał. Zjadł więcej. Można odnieść wrażenie, że nie jest między nimi najlepiej. Rudzia stara się przychodzić, kiedy Kocia nie widać. Miejmy nadzieję, że to chwilowe problemy.
2. Rano sympatyczny pan przywiózł erefenowską wersją enerdowskiego multicara kontener. Dwa kubiki. Pusty. Koło południa Boryszyn przywiózł silną grupę ze Staropola. I psa. W znaczeniu: wilczarza Dyzia. Z Dyziem jak z Suburbanem nieźle wygląda przy domu. Zachowuje odpowiednie proporcje.
Silna grupa zajęła się odgruzowywaniem zagruzowanego – z uporem wartym lepszej sprawy – bocznego wejścia do piwnicy. Podczas odgruzowywania silna grupa odkopała słusznej wielkości stalową skrzynkę. I kilka ładnych, ceramicznych płytek. Zadziwiająco szybko udało im się wypełnić pierwszy kontener. Sympatyczny pan był w Zielonej u dentysty. Na następny kontener trzeba więc było chwilę czekać.
Pojechałem do Świebodzina wyważyć koło. Dopiero u trzeciego męczygumy się udało. Pierwszy był zamknięty, drugi był zajęty.
Wróciłem na chwilę przed tym, gdy kasta gruzu dopełniła drugi kontener. Silna grupa ze Staropola stwierdziła, że dalej dziś nie robią. Przyjadą kontynuować w sobotę.
3. Jadąc A2 w stronę Warszawy, od pewnego momentu człowiek zaczyna z utęsknieniem wypatrywać komina niedoszłej elektrociepłowni w Pruszkowie. Tym razem komin pojawił się dość szybko.
Wysiadłem z auta przy Wilczej. Postanowiłem zażyć wielkomiejskiego życia. Niestety się okazało, że nawet otwarty Kraken ma zamknięty bar.
czwartek, 29 lipca 2021
28 lipca 2021
1. Ledwo wstałem, a już musiałem jechać do pracy do Zielonej. Za Skąpem dognałem ciężarówkę z drewnem. Sosnowym. W metrach. Kierowca dał migaczem sygnał, że można go wyprzedzać. Rzadko ostatnio spotykana sytuacja. Wielki magazyn, który urósł przy Sulechowie to będzie TK Maxx.
Na S3 ruch jak zwykle. Coraz szybciej dojeżdżam na miejsce. Zebrania, szkolenie, rozmowy i do domu. Tym razem bez badania piekarnio-cukierni.
2. Wracałem tą samą trasą, tyle że przez Ołobok. Ponieważ paczkomat. Jechało mi się całkiem dobrze. I trochę agresywnie. Gdy skręcałem na parking przy paczkomacie, coś chrupnęło. I Audi zaczął jechać w sposób niezdecydowany. Niezdecydowany co do kierunku jazdy. Przejechałem parę metrów. Stanąłem. Wsadziłem głowę za przednie koło. Wahacz-banan odczepił się od zwrotnicy. A konkretnie było tak: zwrotnica jest aluminiowa, więc żeby sworzeń wahacza nie robił w niej dziur, wsadzony jest w stalową tuleję. No i ta tuleja, razem ze sworzniem wzięła i wypadła. Z wypadniętą tuleją się nie pojedzie. Strasznie dużo ludzi chciało pomóc. W pewnym momencie przyjechali i sąsiad Gienek, i sąsiad Tomek, i Bożena Lawiną. Auto nie jedzie trzeba mechanika. I lawetę. Do nikogo się nie dało dodzwonić. W końcu sąsiad Tomek namówił mnie, żeby do Łąk podjechać, bo tam mechanik jest z lawetą. Podjechaliśmy. Laweta nie jeździ, gdyż nie działa. Mechanik z Łąk popatrzył na zdjęcie, co żem je zrobił telefonem i zdiagnozował: nowy wahacz (banan) przyszedł ze złą śrubą. Za mała średnica, więc nie łapie trzyma tulei w zwrotnicy. Normalna sprawa. Laweta nie jeździ, bo nie działa. Audi nie jeździ, bo mu się koło może odpaść. Sąsiad Tomek namówił mechanika z Łąk, by ten wziął dwa klucze, młotek, żabę, dobrą śrubę i podjechał do Ołoboku. No i się tak stało. Naprawa zajęła w porywach siedem minut.
Mogę jutro Audim jechać do Warszawy. Wniosek jest jeszcze jeden. Ktoś ma najwyraźniej związane ze mną plany, bo nie ma żadnego innego logicznego powodu tego, że się wahacz (banan) odseparował od zwrotnicy przy prędkości 10 km/godz w Ołoboku, a nie przy prędkości ze czternaście razy wyższej na S3. Przepraszam, dwanaście razy, bo przecież szybciej nie wolno.
3. Wróciłem do domu i zająłem się zdalną pracą. Powoli się wciągam. Ciekawe doświadczenie.
Szwagier sąsiada Tomka, ten którego przeczołgał Covid, wrócił z rehabilitacji. I jest w dużo lepszym niż przed nią stanie. Pełen dumy biegał za dzieciakami. Ja już – dzięki Bogu – zapomniałem jak to jest. Z tego wszystkiego nie wykonałem planu. Nie skończyłem felietonu do „Dziennika Polskiego”. Jutro skończyć muszę do południa. A pisać pod presją czasu naprawdę nie lubię.
Kocio. Mało dziś mieliśmy kontaktu. Rano przyszedł i się zaczął bez specjalnego powodu awanturować. Chyba mu chodziło o to, że w nocy zmókł.
No i wieczorem przyszli z Rudzią. Ale tylko na chwilę.
wtorek, 27 lipca 2021
27 lipca 2021
1. Się nie wyspałem. Śniły mi się jakieś słabe rzeczy. Bogu dzięki nie pamiętam już co. Stojąca od wczorajszego wieczoru pod lipą Lawina wygląda, jakby ktoś porzucił ją ze dwa miesiące temu. Lipy rządzą.
Przyjechał po mnie Mój Nowy Szef i udaliśmy się do tej drugiej stolicy naszego województwa. Ta druga stolice z innego punktu widzenia jest tą pierwszą i jest to drażliwa sprawa. W Gorzowie dotychczas znałem szpital, Castoramę i Urząd Wojewódzki. Teraz doszła jeszcze katedra. I redakcja Lubuskiej w centrum handlowym bez parkingu. Kiedyś takie budowano. Zobaczyłem dwie milczące ofiary COVID-u – na pieprz zasuszone rośliny doniczkowe. Centrum Handlowe zamknięte, to nie było komu podlewać. I uschły.
2. Wracając podjechaliśmy do Głębokiego. Od paru dni na redakcyjnym kolegium mowa była o wysychającym jeziorze. Nad Głębokim byłem w 1987 roku. I potem w 1988. Pamiętam Kiszczaka w telewizorze. Mówił o czymś, co się pół roku później objawiło jako Okrągły Stół. W każdym razie było wtedy jezioro. No i jezioro jest i dziś. Tylko jakby go było mniej. Pomost nad plażą wygląda dość abstrakcyjnie.
Zacząłem sobie dziś przypominać jak to super jest robić w dzienniku. Na lotnisku w Przylepie (ze trzydzieści ode mnie kilometrów) CBŚ zatrzymało dwóch facetów, którzy specjalnie kupionym do tego celu samolotem przemycali trawkę. 73 kilo.
A myślałem, że tu się będzie człowiek zajmował wyłącznie liczeniem dziur w drogach.
3. Z braku telewizji wróciliśmy do „Lupina”. Jakież to jest nudne. Niby francuski film, a A3 ściga BMW 3. Peugeotem jeździ policja. Porządnym busem jest mercedes. Drugi „Rojst” jest naprawdę o wiele lepszy.
26 lipca 2021
1. Jakaś pani doktor z Torunia mówiła rano w TVN24, że ważniejszym symptomem istnienia demokracji jest koncesja dla TVN niż przeprowadzanie wyborów, bo na Białorusi też są wybory. I w Rosji. Jakże się cieszę, że nie studiuję Na UMK politologii.
Spóźniłem się chwilę do pracy. Nie przez korki, nie dlatego, że mi nie chciało zapalić auto, czy uciekł tramwaj. Nie chciały mi się odpalić Teamsy.
2. W przerwie pomiędzy zadaniami, postanowiłem chwilę pokosić. No i chwilę pokosiłem. Trafiłem na jakąś niedociętą resztkę po chyba bzie. Resztka ta skutecznie zablokowała jeden z noży. Odczepiłem kosisko. Okazało się, że środkowy nóż, nie dość, że zmienił geometrię, to jeszcze zgubił gdzieś element przenoszący na niego moment obrotowy osi. Czyli nie ciął. Sprawdziłem cenę zestawu noży, razem z zestawem mocowań. Wyszło tyle, że bym mógł kosiarkę w promocji kupić. Kosiarkę pchaną. Nie traktorek. Kosiarka taka by raczej nie przeżyła sezonu. Zestaw noży przeżyje pewnie ze trzy lata. Ciężkie jest życie obszarnika.
Rozmawiałem (telefonicznie) z Nie Powiem Kim. Nie Powiem Kto koleguje się z ludźmi z TVN24. I – podobnie jak mnie – niezdrowo fascynują go ich histeryczne reakcje na kwestie koncesji dla stacji. Już pisałem, że brak koncesji niespecjalnie powinien wpłynąć na działanie stacji. Nasi przyjaciele wydają się tego nie dostrzegać.
Cóż, od polityków, którzy uwierzą w swoją propagandę – dziennikarze tacy są jeszcze śmieszniejsi.
Dawno, dawno temu, kiedy Infor przejmował der Dziennik, zawezwano pracowników redakcji na rozmowy. Zaproponowano im albo należne odprawy, albo pracę u nowego pracodawcy. Większość wybrała to drugie. Na gorszych warunkach. No i sporo z nich, dość szybko zostało zwolnionych. Już bez prawa do odpraw. Ale nie wiem, dlaczego to teraz piszę.
3. Kocio właściwie przez cały dzień prowadzał się z Rudzią. Wpadali coś zjeść. Wylegiwali się na tarasie.
W Rzepie przeczytałem wywiad z Derekiem Cholletem. Rozbawiło mnie wyznanie, że skoro Nord Stream 2 jest prawie gotowy, to znaczy, że się nie da jego budowy zatrzymać, więc sankcje nie mają sensu, a gdyby je zastosować, to uderzałyby w Niemcy, więc mogłyby się pogorszyć relacje transatlantyckie, a na tym zależy Putinowi. Ale Nord Stream 2 jest zły. I jesteśmy przeciw jego budowie.
Można z tego wyciągnąć jeden wniosek. Jeżeli uchwalone zostanie Lex TVN, to Stany nic nie zrobią, bo po co mają robić, skoro nie udało się tego zatrzymać, a jakiekolwiek próby zemsty mogłyby pogorszyć relacje transatlantyckie, a na tym zależy Putinowi. Ale Lex TVN jest zły. I są przeciw jego wprowadzeniu.
Wybory prezydenckie w Stanach będą we wtorek, 5 listopada 2024 roku. Czyli za trzy lata, trzy miesiące, tydzień i dni parę. Może jakoś damy radę.
Cały dzień mnie łeb bolał. Wieczorem przyszła burza i mi przeszło. Nie będę próbował z tego wyciągać jakichś wniosków.
niedziela, 25 lipca 2021
25 lipca 2021
1. Kilka dni temu satelitarny tuner zerwał kontakty z konwerterem (anteną). Trudno mi ustalić kto na kogo się obraził. W każdym razie – nie mamy telewizji. Znaczy mamy te wszystkie netfliksy, prajmy, habeo. Normalną telewizję możemy na komputerze. Ale tylko tę, która przez komputer nadaje. Więc mam próbkę świata bez TVN-u. Głównego. Tematyczne – na komputerze. I z komputera nie można ich przerzucić na telewizor. Niby całe świadome dzieciństwo spędziłem przy telewizorze, który miał w porywach czternaście cali, ale już się odzwyczaiłem.
2. Na telewizor z komputera udało mi się wrzucić „Śniadanie Rymanowskiego”. Mentzen, imputował Schetynie, że ten mógł samochodem pozabijać ludzi. Jadąc do Polsatu. Ale ważniejsze, iż stwierdził też, że szczepienia drastycznie ograniczają śmiertelność i hospitalizacje wśród zaszczepionych. Odważnie.
Zybertowicz zgadzał się ze Schetyną, z Zybertowiczem zgadzała się Scheuring-Wielgus. Program Rymanowskiego jest jedyny w swoim rodzaju.
Dooglądaliśmy na Netfliksie „Łasucha”. Scena, gdy sąsiedzi – patrząc na palący się dom z gospodarzem w środku – śpiewają „Auld Lang Syne”, jest jeszcze zabawniejsza, gdy się zna polską wersję tekstu: „Przy innym ogniu, w inną noc do zobaczenia znów”.
3. Wieczorem przyszły chmury i się zrobiło tak chłodno, jakby chłodno było przez cały dzień.
Wrzuciłem cytat z Mentzena na Twitter. Część publiczności, próbując się ratować przed dysonansem poznawczym, zaczęła sobie tłumaczyć, że to manipulacja. Ciekawe, jak sobie będą tłumaczyć, gdy obejrzą cały program.
Kocio trzy razy przyprowadzał Rudzię. Przestała już jeść dużą puszkę naraz. No i zainteresowała się suchą karmą.
24 lipca 2021
1. Wstałem zbyt rano. Przed wszystkimi. Zrobiłem kawę. Nie dla mnie, gdyż kawę piję tylko w gościach. W dużej kawiarce, którą źle skręciłem. Zrobiona kawa powoli, acz sukcesywnie wyciekła z kawiarki zalewając kuchenkę. Ale może to i dobrze, bo klienci na kawę pojawili się jakieś trzy godziny później.
No właśnie. Wzmiankowani wczoraj goście, to Mieszko z narzeczoną. Narzeczona – się pewnie oburzy, że się pojawia przez pryzmat narzeczenia się z Mieszkiem, miast jako postać całkowicie autonomiczna. Cóż, w pewnym momencie się okazało, że ma rodziców młodszych ode mnie. Znaczy młodszych moich rodziców i ode mnie też młoszych.
Nazywany przeze mnie Stedkem, redaktor Wolfke – z którym pracowałem w magazynie „Viva Futbol!” – objawił mi dwadzieścia prawie lat temu, że jednym z pierwszych symptomów starości jest świadomość, że się pracuje z ludźmi, którzy są w wieku naszych dzieci.
Mieszko, jak to zwykle bywa, dyskutował z Bożeną na tematy moralno-filozoficzne. Było to o interesujące, gdyż Mieszko – jak na filozofa przystało – pojęć używał w znaczeniach znormalizowanych, a Bożena – niekoniecznie. Więc zdarzało im się dyskutować o dwóch różnych rzeczach.
W każdym razie po popołudniowym śniadaniu, posiedzieliśmy czas jakiś pod połamanym drzewem no i państwo pojechali.
2. Ja, w międzyczasie kontemplowałem media. Grabiec rano, w Trójce sugerował, że amerykańska zgoda na NS2 to skutek ataku na TVN. Tak że tak.
Zaś Sławek Sierakowski w „Drugim Śniadaniu Mistrzów” powiedział, że „Polska to jest kraj, na który można machnąć ręką”.
3. Na wsi żniwa. Mówią, że rzepak. Sąsiad Tomek kosił trawę przed kościołem, gdyż teraz jest ich dyżur. Obejrzeliśmy kolejny odcinek applowskiego „Home before dark”. Bardzo budujący film o małoletniej dziennikarce. W tym odcinku jej siostra miała problem, gdyż jej przyjaciółka przyznała się do homoseksualizmu i powiedziała, że jest zainteresowana czymś więcej niż przyjaźnią. Siostra małoletniej dziennikarki miała z tym kłopot, gdyż jeszcze w sobie nie odkryła homoseksualizmu. No i miała chłopaka, który się zrobił zazdrosny. Ale się z filmu dowiedzieliśmy, że jeżeli jakiś nasz przyjaciel nagle się homoseksualistą okazuje, i się do nas zaczyna przystawiać, to jak mu się grzecznie powie, że nie jesteśmy gotowi na taki związek, nie zepsuje to z tym kolegą stosunków.
A z poważnych spraw: Rudzia wchodzi do nas jak do siebie. No i pozwala się głaskać. Widać, że głaskanie to dla niej nowość. Kocio świata poza nią nie widzi, choć udaje, że widzi.
sobota, 24 lipca 2021
23 lipca 2021
1. Wstałem za bardzo rano. Przeniosłem meble ogrodowe z betonu, na drugą stronę, przed połamane drzewo. Meble ogrodowe po parkowej stronie domu to nowa jakość.
Wziąłem udział w dwóch onlajnowych zebraniach i pojechałem do Zielonej. Spory kawałek wlokłem się za lorą wiozącą minikoparkę. Od pewnego czasu łapię się na tym, że nie chce mi się wyprzedzać. Starość nie radość.
2. W związku z najazdem gości udałem się do „Bagietki” po jagodzianki, serniczek i szarlotkę. Jako że udałem się po szesnastej – jagodzianek już nie było. Nabyłem serniczek i szarlotkę. Sprzedająca pani okazała się odessyjką. Powiedziała, że na Ukrainie są trzy miasta Lwów, Kijów i Odessa. We Lwowie wciąż nie byłem. Zmarnowałem okazję do wjechania bez kolejki na granicy.
3. Przyjechali goście. Usiedliśmy na ogrodowych meblach po parkowej stronie. I była to nowa jakość. Przyszedł Kocio. Siedział nawet na kolanach. Ale się przez cały czas rozglądał. W końcu poszedł szukać Rudzi. Po jakimś czasie przyszli oboje. Kocio był tym faktem tak podekscytowany, że wręcz uniemożliwiał jej jedzenie. Jakoś sobie radziła. Choć muszę przyznać, że nie wychowaliśmy Kocia na porządnego chłopca.
Przez cały dzień narastała żniwna akcja. Chwilami ruch na drodze wokół parku był jak na nieprzymierzając Marszałkowskiej.
piątek, 23 lipca 2021
22 lipca 2021
1. 22 lipca. Dawniej E. Wedel. Jeśli mam być szczery (a ja od dzisiaj chcę być szczery) odzwyczaiłem się od chodzenia do pracy. Cały dzień mi się dziś posypał.
Pojechałem do Zielonej przez Skąpe, Kije, Sulechów (tylko trochę) i S3. W Zielonej poza obowiązkami dałem się nagrać do Radia. No i jeszcze uruchomiłem alarm. Przypomniało mi się, jak dwie dekady temu, w redakcji krakowskiego „Przekroju” też się uruchamiał alarm, gdyż nikt nie pomyślał, że można do nocy pracować.
2. Wracałem przez Przylep i prom w Brodach. W Czerwieńsku chyba pierwszy raz zatrzymał mnie szlaban kolejowego przejazdu. Wagony-cysterny z napisami „Siarkopol”. Nazwa ta kojarzy się mojej osobie z Tarnobrzegiem, gdzie spędziłem kilka wczesnych lat mojego życia. Coś tam pamiętam. Na przykład, że skutecznie pogryzłem szklankę. Albo, że było miejsce, gdzie stało dużo flag. Wietnam w telewizorze. I turniej miast z przepychaniem parowozów. Turniej miast to bym chętnie w dzisiejszej wersji zobaczył. Na promie było więcej aut niż zwykle. O jedno więcej. Drodze między Nietkowicami a Sycowicami pełni jednak rolę deptaka. Nie jest to fajne, gdy za zakrętem wpada człowiek na grupę jeżdżących na deskorolkach młodych ludzi.
3. Kiedy wróciłem, trzeba było szybko jechać do miasta, żeby kupić kotom jedzenie. Rudzi bardzo się nie podobało, że nie czeka na nią pełna miska. Sytuację nie najlepiej znosił Kocio. Można odnieść wrażenie, że na tę miskę Rudzię podrywał. Od jutra znowu może kontynuować
Zaczęły się żniwa. Po wsi jeździ kombajn.
czwartek, 22 lipca 2021
21 lipca 2021
1. Trawa wczoraj została skoszona jako tako. Powinienem zdjęć kosisko, obejrzeć noże. Pewnie je naostrzyć. Ale wizja siłowania się z paskiem zdecydowanie mnie zniechęca.
Odkryłem za to, co się popsuło w napędzie kosiarki Bożeny. Nie to, co myślałem. Bogu dzięki, że przy próbach naprawy nie uszkodziłem czegoś innego. Otóż wykręciła się śrubka blokująca koło pasowe na osi wirnika. Koło zaczęło się kręcić, a jako że zrobione było z aluminium trochę się powycierało. Bardzo trochę. No i lata, jak nie powiem kto po pustym sklepie. Wszystko teraz w rękach sąsiada Józka. I jego tokarki.
2. Jako dziaders pewnie lubię oglądać filmy wyreżyserowane przez Eastwooda. Obejrzeliśmy na Netfliksie „Richarda Jewella”. Co za film.
3. Rudzia, przez cały dzień zjadła wszystkie puszki z Rossmanna. Przyszła wieczorem i pełna pretensji łypała to na pustą miskę, to na mnie. Zacząłem więc ją karmić twarogiem. Półtłustym z Pątnicy. Zjadła. Z tego wszystkiego ser zaczął też jeść Kocio.
Wieczorem jeszcze późniejszym wystawiałem kosz z segregowanymi. Śmieciarka jeździ za bardzo rano, by ryzykować ranne wystawianie. Zauważyłem zjeżonego Kocia i jego czarnobiałego konkurenta. Viribus unitis pogoniliśmy go za stołówkę. Szkoda, że Kociowi ambicja przesłania zdroworozsądkowe widzenie świata. Przychodził by po mnie i czarnobiały konkurent za każdym razem by był pogoniony.
wtorek, 20 lipca 2021
20 lipca 2021
1. No więc Kocio rano wyawanturował sobie nieco zawartości rossmannowej puszki. Bardzo rano. Za bardzo. Na mnie sobie wyawanturował. Potem gdzieś polazł. Kiedy go nie było, przyszła Rudzia. Wyjadła, co Kocio zostawił i zaczęła szukać kogoś, kto jej dołoży. Padło na mnie. Zjadła właściwie całą puszkę.
Potem Kocio przyszedł. Coś tam zjadł. Poszedł. Spotkałem go pod stołówką. Wszedł do środka, pomiauczał. Wyszedł. Zaległ na betonie. Ja wyciągałem rusztowanie. Kiedy mi się udało je wyciągnąć. Przeskoczył przez płot do sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w niezbyt obszernych kojcach.
Przywiozłem rusztowanie pod dom. I za jego pomocą zacząłem demontować daszek. Nad wejściem przymocowany był daszek. Falisty. Z niegdyś żółtego sztucznego tworzywa. Bożena chciała go zdjąć od zawsze. Ja się buntowałem, gdyż doceniałem daszku użyteczność. W końcu z tego butu wyrosłem. Demontaż daszku był męczący, acz niezbyt skomplikowany. Kilka śrub okręciłem. Kilka obciąłem. Praca trzymaną jedną ręką szlifierką kątową, która nie ma osłony, bo tarcza nie chciała wejść. A to wszystko na jednaj nodze, gdyż rusztowania nie da się bliżej przesunąć. W każdym razie – daszku nie ma, a dom nieco bardziej przypomina siebie sprzed przynajmniej 100 lat. Musiałem pójść do sąsiada Józka pożyczyć tarczę do cięcia. Przy okazji kupiłem jajka (18 zł za 30). Kiedy wracałem, nad lasem za wsią przeleciał Mi-24. W zasadzie, to nie byłem pewien, co to za śmigłowiec był. Teraz powiększyłem sobie zdjęcie. I ani chybi Hind.
Przyszła Rudzia, wyjadła to, co Kocio zostawił. Poprosiła o jeszcze. Zjadła poszła. Przyszedł Kocio. Coś tam zjadł. Poszedł. Rudzia już więcej nie wróciła. Kocio przynajmniej dwa razy.
2. Postanowiłem obejrzeć Druha Sekretarza w Polsacie. Rozmowa o odbudowie Saskiego. Z Kwiatkowskim. Tym razem Robertem.
Rzeczony Kwiatkowski (Robert) zasugerował, że odbudowa Pałacu Saskiego służyć ma jedynie przeniesieniu pomnika Poniatowskiego z Krakowskiego Przedmieścia, by zrobić miejsce na pomnik prezydenta Kaczyńskiego. Bardziej by mi taki tekst pasował do powróconego Tuska, niż doświadczonego lewicowca. Ale z drugiej strony, po tym jak odjechał Leszek Miller – wszystko jest możliwe.
Kwiatkowski (Robert) powiedział też, że komunizm dał Polsce Ziemie Zachodnie. O ile mnie pamięć nie myli, to 2/3 decydujących w sprawie przesuwania granic z komunizmem miało raczej niewiele wspólnego. Ale co ja się tam znam.
3. Po zmroku zebrałem się w sobie i założyłem nowy pasek do kosiarki. Ciut był za krótki, więc łatwo nie było. Jak już założyłem, to postanowiłem chwilę pokosić. Kosiłem dłuższą chwilę. Kosiarka niby ma reflektor, ale jednak do tego, żeby zobaczyć jak mi koszenie wyszło – nie wystarczy. Zobaczymy jutro.
Mój Nowy Szef donosi, że w nocy nie było aż tak źle. A dziś pada. Więc też spokój. Bogatemu to i byk się ocieli.
19 lipca 2021
I nawet jeśli mówię coś od rzeczy
Czy nawet kiedy nie chcę mówić nic
To nawet wtedy kołysz swój berecik
To nawet wtedy kołysz, kołysz się
Nawet w deszczu.
1. Poniedziałek. Rozmawiałem z Sławkiem, któremu się wydawało, że Jaś Kapela, to ten chłopak, któremu prąd spalił nogi. Ten, który później był z Kamińskim (Markiem) na biegunie. Zdziwiony był bardzo, gdy docierały do niego (Sławka) echa spotkania Kapela/Stanowski. Dziś trudno nie wiedzieć o istnieniu Jasia Kapeli.
Wypiłem później kawę z ważnym człowiekiem, który zasadniczo nie miał dla mnie czasu. Wróciwszy do domu przygotowałem do przeprowadzenia biblioteczną szafkę. Przygotowanie było proste. Trudniejsze było zniesienie szafki do Lawiny. Sam bym sobie nie poradził. Wsparł mnie kolega Czapliński. Trzeci z rzędu czytelnik negatywów, który zrobił zdjęcie Kocia.
Przed wyjazdem spotkałem się jeszcze w Beirucie z nie mogę powiedzieć kim. Powiem tyle, że jest to zdecydowanie córka swojego ojca, co niektórym może jeszcze kiedyś zacząć przeszkadzać.
2. Podróż. Niby łatwo poszło, bo ruch był do wytrzymania. Ale Kocio się nudził. Minęliśmy gdzieś za Wrześnią ciężarówkę Pekaesu. „Pekaes – More than expected” – jakoś mnie ten slogan rozbawił. Na odcinku Konin – Poznań przed mostami stoją żółte znaki z czołgiem i ciężarówką. Pamiętam ekscytację, gdy pierwszy raz widziałem takie znaki trzydzieści ponad lat temu w Reichu. Za Nowym Tomyślem się skończył gaz. Zjechałem na Trzciel, w którym po ulicy goniła się grupka młodzieży.
Zatankowałem za przejazdem kolejowym w Lutolu. Kiedyś był to omijany przeze mnie Lukoil. W Świebodzinie, mimo późnej pory, spory ruch. Za to później żadnego po drodze zwierzęcia.
3. Mój Nowy Szef zawiózł rodzinę do Krakowa, a konkretnie: na Kazimierz. Załamaliśmy z nadredaktorem Muchą ręce, gdy się nam pochwalił, że wynajął locum przy placu Nowym, zwanym w pewnych kręgach – Żydowskim. Wczesnym popołudniem przysłał zdjęcie widoku z okna. Plac Nowy, zwany w pewnych kręgach – Żydowskim. Ludzi mało. Ostrzegłem, że to się zmieni. Odezwał się po paru godzinach. Ludzi przybyło. Odkrył wśród wyposażenia locum zatyczki do uszu. Nie będę go jutro pytał jak było.
poniedziałek, 19 lipca 2021
18 lipca 2021
1. Nie oglądałem porannej publicystyki, gdyż znowu się musiałem udać na spotkanie związane z moją nową pracą. Wracając musiałem wracać raz jeszcze, bo zapomniałem plecaczka. Wcześniej z dziewczyną z Wrocławia szukałem nieistniejącego bagnetu od oleju w volvo. Cudowna historia, żeby sprawdzić poziom oleju trzeba chwilę autem pojeździć. W Audim nie ma bagnetu od skrzyni. I to już jest nieco deprymujące. W Lawinie są oba bagnety. Co prawda poziomu oleju w skrzyni sprawdzić mi się nie zdarzyło. Ale zawsze mogę.
W knajpie naprzeciwko majstrowali ogródek. Wiertarka, wkrętarka, wyrzynarka. Niedziela po piętnastej. O ile mogę wytrzymać knajpiany gwar o pierwszej w nocy, to niedzielne wiercenie to dla mnie przegięcie. Nawet się zastanawiałem, czy nie pójść i się wyawanturować. I powiedzieć tam komuś, że mogę wykorzystać know-how od pana, który terroryzuje Kraken, ale Bożena zauważyła, że jak się chce mieszkać w mieście, to się trzeba z niektórymi rzeczami pogodzić.
W kamienicy na rogu Hożej i Skorupki wciąż działa introligator. Muszę tam kiedyś pójść coś w coś oprawić.
2. Debata ‚Zawód dziennikarz” w TVN24. Ewa Ewart, Agnieszka Holland, Klaus Bachmann, Marcin Matczak rozmawiali z Kraśką o pluralizmie.
Od Agnieszki Holland się dowiedzieliśmy, że Polsat jest uzależniony od rządu. (Kraśko niemrawo zaprotestował. Powiedział, że w Polsacie jest kilku niezależnych dziennikarzy. W sumie ciekawe którzy to) Wcześniej Ewart opowiadała, że nikt nigdy nie wpadł na pomysł likwidacji publicznej stacji, jaką jest BBC. A u nas wpadli. Nawet podpisy zbierają. Agnieszka Holland pytana o „House of Cards”, powiedziała, że przy Trumpie Underwood był kulturalnym starszym panem. Coś w tym jest. Underwood to tylko morderca, Trump wygrał wybory z panią Clinton.
W 1939 roku Polska zebrała owoce nieodpowiedzialnej polityki. I teraz też zbierze – to też Holland.
Jeżeli nie będzie TVN-u w Polsce, to będzie pluralizmu w polskim kościele – to ks. Prusak (przez Skype).
Zdanie pani Ewart, że w związku z lex TVN NATO raczej nie wycofa wojsk z Polski – raczej się nie spodobało dyskutantom. Ponad godzinę to wszystko trwało.
Bronił będę TVN-u przed zakusami pisowskiego reżimu. Bo gdzież by można było coś takiego obejrzeć.
3. Poszliśmy z nadredaktorem Muchą do Krakena. Przy sąsiednim stoliku John Porter tłumaczył komuś, że Krakow był kiedyś stolicą Polski. Po drugiej stronie rosyjskojęzyczni panowie dyskutowali o etymologii nazw zup. Ja to na przykład wiem, że kapuśniak to щи. A wiem to stąd, że kiedyś w podstawówce przyszła na rosyjski jakaś pani na zastępstwo i powiedziała, że rosyjskim odpowiednik wpadania jak śliwka w kompot jest попал как кур во щи. Podobało nam się oczywiście najbardziej кур во. W każdym razie wydaje mi się, że tamta pani na zastępstwo już więcej nie przyszła.
Kocio daje radę. Choć mu ciężko.
niedziela, 18 lipca 2021
17 lipca 2021
1. Cały dzień słuchałem o klikach – w znaczeniu innym niż przedstawiciele pewnych środowisk, użytkownikach, odsłonach, kontencie, princie, agregowaniu, i innych słowach, które już zdążyłem zapomnieć. Ja tam pamiętam ołów. Metrampaży, zecerów, różnicę między kreską a siatką. Szczotki. Czasy, kiedy tekst przed drukiem czytało z siedem osób. Dla młodzieńców pokazujących w powerpoincie tabelki z excela muszę być starszy niż węgiel.
2. Nadredaktor Mucha wysiadając z Ubera na Hożej (róg z Poznańską) rozejrzawszy się wkoło, powiedział, że całkiem tu parysko. Poznańska pełna ludzi. Ogródki pełne. Chodniki pełne. Posiedzieliśmy chwilę w Krakenie. Chwilę, bo Nadredaktor szedł się spotkać z przedstawicielami mniejszości narodowych. Portugalskiej i tej drugiej, co to trudno ją nazywać mniejszością. Zamykano witrynę. Naprzeciw Krakena mieszka człowiek, który twierdzi, że mu Kraken przeszkadza spać. I wzywa Policję. I inne służby. Przez 23. zamykają więc witryny, gonią ludzi z ogródka, później ochroniarz Sławek wywiera presję, by siedziano cicho. I jest to straszny pech. Bo Kraken (z Beirutem) to jedyne w okolicy miejsce, które ma taki problem. My, naprzeciw okien mamy Warkę, która jest teraz Okocimiem i coś, co było kiedyś Koko&Royem, No i tam ogródki funkcjonują dopóki się z naturalnych przyczyn nie zamkną. Mieszkanie w mieście wiąże się z pewnymi niedogodnościami. Ale to jakby się obrażać na to, że tramwaj jeździ. Albo samoloty startują, gdy się kupiło dom przy lotnisku. Jest wpół do pierwszej, w Warce, która jest teraz Okocimiem przyśpiewuje grupa zagranicznych kibiców. Cóż, nie ma obowiązku mieszkania w mieście. Można się zawsze wynieść na wieś. Ale, gdy się jest excusez le mot zjebem, wtedy się człowiek oburza, że pies szczeka, kogut pieje. Albo latają pszczoły.
3. Kocio się aklimatyzuje. Powoli. Na razie przestał protestować.
sobota, 17 lipca 2021
16 lipca 2021
1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać.
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta.
2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił.
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić.
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń.
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.
3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić.
piątek, 16 lipca 2021
15 lipca 2021
1. Kocio nocował w domu. Pewnie by wolał nie. Nikt go jednak nie pytał. O świcie wyawanturował sobie wyjście. Kiedy wstałem przed dziewiątą koczował na tarasie pod – zupełnie dla niego niezrozumiale zamkniętymi – drzwiami.
Rudzi rano nie było. Kocio nie wydawał się mieć do jej nieobecności jakiegoś stosunku.
2. Pojechałem do Zielonej. Przez Świebodzin, żeby w Tesco zatankować audiego. Postanowiłem, że teraz będzie nie to audi”, ani nie ta A8. Będzie ten audi. Jadąc z Warszawy wywierałem na niego presję. Rekordu czasu przejazdu tośmy nie uzyskali, ale na pewno wyszedł nam rekord spalania.
Jechałem S3. Ruch umiarkowany. W Zielonej też bez korków. Kiedy załatwiłem, co miałem do załatwienia ruszyłem na deptak. W poszukiwaniu sernika. Zadzwoniłem do natywnie zielonogórskiego kolegi, który wybrał kiedyś Żoliborz, a teraz inwestuje pod rosyjską granicą twierdząc, że Rosji się nie ma co bać, bo ledwo dyszy. Czym różni się od na przykład specjalistów niemieckich, którzy twierdzą, że Rosji należy się bać, bo ledwo dyszy. Kolega wysłał mnie do miejsca, które się nazywa „Bagietka”. I dobrze, że mnie tam wysłał, gdyż i sernik, i szarlotka, i jagodzianka były istotnie godne polecenia.
Wyposażony w wypieki ruszyłem w stronę domu. Tym razem przez Przylep. I prom w Brodach. Na prom przyszło mi zaczekać, gdyż był po wschodniej stronie Odry. Dojechałem do domu i postanowiłem zagarażować pojazd. Po drodze minąłem siedzącą w krzakach Rudzię. Kolega Grzegorz napisał, że Rudzia to słabe imię. Kiedy pozna – zrozumie, że nie ma racji.
3. Udało mi się trochę naprawić kosiarkę Bożeny. Naprawić, bo napęd działa. Trochę, bo wydaje przy tym straszne odgłosy.
Rudzia przyszła wieczorem. Zjadła, Dużo. Pół rossmannowej puszki i kiełbasy kawałek prawie jej długości. Nie licząc – rzecz jasna – ogona. Pokręciła się i poszła. Chwilę później przyszedł Kocio. Wyraźniej się zmartwił tym, że się minęli.
Prawie wyjechaliśmy do Warszawy. Wyjedziemy rano. Nie lubię jeździć rano.
No i na okiec oglądałem „Pętlę” (Hasa). Holoubek jest tam trochę podobny do Łukasza Mężyka.
czwartek, 15 lipca 2021
14 lipca 2021
1. Kiedyś już pisałem, że Kocio śpi tak, że go można ukraść. Jak kamień. Nie tak, jak się powszechnie wydaje, że śpią koty. Sytuacja generuje problem. Otóż chwilę po tym, gdy się pojawiła Rudzia, zaczął się koło domu kręcić czarno-biały kocur. Kocio się z nim tłukł. Ale nie, kiedy spał. Więc się zdarzały sytuacje, że kocur (czarni-biały) omijał śpiącego jak kamień Kocia. I potrafił się władować do domu. I nacierać na kierunku kocich misek.
No i coś się takiego zdarzyło o piątej rano. Z tym, że Kocio się obudził i mieliśmy w domu kocie dyskusje. No więc z tego wszystkiego zaspałem. Kiedy się przed dziesiątą obudziłem – miałem ze trzydzieści nieodebranych połączeń. Jak się później okazało – w większości gratulacyjnych. Hejterom – Bogu dzięki – wystarcza twitter.
Mój brat – się przyznał – lubi czytać hejt na mój temat. Mówi, że się najpierw przejmował, ale z czasem, gdy hejt był przeważnie antysemicki, przestało go ruszać. Cóż, nie robił on sobie badań genetycznych.
2. Sąsiad Gienek polecił nam mechaników w Międzyrzeczu. Przez płot sąsiadujących z firmą sąsiada Tomka. Z Lawiny lał się olej. Na logikę mi wyszło, że to będzie uszczelniacz wałka sprzęgłowego. Jadąc do Gorzowa zjechaliśmy z S3 i podjechaliśmy do mechaników pracujących pod szyldem „Sąsiedzi”. Powiedziałem o co chodzi. Jeden, niewiele myśląc wlazł pod auto. Powycierał olej i stwierdził, że to nie żaden simering, tylko że się odkręcił filtr oleju. Dokręcił, wytarł, sprawdził i właściwie nie chciał wziąć kasy. Pojadę tam na wymianę części zawieszenia. Na te, które przypłynęły z Ameryki. Muszę jeszcze znaleźć gumy stabilizatora, bo ze starości zmiękły. A powinny być – jak Roman Bratny – twarde.
W Gorzowie zwiedziliśmy Castoramę. Bardzo porządna Castorama. Kupiliśmy coś, na czym będą wisieć przesuwne drzwi. I kwiatek. Ochroniarz przy kasie oburzył się, że dwa usychające badyle kosztują 15 złotych. Pani kasjerka załamała ręce, że nikt się usychaniem kwiatków nie przejmuje. Gdy uschną – lądują w śmieciach. Najwyraźniej nikomu się nie chce ani podlewać, ani przeceniać.
Z Gorzowa pojechaliśmy do Różanek, do owczarni z meblami. Jak rzadko udało się nam nic nie kupić. Ale to się pewnie następnym razem zmieni, bo ma przyjechać TIR za dwa tygodnie. Gdyby ktoś potrzebował sześciometrowy stół – to jest. Składa się oczywiście.
3. Z Różanek pojechaliśmy przez wciąż Murzynowo i Skwierzynę do Międzyrzecza, gdzie w restauracji „Piastowskiej” zjedliśmy obfity obiad. Dobra pomidorowa, dobry śledź, ciut gorsze ruskie i pstrąg. „Piastowska” przeżyła COVID i to jest dobra informacja, bo działa od chyba 1945 roku.
Na S3 minęliśmy konwój składający się z jeepa Grand Cherokee i mercedesa kombi. Jechały powoli. Wyglądało trochę, jakby jeep holował mercedesa. W jeepie, w bagażniku był komplet opon. Za kierownicą rozmawiający przez komórkę młodzieniec. Pewnie właśnie tego jeepa kupił. A kupować pojechał mercedesem. Jechał powoli, auto nowe, a pewnie drugi kierowca z łapanki – niezbyt sprawny prosił, by nie przyspieszać.
Wieczorem przyszła Rudzia. Zjadła pół dużej puszki żarcia z Rossmanna. Kocio asystował. Jesteśmy już z Rudzią na etapie, że gdy zje, przychodzi upominać się o więcej.
środa, 14 lipca 2021
13 lipca 2021
1. Wstałem. Przyszedł Kocio. Chwilę później przyszła Rudzia. Kocio się zachowywać zaczął, jakby zwariował. Rudzia jadła. On się zaczynał do niej przystawiać. Ona jadła. Kiedy on się przystawiał za bardzo, ona zgrabnie go odtrącała. Kiedy on – zrezygnowany – się oddalał, ona go zaczepiała i tańce zaczynały się od początku. Rudzia je dwa razy więcej niż Kocio. Kocio na początku naszej znajomości też jadł za dwóch. Może nawet za trzech. Z czasem mu przeszło. Jej pewnie też przejdzie.
2. Pojechaliśmy do miasta oddać do naprawy kosiarkę. Bezskutecznie. Pan naprawiacz powiedział, że idzie na urlop i nie przyjmuje zleceń, bo nie chce, żeby ludzie do niego dzwonili – gdy będzie na urlopie – z pytaniem, czy jednak nie mógłby naprawić wcześniej. Spróbuję sam naprawić, jeżeli nie podołam – przywiozę kosiarkę za miesiąc. Kosiarka elektryczna, stiga, z napędem, ulubiona Bożeny. Teraz takich nie robią. Z napędem są tylko większe.
Spod pana naprawiacza pojechaliśmy na targ zwany rynkiem. Są już wiśnie. Są jeszcze czereśnie. Na targ zwany rynkiem przeniosło się z budynku dworca „Atelier u Iwonki”. Kupiliśmy obraz olejny, lampę, dwa gliniane garnki, sztuczne perły i jeszcze jedną lampę. Stojącą w przeciwieństwie do tamtej – wiszącej. Nie kupiliśmy kredensu i Chrystusa. Byli obaj zbyt drodzy.
Zasypano dziury w drodze przez las od strony Skąpego. (Dziękujemy panie Starosto).
Udało mi się zdemontować koła kosiarki. Na razie jeszcze nie rozumiem jak działa przeniesienie napędu. Może jutro do tego dojdę.
Pomidory wyrosły, że ho, ho. Malina wydała owoc. Właściwie nawet dwa. Ale to nie jest jej ostatnie słowo. Wyrosły też dwie – być może – brukselki. Ogrodnictwo stale udowadnia, że ma głęboki sens.
3. Stałem się obiektem twitterowego wzmożenia. Skomentuję to tak: George Stephanopoulos, Dana Perino, Kelly McEnany, Marie Harf, Van Jones. (Dzięki Marcinie) #PozdroDlaKumatych.
wtorek, 13 lipca 2021
12 lipca 2021
1. W Muzeum Powstania Warszawskiego tłumy. Z dyrektorem Ołdakowskim wymienialiśmy się dykteryjkami, których niestety nie mogę zacytować, bo żem obiecał. Gdybym się złamał, to powinienem zacząć od recenzji pewnej książki, która leżała na dyrektorskiej półce. Dyrektorskiej recenzji. Bez tej recenzji – dykteryjki by miały nieco mniej sensu. Tak, czy inaczej nie namówię się do złamania obietnicy.
Na dyrektorskiej szafce stało dzieło, którego wcześniej nie widziałem/zauważyłem. „Marszałek Piłsudski i pies”. Fragment twarzy psa przypominał podziemną kotwicę.
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy byłem w Mordorze. Mordor bardziej ucywilizowany. Straszy za to napisami „powierzchnia do wynajęcia”. O ile się nie mylę, to Springer się przeniósł na drugą stronę ulicy. Postępu nie jest podzielona Marynarską, tylko jest połączona wiaduktem. No i da się zaparkować, co kiedyś było mało prawdopodobne. Ale może to dlatego, że wakacje.
Byłem też na Wiejskiej, no i jeszcze się spotkałem z bardzo ważną postacią w KC. Ciekawe, czy ktoś jeszcze używa tej nazwy. Rozmawialiśmy i lunęło. Więc rozmawialiśmy aż przestało. Musiałem bronić honoru Krakowa tłumacząc, że – nie ekscytujmy się nazwiskami – jest jednak bardziej z Jasła. Wydaje mi się, że w Jaśle to nigdy nie byłem. Choć by się to wydawało mało prawdopodobne, bo byłem i w Gorlicach, i w Krośnie, i w Pilźnie. Swoją drogą, to, że w Pilźnie nie ma browaru, który by robił oryginalne pilzneńskie piwo to jakieś niedopatrzenie.
2. Ruszyłem koło dziesiątej. Zwykle jadę Jerozolimskimi, tym razem Połczyńską. Jerozolimskimi lepiej. Jechałem i jechałem. Z przystankiem na pierwszym Orlenie za Strykowem. A2 ma sens tylko wtedy, gdy się – excusez le mot – zapierdala. A na taki sposób korzystania z drogi było trochę za wcześnie. Przez całą trasę męczyły mnie błędy matriksu. Wielokrotnie wyprzedzana furgonetka Poczty Polskiej. Ciągnik siodłowy z opisanym na niebiesko, po niemiecku kontenerem.
3. Dojechałem. Kocio w terenie. Więc trudno napisać, co u niego słychać.
Przypomniało mi się, że rok temy byłem w Pułtusku. A potem na imprezie 300polityki.
Czyli wygląda na to, że rada Aleksandra Kwaśniewskiego została – że tak powiem – zrealizowana.
poniedziałek, 12 lipca 2021
11 lipca 2021
1. Nie wiem, na czym to polega. Czego ostatnio nie robię, jakbym się nie starał – nie mogę się położyć przed czwartą. A potem z jakim zaangażowaniem bym nie spał – budzi mnie koło ósmej. Odkryłem więc, że nie ma programu Stankiewicza. Przynajmniej w moim komputerze nie było. Obejrzałem Rymanowskiego. Obejrzałem Piaseckiego. Piasecki cały o koncesji dla TVN. Ktoś u Rymanowskiego powiedział, że gdyby Lex TVN weszło w życie, to by wystarczyło, żeby właściciel przekazał część akcji pracownikom. Na przykład Monice Olejnik. Uważam, że to bardzo dobry pomysł. W Piaseckiego ktoś sugerował, że z powodu TVN-u Amerykanie mogą wycofać swoje wojska. I – jakby nie daj Boże co – NATO nas nie będzie bronić. Wynikałoby z tego, że udział naszego wojska w natowskich misjach na wschodniej flance jest pozbawiony znaczenia. Szkoda gadać.
Z „Loży prasowej” zrezygnowałem. Pojechałem na Koło. Koło to w tym znaczeniu targ staroci. Ze dwa lata mnie tam nie było. Sprzedających dużo. Mebli mało. Właściwie to mało interesujących rzeczy. Teraz żałuję, że nie zapytałem o cenę bardzo ładnego portretu księdza Popiełuszki. Kupiłem Bożenie prezent. Zabawny był proces ustalania ceny. Ani mnie, ani sprzedającym nie chciało się jakoś specjalnie negocjować. Zrobiliśmy to każdy wewnętrznie. Ja pomyślałem, co bym zaproponował i na czym by stanęło. Sprzedawcy pomyśleli, co bym pewnie zaproponował i na czym by stanęło. I podali tę cenę. I była to ta sama cena, którą wymyśliłem. Na koniec poprosiłem, żeby mi podali maksymalną, jakiej dotychczas żądali. W bonusie dowieziono mi przedmiot do auta. Waży ponad dwadzieścia kilo, więc był to nie byle jaki bonus.
Kiedy jechałem na Koło, minęło mnie stosunkowo nowe A8 z wybitą tylną boczną szybą. Zastanawiałem się, czy jakiś dobry obywatel nie powinien zadzwonić na policję, by wyrazić podejrzenie, że pojazd skradziony został. Jednak ta hipoteza nie trzymała się kupy. Samo dostanie się do środka auta nie wystarczy, by je uruchomić. A jeżeli ktoś ma patent na immobiliser, to powinien też potrafić wejść do auta bez wybijania szyby.
2. Poszedłem na kawę z Jamesem. Jak dość powszechnie wiadomo, w kamienicy naszej od 2015 roku mieszkali korespondenci FT. No i ten etap historii się kończy. James się musi przenieść, bo właściciel sprzedaje mieszkanie.
Bardzo przyjemna rozmowa. Henryk, poprzednik Jamesa wszystko wiedział. Nic go nie interesowało. Przypominał w tym polskich dziennikarzy. James pyta. No i świetnie się nauczył polskiego.
Pojechałem na Okęcie, żeby kogoś odebrać. Potem napiszę jednak kogo. Ale teraz o czymś innym. Człowiek przyjeżdża na lotnisko – z flightradaru wie, że samolot chwilę przed czasem. Ale odprawa paszportowa, bagaże etc. Z niewiadomych przyczyn plastikowymi barierkami zwężono drogi tak, że nie ma gdzie przystanąć. Robi więc człowiek kółka. Robi te kółka i robi. Gdy robi dziesiąte kółko – pasażer wychodzi. No i się okazuje, że nie ma miejsca, gdzie by można legalnie pasażera do auta zapakować. Czy chodzi o to, żeby wszyscy jeździli taksówkami? Czy chodzi o to, żeby korzystać z parkingu trzydzieści pięć za pierwszą godzinę? Może ma to jakiś inny głęboki sens.
Odbierałem następcę prof. Szczerskiego. Kto wie – ten wie, kto nie wie – dowie się za dni parę. W każdym razie trochę mi żal, że już nie pracuję, bo współpraca by mogła być bardzo interesująca.
3. Finał mistrzostw Europy w piłkę kopaną. Znowu byłem za Cracovią. Nie przegrała. We mnie największe emocje wywołało oberwanie chmury, które wygnało nas z ogrodów do Kolumnowej. Usłyszałem, że poprzednio Włosi mistrzami zostali w 1968. Wtedy po mistrzostwach wjechaliśmy z Ruskimi do Czechosłowacji. A rok później amerykański człowiek postawił nogę na księżycu. Zobaczymy jak się to teraz skończy.
niedziela, 11 lipca 2021
10 lipca 2021
1. Nareszcie się zrobiło trochę chłodniej. Poszedłem do tzw. „Perełki”, sklepu, gdzie mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”, ja zaprzeczam, ale nie ma to znaczenia, bo potem razem mnie tytułują „pan z PiS-u”. Ważne, że się to nie zdarza za każdym razem, kiedy tam wchodzę. Właściwie ostatni raz się to zdażyło dość dawno temu. Więc może moje zaprzeczenia osiągnęły skutek. Spotykam tam też czasem reportera „Faktów”. Tego od żartobliwie złośliwych antypisowskich materiałów. COVID wciąż utrudnia mi kontakt z moją wewnętrzną. bazą nazwisk. Knapik. A jednak, czasem się udaje. Wczoraj przechodził koło „Krakena”. Nie zdążyłem rzucić się za nim, by mu przekazać, że w obronie „Hotelu Paradise”, „Mam talent!” i programu Kuby Wojewódzkiego się oflaguję. Cenię bowiem jakościowe dziennikarstwo.
Szczerze mówiąc nie oglądałem dawno żadnego z tych programów. Ale skoro tylu mówi, że to ostoja wolności słowa, bez której znikną resztki demokracji – nie można na to pozwolić. W dwóch miejscach wyczytałem, że do nadawania TVN24, które oglądam (ostatnio zwykle na telefonie) nie jest potrzebna polska koncesja, więc raczej w całej awanturze o tę stację akurat nie chodzi.
W sklepie straszna drożyzna. Za kawałek sera korycińskiego, fałszywy oscypek, kawałek chleba (rozmiarowo bliżej ćwiartki) i dwie mineralne wody zapłaciłem prawie pięćdziesiąt złotych. Wolę chyba jednak moją świebodzińską lidlowo-tescową rzeczywistość.
2. Zjadłem kawałek chleba z kawałkiem korycińskiego sera i zacząłem oglądać drugą serię „Rojsta”. No i się okazało, że rozbieżne z kolegą Modelskim gusta nie dotyczą tego akurat serialu. Muszę przyznać, że mnie wciągnęło. Bardzo porządnie zrobione. Nawet nieodzowny w netfliksowych produkcjach wątek LGBT jest podany w bardzo kulturalny (miast propedeutyczno-łopatologiczny – jak to czasem bywa) sposób. Dla tych, dla których obecność wątku LGBT może być drażniąca, specjalnie pewnie pokazano, że zły prokurator do Polski wjechał na pancerzu sowieckiego czołgu. Albo przynajmniej pace ciężarówki.
Muszę przyznać, że serial ten jest tak dobry, jakby był czeski.
Mogę się przyczepić sposobu trzymania przez bohaterkę broni. W latach dziewięćdziesiątych policjantów raczej tak nie uczyli.
3. Dziś jeszcze udało mi się przeprowadzić dwugodzinną rozmowę o polityce zagranicznej. Swoją drogą rozmowę zakończoną atakiem pijanego Hindusa. Z Pendżabu. Znaczy Hindus był z Pendżabu. Atak – nie.
No i byłem w Makro. Woda mineralna kosztuje tam jedną trzecią ceny, którą zapłaciłem rano. Strasznie dawno w Makro nie byłem. Chyba z rok. Będę teraz jeździł do Makro do Zielonej Góry. Po warzywa, owoce i ryby.
Palestyńskiej flagi wciąż nie ma. Gdyby wisiała dalej, być może spróbowałbym skądś wytrzasnąć flagę z gwiazdą Dawida. Gdybym wisiała do końca miesiąca, naprzeciw pojawiłaby się wywieszona przez profesora Czaputowicza na rocznicę Powstania flaga polska. Wtedy może sąsiedzi tatuażyści wywiesiliby flagę tęczową – tę, która wisi z drugiej strony kamienicy. A może na to James by wywiesił Union Jacka. Na parterze naprzeciwko nie ma już „Coco&Roy”. A szkoda – wywieszali nieco zmaltretowaną flagę amerykańską. Jest tam teraz nowa knajpa, której nazwy nie widzę, bo mi zasłania drzewo. Dzisiaj był tam koncert. Jazzowy. Ostatnio jazzu na żywo słuchałem w knajpie obok Times Square. Z Martą z Googla. Można tam było zamówić do piwa popcorn. Byłem tam jeszcze później z Krzysztofem. Jazzu na żywo już nie było. W przeciwieństwie do popcornu. Ten akurat był. Mówią, że Manhattan po COVID-zie się zmienił nie do poznania. Ostatnio Martę wspominam w kontekście mejli. Znając Martę – łatwo by było sobie wyobrazić, że prywatna poczta ważnych, korzystających z niej postaci jest lepiej zabezpieczona niż jakakolwiek inna. Na jakichkolwiek innych serwerach.
Z Krzysztofem co jakiś czas wspominamy popcorn do piwa. I gdyby ktoś słyszał, że gdzieś w Warszawie serwowany jest amerykański lager z popcornem – prosimy o informację.
Nie ma dziś żadnych interesujących informacji na temat Kocia.
sobota, 10 lipca 2021
9 lipca 2021
1. Pojechałem Uberem do dawno niewidzianego doktora. Profesora – zasadniczo. Profesor zlecił badania, przejrzał wyniki na koniec skonstatował, że całe życie zawodowe mówi ludziom, żeby ograniczali alkohol, by im się wyniki poprawiły. No i pierwszy raz w zawodowym życiu spotkał się z przypadkiem kogoś, kto ograniczył alkohol i naprawdę mu się poprawiły wyniki. I raczej nie chodzi o to, że spotykał ograniczających alkohol, którym się wyniki nie poprawiły. Chodzi o to, że nie spotkał nikogo, kto by alkohol naprawdę ograniczył.
Zrobimy badanie kliniczne – ja zacznę w kontrolowany sposób pić, później sprawdzimy, jaki będzie to mieć wpływ na wyniki.
Generalnie – jestem zdrów jak ryba, więc kończy się pretekst do nicnierobienia.
2. Kamil zawiózł mnie do Pomiechówka. Przez Nowy Dwór, w którym odbierał dowód rejestracyjny. Nie było kolejki. Audi z nowym wahaczem, nowym olejem, po zbieżności. Kamil się przejechał, powiedział, że jest ok. Powinienem jeszcze wymienić olej w skrzyni. Trzeba to zrobić – cokolwiek by to miało znaczyć – dynamicznie.
Wróciłem do Warszawy. Zaczęło się robić ciemno. W końcu lunęło. Udało mi się zmoknąć tylko trochę.
Umówiłem się w „Krakenie” z kolegą Modelskim. Deszcz przesuwał spotkanie. W końcu deszcz zelżał. Usiedliśmy w mokrym ogródku. Mokrym, ale za to pustym.
Kolega Modelski zamówił hummus z chrzanem. Interesujący. Ja – to takie, w trzech smakach. Niestety strasznie się przy jedzeniu uwalałem. Gdyż ciągle coś mi leciało.
Przyszli filozof Mazur z kolegą. Tematy dyskusji nam się mieszały. Rozmowa jedna była o polityce, druga o serialach. Druga – rzecz jasna – ciekawsza. Mamy z kolegą Modelskim gusty odwrotne. Co się jaki serial podoba mojej osobie, nie podoba się osobie Modelskiego. I vice versa.
Rozmów o polityce przytaczał nie będę. Z perspektywy trzech godzin przestały być interesujące. Filozof Mazur z kolegą poszli. Myśmy też poszli. Później. Na Placyk, na którym siedział człowiek, który naprawia cmentarz. Też chciał rozmawiać o polityce. Monologować. Na Placyku byli też filozof Mazur z kolegą. Wciąż rozmawiali o polityce. A nawet Geopolityce. Kiedy, zacząłem na koniec upraszczać, usłyszałem, że mówię jak Bartosiak. Najwyższa więc była pora, iść do domu. Na rogu Marszałkowskiej i Pięknej jest nocny sklep – gdyby ktoś nie wiedział.
3. Tymczasem w Rokitnicy: Kocia koleżanka nazywa się już Rudzia i robi go jak chce. Wielu widziałem chłopców, których koleżanki pozbawiały rozsądku. Żaden dotychczas nie był kotem.
piątek, 9 lipca 2021
8 lipca 2021
1. No i znowu siedziałem do czwartej. Obudziło mnie o dziewiątej. Odzwyczaiłem się od Warszawy i nie mogę się jakoś przyzwyczaić. Zanim oprzytomniałem, temperatura w domu osiągnęła 30 stopni. Wypiłem kawę w Krakenie. I potem jeszcze jedną. Spotkałem się z dawno nie widzianą koleżanką Paczką. Przyjechała dość nową toyotą C-HR, przesiadła się z hondy i nie może dojść do siebie. Nie jestem toyoty C-HR specjalnym wielbicielem. Toyota pisze, że C-HR jest napędzana zachwytem. Ja tam wolę samochody napędzane silnikami. Pozałamywaliśmy ręce nad naszym ciężkim losem. Któż nas pożałuje, jeżeli się nie pożałujemy sami. Przeszedł Antykwarysta. Zadziwiająco dużo moich znajomych zna jego służącego Polsce brata. Delikatny wietrzyk powodował, że nawet w słońcu było przyjemniej niż w mieszkaniu. Ruszyłem więc w miasto.
2. Na placu Powstańców spotkałem prawdziwego Brylanta. Poznałem go piętnaście lat temu, podczas mojego krótkiego epizodu w TVP. Był wtedy kierownikiem produkcji. Pamiętam trampki, w których biegał z kasetami z montażu na emisję. Dziś nie trzeba biegać z kasetami. A Brylant jest teraz bardo ważną postacią. W zeszłym roku miał wypadek. Poważny. Przerażająco poważny. Nic złego by się nie stało, gdyby nagle znikły sporty motorowodne. Kiedy ostatni raz o nim słyszałem – wracał do żywych. Szybko, ale bez gwarancji pełnego sukcesu. Dziewięć miesięcy później spotykam go na Placu. Cały, żywy, świetnie wyglądający. On się też nasłuchał na mój temat, choć moje przeboje, przy tych jego to małe piwo. Spotkanie dwóch, którym się kostusze udało uciec.
Później z kolegą Krzysztofem poszliśmy coś zjeść. Kolega Krzysztof jest w pierwszej piątce najciekawszych ludzi, których poznałem w ciągu ostatnich sześciu lat. Parę razy udało nam się viribus unitis zrobić parę naprawdę dobrych rzeczy. Znaczy Krzysztof robił, a ja pilnowałem, żeby mu jak najmniej przeszkadzano.
Pogadaliśmy zbowidowsko. Dostałem z tego wszystkiego ataku depresji. Przypomniała mi się adrenalina, której teraz jakby niej.
Później spotkałem się z jeszcze jedną bardzo ważną postacią. Postacią, której wagę doceniają tylko wtajemniczeni. (testuję formaty do patronite)
3. Wracałem do Krakena, żeby się spotkać z moim byłym współpracownikiem. Po drodze wpadłem do byłej Cenzury, by kupić okulary. Bóg łaskawie mnie potraktował – wzrok psuje mi się w sposób, który można wyrównywać prefabrykowanymi okularami. Później lunął deszcz. Najpierw zaczął padać. Trochę na mnie. Lunął, gdy już byłem w Krakenie. Dokładniej – w Beirucie. Były współpracownik robi karierę. Wieszczę, że to dopiero jej początek. Picie bezalkoholowego piwa to katorga.
Z naprzeciwka zniknęła flaga Palestyny.
Tymczasem w Rokitnicy Kocio nie jest pewien, czy mu się podoba, że jego koleżanka się u nas stołuje.
czwartek, 8 lipca 2021
7 lipca 2021
1. Przez te wszystkie mecyje ze strzelaniną, pracę nad felietonem do „Dziennika Polskiego” i ogólne niepozbieranie położyłem się spać chwilę przed czwartą. O siódmej obudziła mnie śmieciarka. I tyle by było ze spania.
Nie zamierzam być ustami Donalda Tuska – powiedziała Piaseckiemu Nowacka. Zastanawiałem się przez chwilę, czy istnieje w Polsce dziennikarz, który by na takie oświadczenie zareagował pytaniem: a którą częścią ciała Donalda Tuska pani posłanka zamierza być? I dlaczego akurat tą? Żadne nazwisko mi do głowy wpaść nie chciało. Zastanawiam się tylko, czy to aby nie efekt zżerającej nazwiska mgły COVID-owej.
Oglądałem przez chwilę Sejm. Łobuzie jeden – krzyczał do Wąsika Nitras. Łobuz – wydawać by się mogło – zapomniane słowo. A takie właściwie ładne. Wcześniej odbył się rytuał wyrzucania Brauna bez maseczki. W dzieciństwie późnym usłyszałem żart: dlaczego sejm jest okrągły? Bo cyrk nie może być kwadratowy.
2. Później byłem świadkiem wydarzenie, które miało być kolejnym początkiem odbudowy Pałacu Saskiego. Z przyległościami. Jakiś czas temu odkryłem, że jestem wielbicielem dużych inwestycji. Przekop Mierzei– uwielbiam pomysł. Tunel w Świnoujściu – na miejscu nie byłem, sporo słyszałem. CPK zmieni Polskę. I nie chodzi o wielkie lotnisko z bunkrem dla – nie pamiętam – Mosadu? Chodzi o sieć komunikacyjną, która w końcu wiek z kawałkiem po odzyskaniu niepodległości połączy Polskę niezależnie od wytyczonych przez zaborców linii. No i teraz Pałac Saski, bez którego trudno jest mówić, że Warszawę odbudowano.
Pojechałem do Muzeum Powstania. Dawno nie byłem. Dyrektorów spotkałem w zdrowiu. Ogarniają kolejną rocznicę. Śpiewanki będą na terenie Muzeum. Mam nadzieję, że wrócą na plac Piłsudskiego jeszcze nim Pałac Saski zostanie odbudowany. Jechałem z pewnymi obawami, czy aby prezydent Trzaskowski nie będzie próbował odreagowywać frustracji, jakie go ostatnio dotknęły na obcym mu jednak Muzeum. Panowie Dyrektorzy nie narzekali. A ja nie zapytałem.
Wcześniej rozmawiałem przez chwilę z panią dr dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowską. Pani Doktor zwykła słysząc coś, co się jej nie podoba, dziękować. Mówiąc, że lżej dzięki temu jej będzie umierać. Zapytałem ile trzeba mieć lat, by móc tego argumentu używać. Odpowiedziała, że przynajmniej siedemdziesiąt. Próbowałem negocjować, tłumacząc, że mężczyźni żyją krócej. Była nieugięta.
3. Z Muzeum pojechałem do Pomiechówka. Odstawić audi na wahacz, olej i potencjalnie inne rzeczy. Jakiś kawałek przed skrętem na Modlin w rowie leżały mocno poobijane zwłoki samochodu. Ciekawe, czy długo poleżą – ceny złomu biją rekordy. Zostawiłem audi, udałem się na kolejowy dworzec. Przez chwilę miałem problem z odgadnięciem w którą stronę jest Warszawa. Dworzec w budowie. Ponoć gotowy od dłuższego czasu. Na pociąg czekałem czterdzieści minut. Po drugiej stronie torów, na ławce spał człowiek. A przynajmniej mam taką nadzieję. Głupio by było, gdyby był po – na przykład – wylewie. Pociągiem na Gdańską. W mrokach Stanu Wojennego jeździłem z Gdańskiej do Modlina oglądać twierdzę. Sporo się od tego czasu zmieniło.
Zdążyłem do Pałacu na mecz. Mecz jak mecz. Cracovia nie straciła ani jednej bramki. Zadziwiająco dużo przedstawicieli administracji centralnej czyta 3neg.pl. Mam wrażenie, że wszyscy są zainteresowani tym, bym jak najszybciej wrócił na wieś, bo bardziej niż moje warszawskie obserwacje, interesują ich przygody Kocia (wszystko u niego w porządku). Pojawiły się próby nacisku – niektórzy chcieliby się w konkretny sposób w Negatywach pojawić. (Tak, to o Tobie Pawle. Nie pamiętam, co chciałeś, żebym napisał: brodaty nudziarz? Nic z tego).
Muszę rozważyć wejście na patronite. I chyba jedyne, co bym mógł zaofiarować hojniejszym sponsorom, to raz w miesiącu obecność w Negatywach.
Wracałem pieszo przez pustą Warszawę. Nowe przepisy zmiotły elektryczne hulajnogi. Za to na ulice wyległy śmierdzące, hałasujące traktory i samochody z wodą w beczkach do podlewania donic z zielenią. Ciekawe, czy ktoś akceptujący pomysł przeniesienia zieleni do donic myślał o ich podlewaniu. Na pewno. Przecież miasto rządzone jest przez wybitnych fachowców, wybranych w transparentnych, uczciwych konkursach.
Flaga Palestyny dalej wisi. Trochę się tylko pozwijała. Dziś pod Krakenem nikt nie strzelał. Wydzierała się za to z balkonu jakaś pani. Darła się na rozmawiających, ostatnich wychodzących z Krakena gości. Ot, uroki życia w mieście.
środa, 7 lipca 2021
6 lipca 2021
1. Problemem przyjazdów moich do Warszawy są spotkania, o których nie za bardzo mogę pisać. Dzisiaj dwa. Ciekawe. Długie. Zajęły pół prawie dnia. Podjechałem później na chwilę do Jacka do JSS, wymyśliłem, że mu wstawię Suburbana. I on – jak już kiedyś – odkryje na czym polega problem. I się okaże, że to jakaś – jak już kiedyś – bzdura. Niestety plac miał zastawiony arcydziełami japońskiej motoryzacji. Mitsubishi 3000GT, dwa nissany 300zx, jakiś lexus, do tego nissany 240, jakieś audi, chyba porsche (zarośnięte), wielki, zardzewiały Sprinter. I nie pamiętam co jeszcze. Więc z pomysłu wstawienia Suburbana nici. Jacek pokazał mi motor. V6, chyba 1500 pojemności. Jakże się cieszę, że mnie motory nie kręcą. Jakże się boję, że mnie kiedyś kręcić zaczną.
2. Kiedy wracałem do domu, najpierw się zrobił na Wilczej korek, poźniej się okazało, że ktoś zaparkował pandę w sposób tak nieszczęśliwy, że nie da się naraz skręcić do bramy. Musiałem więc zrobić kółko przez Poznańską i Hożą.
Dwie panie mieszkające pod byłym Ministrem Spraw Zagranicznych najpierw jadły coś na balkonie, później wywiesiły palestyńską flagę. Flagę zwykle wywieszał były Minister Spraw Zagranicznych. Z tym, że on akurat Polską.
Pojechałem do Pałacu oglądać mecz. Większość oglądających była za Włochami. Ja byłem za Cracovią. Mam wrażenie, że nie straciła ani jednej bramki. W 2012 roku byłem na meczu Irlandia–Włochy. Cracovia też nie straciła ani jednej bramki.
3. Wróciłem z Pałacu do domu. Flaga dalej wisi. Panda w bramie dalej stała. Zaparkowałem na podwórku i poszedłem pod Krakena/Beirut, a tam sensacya. Parę minut wcześniej miał miejsce policyjny pościg ze strzelaniną. Poznańską pod prąd. Najpierw uciekający wyskoczył na – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu. Wyskoczył, że aż iskry poszły. Później na tym samym – umieszczonym niewiadomo po co, bo ulica wystarczająco dziurawa – zwalniającym progu wyskoczył radiowóz undercover. Też z iskrami. Radiowóz normalny zwolnił, więc nie wyskoczył. Z przeciwka jechała kobieta w aucie jakimś, by się czołowo nie zderzyć z uciekającym walnęła w barierki ogródka greckiej knajpy, tej, co to ją w COVID-zie otwarli w tym przeklętym lokalu, gdzie padł najpierw „Grizzly”, później rodzimy Tajlandczyk. No i wtedy policjanci zaczęli strzelać. Z pięć ponoć razy. Ale nieskutecznie, bo uciekający uciekał dalej. Historię znam od naocznego świadka Sławka (ochroniarza), który opowiadanie jej przerywał na gonienie wychodzących z alkoholem z powrotem do środka. Znaleźliśmy później łuskę 9 mm (parabellum), która historię uprawdopodobniła. Później ktoś przyszedł i powiedział, że uciekających złapano na wspólnej. Później przyjechała Policja. Poznańską pod prąd. Czegoś szukali. Nie wiem, czy łusek. Tę znalezioną Sławek (ochroniarz) im oddał.
Tusk przyjeżdża, nocuje przy Poznańskiej i od razu się takie rzeczy zaczynają. Przyjdzie chyba do Krakena/Beirutu w kamizelce chodzić. Niestety swoją niestety zostawiłem na wsi.
wtorek, 6 lipca 2021
5 lipca 2021
1. Do śniadania odtworzyłem Hołownię u Piaseckiego. Gospodarz pocisnął i nieco się wijący gość nie potwierdził wersji, jakoby miał być informowany o terminie powrotu Tuska do Polski. Wersji, którą w niedzielę sam Tusk przedstawił na swojej konferencji. Wraca stare.
Zjadłem, zapakowałem plecaczek i ruszyłem na wschód.
2. Jako ubogi publicysta regionalnej prasy musiałem ominąć autostradę. Jechałem drogą krajową nr 92. Ruch nie był duży. Widoki interesujące. Delikatnie przykorkowany był Poznań. Za Wrześnią przez chwilę ścigałem się z elektrowozem, który wyglądał jak z kalendarza promującego przewozy towarowe PKP, w czasach nim na wszystkich kalendarzach promujących były prawie gołe baby. Prawie wszystkich i prawie gołe. Czyli pole rzepaku, za polem nasyp, na nasypie tory, na torach elektrowóz. Jedzie. Na zdjęciu nie widać, że jedzie, ale domyślać się można. No więc się ścigałem z tym elektrowozem prawie do Strzałkowa. Przegrałem ten wyścig, gdyż mnie przyblokowało. W Koninie źle skręciłem. Przejechałem przez lewobrzeżną część, o której istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Zatankowałem na stacji z bunkrem. Polskim schronem na karabin maszynowy z 1939 roku. Muszę przeczytać skąd się wziął pomysł by fortyfikować taki kawał od granicy. Później, gdzieś za Kołem był wypadek. W rowie leżał wymięty bus, który chyba parę razy dachował. Przed Łowiczem, poboczem jechała ładowarka marki Hanomag. Kiedyś częściej można było spotkać sprzęty tej firmy. Przejechałem przez centrum Sochaczewa. Przypomniało mi się, że ostatnio w Sochaczewie byłem w dniu, w którym w Żyrardowie zgubiłem moje połówkowe okulary. Wcześniej w Łowiczu, przypomniało mi się, że ostatni raz byłem tam później niż w Sochaczewie. Po sześciu godzinach z kawałkiem dojechałem do Warszawy. Na Połczyńskiej stał kontener pełen siana. Bardziej niż pełen. Można było odnieść wrażenie, że drugie tyle, co w kontenerzem leżało na kontenerze. I jakakolwiek próba przemieszczenia kontenera skończyła by się rozsypaniem tego, co na kontenerze. Na kontenerze napisano zieleń. Kontener był szary. Siano było w kolorze siana. Więc logiki w tym zbyt wiele nie było.
3. Po przyjeździe udałem się do Krakena, w którym spotkałem się z kolegą Grzegorzem, który po sukcesie pierwszej książki o Chinach, piszę drugą książkę o Chinach. Wypiłem trzy bezalkoholowe piwa. Uważam, że coś tak niedobrego powinno być ze dwa razy droższe. Wtedy piwo bezalkoholowe nabrałoby jakiegoś sensu. W Krakenie nie było Donalda Tuska.
Przyszedł za to kolega Marcin, którego rozpoznała pewna pani, która ma proces z Tyrmandem, jest ambitną osobą, jest otwarta na innych ludzi i chciałaby zrobić karierę w dyplomacji – normalnie, żeby oddać nastrój, powtórzyłbym to cztery razy, ale mi się nie chce, bo już jest późno. Z kolegą Marcinem przeszliśmy na Placyk. Usiedliśmy przy betonowych zaporach, które zwężają jezdnię. Przyjechał traktor. Z beczką. Z traktora wyszedł pan w klapkach stylizowanych na klapki Kubota i zaczął podlewać rabaty. Było po północy, silnik traktora pracował. Nie był cichy. Silnik diesla. Zastanawialiśmy się po co wozić wodę beczką, skoro jest doprowadzona. Przynajmniej kiedyś była, do spryskiwaczy tęczy. Ale zostawmy w spokoju preydenta Trzaskowskiego. Nie ma łatwego czasu.
poniedziałek, 5 lipca 2021
4 lipca 2021
1. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przespałem prawie całą poranną publicystykę. Obejrzałem kawałek Piaseckiego. Obejrzałem „Lożę”. No i przez półtorej godziny słuchałem powróconego Donalda Tuska. Nie chce mi się o tym pisać. Tak, jak mi się nie chciało czytać wczoraj wywiadu z generałem Pytlem. Po pierwszych słowach mi się nie chciało czytać. Słowach o tym, że PiS realizuje rosyjską politykę. Jeżeli PiS realizuje politykę rosyjską, to jak nazwiemy działania Niemiec? Jeżeli po umowie Kaczyńskiego z europejskimi prawicowcami miały na Kremlu strzelać korki szampana (to już Tusk), to co się tam działo po kolejnych oświadczeniach Macrona? Nic? Bo to żadna nowość? Szkoda gadać.
Słyszałem od paru osób, że Tusk w Brukseli nie miał wśród dziennikarzy specjalnego poważania. Złapano go na naginaniu prawdy, więc zaczęto podchodzić do jego słów z dużą rezerwą. W Polsce mu to nie grozi. To akurat nie o nim źle świadczy. Taki mamy klimat.
Taktyka, która w Brukseli nie działała, w Warszawie się sprawdza.
Portal przeprowadził wywiad z człowiekiem (nr 1), którego sytuacja prawna powinna powodować pewną rezerwę do słów, które wypowiada. I ten człowiek (nr 1), w tym wywiadzie powiedział, że inny człowiek (nr2) mu powiedział, że jeszcze inny człowiek (nr3) może być zainteresowany negocjowaniem z tym człowiekiem (nr 1) jego sytuacji prawnej. (Celowo nie używam nazwisk, bo ich sensacyjność przykrywa zależności). I co robi Donald Tusk? Gratuluje portalowi, że ujawnił fakty. To, że w wywiadzie człowiek (nr 1) się zarzeka, że to prawda najszczersza jest – niekoniecznie oznacza, że portal ustalił fakty. Tak mi się przynajmniej wydaje. Od wczoraj czytam gratulacje dla rozmówczyni generała Pytla, że kawał dziennikarskiej roboty. Przeczuwam „Grand Press” jakiś.
Zobaczymy co będzie. Bożena się wściekła. Powiedziała, że Tusk znowu ją wpycha w objęcia PiS-u, na co wcale nie ma ochoty. Ja sobie powoli przypominam, jak to przed 2015 rokiem było. Cóż, nie było tak, jak sugerował Arłukowicz. Czy Kierwiński – (wieczorem obejrzałem powtórkę Rymanowskiego)
2. Pojechałem do Ołoboku wyciągnąć z paczkomatu rurę dymową i rozetę. Wróciłem, rozrobiłem zaprawę zduńską. Za dużo nalałem wody, co mi się ostatnio zdarza, więc wyszła rzadka. Potłukłem cegłę, poupychałem wkoło rury i wszystko upchałem zaprawą. Po raz pierwszy od dobrych trzech razy nie zapomniałem o rozecie. Rozetę na rurę trzeba założyć przed zamurowaniem, bo potem nie ma jak. Mam już kolekcję rozet, o których sobie przypomniałem po wszystkim. Każda innej średnicy.
Próbowałem naprawić napęd w elektrycznej kosiarce Bożeny. Niespecjalnie skutecznie. Muszę kupić szczypce do zdejmowania pierścieni Segera i wrócić do tematu.
Koleżanki Kocia przez cały dzień nie było. Przyszła wieczorem zjeść. Kocio skakał wokół niej, co łatwo sobie wyobrazić. Ona była niby chłodna, ale nie na tyle, żeby go zniechęcać.
3. Miałem jechać wieczorem do Warszawy. Pojadę rano. Jeśli mam być szczery, to wolę jeździć w nocy.
niedziela, 4 lipca 2021
3 lipca 2021
1. Wczoraj przypadkiem włączyłem „Onych”(„Loro”) Sorrentino. To właściwie zabawne – ten film w przeddzień triumfalnego powrotu Tuska. A już miałem iść spać. Ale mnie wciągnęło. Cudowny film. No i się położyłem po trzeciej. Zdecydowanie po trzeciej. No i mnie obudziło przed dziewiątą. Nieco przed dziewiątą. No i się nie wyspałem. Zdecydowanie się nie wyspałem.
Wysłuchałem śniadanie w „Trójce”, z którego nic nie pamietam.
Do śniadania dwa odcinki „Home before dark”. Wraca wiarę w przyszłość mediów. Ale lokalnych.
2. No i się okazało, że w międzyczasie Tusk znów zaczął kierować Platformą. Zacząłem oglądać „Drugie śniadanie mistrzów”. Blanka Mikołajewska powiedziała, że Jarosław Kaczyński to człowiek stary i pozbawiony charyzmy. Poparł ją Jakub Bierzyński – Kaczynski to zdemenciały starzec. Meller mówił o spowodowanej powrotem Tuska panice w TVP. Także tak…
Z niechęcią przeczytałem wywiad z gen. Pytlem. Wymusili to na mnie koledzy, którzy koniecznie chcieli o tym wywiadzie dyskutować. Naszła mnie po tym taka konstatacja: otóż mówiono, że Macierewicz tworzy swoją armię. Mówiono myśląc o WOT. I to był błąd. Pan Antonii stworzył armię sfrustrowanych generałów. Co jakiś czas, któryś odkrywa swoją przyszłość w polityce. I zaczyna udzielać wywiadów. Tzw. normalny dziennikarz (gatunek w Polsce już od dawna rzadko spotykany) Pytla by rozniósł. Z prostą logiką jest tam problem. Ale przecież chodzi o zupełnie coś innego.
3. Udałem się do lasu w celu poszukiwania grzybów. Znalazłem sztuk siedem. Kurek. W parku pojawiły się podgrzybki (ja tam podgrzybkiem nazywam każdego grzyba, który jest brązowy, ma od spodu tę żółtą gąbkę i sinieje, gdy się go naciśnie). Następnym razem wezmę worek na śmieci. Bo wołają o pomstę do nieba.
Koleżanka Kocia się już właściwie wprowadziła.
piątek, 2 lipca 2021
2 lipca 2021
1. Pojechałem do Castoramy. Po zaprawę zduńską. I coś tam jeszcze. Jechałem przez Sycowice i Nietkowice. Świeżym asfaltem. Poprzednim razem zauważyłem głaz. Z inskrypcją. Dziś stanąłem, żeby przeczytać. Otóż głaz był z okazji stulecia niepodległości i sześćdziesięciopięciolecia Koła Łowieckiego „Dąb” Zielona Góra.
„Mądrość przyrody ogromna jest
Myśliwi matce naturze wierni są”
Składnia trochę łacińska. Choć bardziej brzmi jak spisana mądrość mistrza Jody.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wjechałem na prom bez zatrzymywania. Czyli, gdy podjeżdżałem, obsługa promu – łatwo poznać po kamizelkach – przygotowywała prom do, niezbyt może długiej, ale zawsze – drogi.
W Castoramie nie znalazłem gumowych podkładek. Zaprawę znalazłem. I taśmę do uszczelnienia rur kominowych. Więc jeżeli reszta potrzebnych rzeczy trafi do paczkomatu – skończę proces podłączania pelleciaka.
2. Udało mi się połączyć kropki i dojechać tam, gdzie chciałem bez pytania googla. By się przejść po deptaku, porzuciłem auto na placu Bohaterów. Uniwersalność tej nazwy dobrze świadczy o decydentach. Przypomniało mi historię sprzed ćwierć z okładem wieku. W którejś z podkrakowskim miejscowości – Zielonkach? Węgrzcach? – ulice nazwano numerami. Tak po amerykańsku. Nie pamiętam, czy to było z czasów mojej pracy w Krakowskiej czy już w Superaku. Pojechaliśmy do włodarza, który decyzję tę podjął, by zapytać, co za nią stanęło. Odpowiedział, że chodziło mu o to, że jak się będzie patronów szukać, to straszne awantury będą. Jakieś baby przyjdą z kolejnymi świętymi, czy coś. A on chciał mieć spokój. Na placu Bohaterów jest fontanna. W fontannie łaził prowadzony na myczy przez łażącego obok fontanny właściciela pies w typie retrievera. Lata temu pies–suka w typie retrievera przerażał niektórych na krakowskim Rynku. Biegał, merdał ogonem, co jakiś czas sobie kogoś upatrzył. Wtedy zaczepiał. Ktoś zaczepiony się psem zachwycał – że taki piękny. Głaskał. I w ogóle. I nagle znikąd pojawiali się policyjni wywiadowcy, którzy tego kogoś zwijali, bo pies był psem na narkotyki, które wywąchiwał w kieszeniach porynkowych spacerowiczów.
Ani pies w fontannie, ani do niego przyczepiony smyczą właściciel nie wyglądali na policyjnych wywiadowców. Przyglądali się im za to chłopiec i mężczyzna. Obaj w czarnych garniturach, z czarnymi krawatami. Jak agenci FBI z „Twin Peaks” (nie licząc Mouldera, który w „Twin Peaks” był agentem kobietą). Swoją drogą muszę kiedyś zagryźć zęby i dooglądać „Twin Peaks” do końca. Próby czasu nie przetrzymał, ale wielkie wrażenie na mnie te trzydzieści lat temu robił.
Kawałek dalej z bilbordu „Nadzieja dla Polski” łypał Kosiniak-Kamysz. Władka znam. Naprawdę sympatyczny gość. Ale nadziei z nim jakichś specjalnych nie wiążę.
3. Wracałem przez Tesco. W Tesco spotkałem Wronów. I czytelnika Negatywów. Wrona mógł na własne oczy zobaczyć, że jakąś karierę robię.
Generalnie polecam Marcina Wronę. Jest świetnym gościem. Z zakupionych przez siebie produktów zrobił obiad. I jeszcze przepraszał, że nabrudził. Porozmawialiśmy o polityce transatlantyckiej. O polityce amerykańskiej. I o mediach. O kondycji polskich ma ciut lepsze zdanie niż ja. Ale tylko o ciut. Będzie w niedzielę wieczorem występował w coniedzielnej debacie o kondycji dziennikarstwa.
Kiedy pojechali zabrałem się za buraki. Kiszenie buraków, które wcześniej praktykowałem tylko przed Bożym Narodzeniem, pandemia wpisała na stałe do moich zwyczajów. Stąd nerwowe ich poszukiwania w świebodzińskich sklepach. Obieranie buraków i reszty potrzebnych jarzyn wiąże się u mnie z czytaniem 27 numeru miesięcznika „Wszystko co najważniejsze”. Wielokrotna lektura ułatwia zrozumienie.
Koleżanka kocia zachowuje się tak, jakby się miała zamiar wprowadzić. Powoduje to pewną u Kocia nerwowość. Archetypiczna – że tak powiem – sytuacja.