wtorek, 30 czerwca 2015

30 czerwca 2015


1. Przestaję lubić poniedziałki. Ostatnio co w taki dzień się budzę, to się okazuje, że coś jest nie tak. I to jest zła informacja.

2. Poszedłem na spacer. Najpierw ulicą Karasia, później Bartoszewicza. Ulicą Karasia już kiedyś jechałem, Bartoszewicza – nie. Są w Warszawie miejsca, gdzie normalny człowiek może mieszkać.
Wracałem kładką nad Tamką. Przy Akademii Muzycznej, tfu, Uniwersytecie Muzycznym kręcono film. Kolega, z którym szedłem zauważył, ża na planie pracowało ze trzydzieścioro ludzi.
Źli ludzie mówią, że budżet partycypacyjny to ściema. Mylą si i jest na to dowód. Zobaczyłem hotel dla owadów zrelizowany w jego ramach. Hotek dla owadów na miarę naszych możliwości.

Później byłem na Wiejskiej. Usłyszałem, że po wyborach samorządowych postanowiono fizycznie rozdzielić PKW od KPRP.

Póżniej spotkałem się z pewnym znajomym, który podzielił się ze mną interesującą konstatacja. Otóż pierwszym symptomem starości jest, że w reprezentacji Polski nie ma już piłkarzy w twoim wieku. Drugim – że Prezydent jest młodszy od ciebie.
Jestem już stary. I to jest zła informacja.

3. Onet wydał oświadczenie, że na jego stronach nie było fałszywego cytatu z #PAD. Pan Jeziorek uzyskał dowód na wszechmoc nowej kancelarii.

Spotkaliśmy się z zaprzyjaźnionymi Amerykanami, których służba w Polsce się na dniach kończy. Nie wiem, czy przez te dwa lata znajomości choć trochę zmieniliśmy ich spojrzenie na nasz kraj. I to jest zła informacja.

Tym razem nie zasnąłem przy „Detektywie”, ale wiele nie brakowało. Będę musiał obejrzeć ten (drugi) odcinek jeszcze raz. Tak jak pierwszy.  

poniedziałek, 29 czerwca 2015

29 czerwca 2015


1. Już miałem przestać oglądać „Kawę na ławę” – zobaczyłem posła Szejnfelda – ale zmieniłem zdanie. Skoro w taki czas ktoś podejmuje decyzję o wysłaniu tak ważnego programu akurat tego europosła, pewnie ma to jakiś głębszy sens. Sensu nie znalazłem, ale z pewnym rozbawieniem obserwowałem jak poseł Szejnfeld delikatnie mruga oczkiem do wyborców Kukiza. Za te parę lat, kiedy się kadencja skończy nie wiadomo jak będzie.

Poźniej próbowałem oglądać „Lożę prasową”. Mam wrażenie, że program wyczerpał już swoją formułę. I to jest zła informacja.

2. Przez zbieg okoliczności zauważyłem na fejsbuku fejkowy cytat z #PAD. Zobaczyłem na profilu człowieka o nazwisku Jeziorek. Pan Jeziorek ponoć był (a może nawet wciąż jest) jakimś stosunkowo ważnym człowiekiem w publicznej telewizji. Uwierzył w fejk i zaczął go propagować, zarzekając się, że widział te słowa na własne oczy. Robił to mimo iż kolejni ludzie sugerowali mu, by to przemyślał.

Napisane było, że Onet cytuje Rzepę drukującą wywiad. Wywiadu nie było. (ostatni był Mazurek). Zadzwoniłem do Onetu. Onet nie napisał.
Pan Jeziorek zaczął tłumaczyć, że brak słów na Onecie jest dowodem na to, że były i zostały usunięte przez naciski.
Z jednej strony trochę mnie to podbudowało, bo zasadniczo jeżeli ktoś miałby naciskać to ja. Ale tylko trochę.
Później się okazało, że fejka promował (za całkiem spore pieniądze) fejsbukowy Sokzburaka. Często udostępniany przez ludzi związanych z Platformą.
Zobaczymy, czy pan Jeziorek nie wystąpi aby u redaktora Lisa. Razem z panem Sikorskim, który będzie opowiadał o pełzającym zamachu stanu.

Złą informacją jest, że ten hejt jest na tak żenującym poziomie. Ciekawe, czy kiedyś zobaczymy faktury.

3. Pojechaliśmy na Koło. Kupiliśmy album o Powstaniu Warszawskim. Z 1989 roku. I numer Stolicy z 1957 roku. Cały o Powstaniu Warszawskim. Do tego jeszcze takie coś, żeby z kominka się popiół nie rozsypywał i reprodukcję zdjęcia Getta (gdzie stoi sam kościół) od syna autora. Potwornie gadatliwego pana, który od zawsze stoi w tym samym miejscu.
Nie kupiliśmy zegara bijącego kwadransy. I to jest zła informacja, bo chciałbym taki zegar mieć.
Bożena mówi, że Koło się znowu ucywilizowało. Ceny są rozsądniejsze niż na Allegro. A i ze sprzedawcami łatwiej się dogadać.

Później pojechaliśmy do Ikei. Po ramki. Nienawidzę Ikei. I to jest silniejsze ode mnie.



niedziela, 28 czerwca 2015

28 czerwca 2015




1. Wyspałbym się jeszcze bardziej, gdyby nie jakaś starsza pani, która seryjnie dzwoniła do Bożeny, nim w końcu nie dotarło do niej, że się nie myli wybierając numer, tylko ma ten numer źle zapisany.
Tak, czy inaczej poszedłem po bułki. I ogórki małosolne. I „Plus Minus”.
Przy śniadaniu próbowaliśmy oglądać jakiś film o tornadach. Było trudno. Później, przez chwilę oglądałem „Drugie śniadanie mistrzów”. Wojciech Orliński opowiadał takie pierdoły o transporcie samochodowym, że aż dziwne, że pani Waltzowa nie zatrudniła go jeszcze na stanowisku wiceprezydenta Warszawy odpowiadającego za komunikację.
Ludzie, którzy zamieszkali na dalekich przedmieściach są sami sobie winni. To, że nie ma publicznych środków transportu, które by ich mogły do centrum zawieźć jest bez znaczenia. Sami postanowili mieć duże domy i jeszcze większe ogrody. Miasta powinny być zamknięte przed samochodami. Jak Londyn.
Orliński nie zauważył, że Londyn ma metro. Ma też rozbudowaną sieć kolei.
Moi poważni znajomi z niewiadomych przyczyn traktują to, co Orliński głosi poważnie. I to jest zła informacja.

2. Pani Premier wsiadła do pociągu. Postanowiła w ten sposób walczyć o głosy obywateli. Specjalnie na tę okazję puszczono hasztag #KolejNaEwę. Nie będę się z tego nabijał. To zbyt łatwe.
Napiszę tylko, że ktoś nie sprawdził, że Polska jeżeli chodzi o kolej w europejskim pociągu jest tym wagonem z czerwoną latarnią. I to jest zła informacja. 

Gazeta.pl puściła materiał o tym, że ktoś nagrał uprawiających seks w urzędzie Rosjan. Tak, wiem, że Wyborcza i Gazeta.pl są oddzielone murem. Chińskim murem.

Z panią Lisową rozmawiał marszałek Karczewski. Pani Lisowa pytała pana Marszałka w jaki sposób PiS chce walczyć z umowami śmieciowymi. [Pani Lisowa średnio ogarnia rzeczywistość. Uważała, że ustawa o in vitro trafi na biurko Prezydenta z ominięciem senatu.] Tłumaczyła, że na śmieciówkach pracuje się u mikroprzedsiębiorców. Interesujące. Pan marszałek próbował się przebić przez nawijającą panią Lisową przebijać. Z różnym skutkiem.
Nie powiedział jednej rzeczy. Do walki ze śmieciówkami wystarcza obowiązujące prawo. Trzeba je tylko zacząć egzekwować.
Swoją drogą ciekawe co będzie z niektórymi inicjatywami medialnymi, kiedy sądy zaczną zmieniać umowy o dzieło w umowy o pracę. Może się sporo zmienić. I może to być równie dotkliwe jak przykręcenie kurka z państwową kasą.

3. Pojechaliśmy na zakupy Michałowym SVX-em. Po czwartkowej wizycie w Radomiu inaczej patrzyłem na rejestrację tego auta.
W Lidlu nie było crocsów. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wyglądały o nie walki. Crocsy były za to w Makro. Droższe. Była też ziemia do kwiatków po jakieś trzy złote za dwadzieścia litrów.
Prześladowały mnie stare Legacy. W lepszym bądź gorszym stanie. Ich właściciele nie rozpoznawali w SVX-ie subaru. Cieniasy.

Wieczorem oglądaliśmy beznadziejną komedię z McConaugheyem [Co to za niechrześcijańskie nazwisko] Ile się ten chłop musiał wymęczyć, zanim zaczął grać.

Później „Jackass: Bezwstydny dziadek”. Muszę przyznać, że mnie strasznie śmieszył. I to jest zła informacja.

sobota, 27 czerwca 2015

27 czerwca 2015


1. Piąteczek. Wstałem, wlazłem do wanny, przejrzałem tajmlajny, wylazłem, się odziałem i pojechałem oddać M235i. Jechało się nieźle. Dopiero w samym Mordorze zaczął się koreczek.
Nigdy jeszcze tak wcześnie nie byłem pod BMW.
Pogadałem chwilę z Kamilem o rajdach. Opowiedziałem jakie wrażenie robiły diodowe światła i poszedłem do metra.
W metrze, jak to w metrze – w pierwszej linii nie było sygnału, więc nie dało się czytać tweetów. W drugiej linii sygnał był, ale miałem problemy z tym, żeby tam trafić. Znaczy z pierwszej się na drugą linię przesiąść.
Na przesiadanie nałożyła się jakaś idiotyczna afera z krakowskiego liceum, która z niewiadomych przyczyn się strasznie rozdmuchała. Znaczy, właściwie z wiadomych, choć irracjonalnych. Afera szybko, dzięki pomocy Urzędu Miasta Krakowa została zażegnana, histeria trwała dalej. I to jest zła informacja.

2. Spotkałem się dwoma bardzo sympatycznymi panami z agencji Reutera. Było bardzo elegancko.
Póżniej z człowiekiem, który ma tak samo na imię, jak rondo Babka poszedłem na śniadanie. Znaczy po raz drugi w życiu zjadłem placki ziemniaczane z tatarem ze śledzia. W Kameralnej. Miejscu, gdzie można czytać ściany pod warunkiem, że się zatka uszy.
W pracy cisza. Nie ma Szefa. Stoi u niego w gabinecie telewizor, więc mogłem sobie, korzystają z okazji pooglądać TVP Info.
Występował nowy rzecznik rządu. Z pewnym rozbawieniem, że klapie jego marki miejsce nierozpoznawalnego dla mnie znaczka zajęła biało-czerwona flaga.

Mam wrażenie, że spindoktorzy z Platformy tak bardzo nie ogarniają powodów zwycięstwa #PAD, że zaczynają przypominać dzieci, którym się wydaje, że jeżeli będą odpowiednio szybko machać rękami, to pofruną jak ptaki.
Dlatego naglę wszyscy z Panią Premier na czele zaczęli używać [swoją drogą – dla mnie niezbyt zgrabnego] spinu „rozmawiać/się konsultować z Polakami”. Teraz ta flaga zajmuje miejsce tak wyśmiewanego kotylionu.
Broń Boże nie mówię, że #PAD, czy PiS mają na flagę monopol. Nie mają. Ale cała sytuacja jest śmieszna.
Jednak wydaje mi się, że mejnstrimowy marketing polityczny jest w Polsce na dość żenującym poziomie. I to jest zła informacja.

3. Chwilę spacerowałem z Tęgim Łbem. Weszliśmy do kwiaciarni „Bożena”. Tęgi Łeb opowiedział pani kwiaciarce, że przy jego babci zasuszone kwiaty wracały do życia.
Nie napiszę kim tęgi łeb jest i czym się zajmuje, bo Platforma zaczęła by jeździć po Polsce i szukać kogoś, kto też miał babcię z takimi zdolnościami.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną na jedno piwo do Krakena. A właściwie do Beirutu. Z jednego piwa zrobiły się trzy. Z tym, że Bożena przeszła na Ardbega.
Tak mi się jakoś zrobiło, że czuję Ardbega z dwóch metrów. I nie jest to nieprzyjemne.
Piliśmy z kolegą Krzysztofem. Do którego przyszło dwóch kolegów z podstawówki. Koledzy z podstawówki są w porządku. Wiem coś o tym.
Ja wpadłem na znajomego, który się zajmuje wymyślaniem literek. Nie widziałem go z dziesięć lat. Zupełnie się nie zmienił. Może tylko posiwiał. Bożena mówi, że ludzie się nie zmieniają. Ja tam nie wiem, czy mi to odpowiada, bo wolałbym być nieco inny niż parę lat temu.
Później przyszedł mój brat z kolegą z pracy. Marcinem, którego w SMS-ie nazwał Marvinem. Bożenie się przypomniał Marvin Pontiac. Mnie Starvin' Marvin. Taka sytuacja.

Wróciliśmy do domu. Zabrałem się za Negatywy, ale nie dałem rady skończyć. Zasnąłem. I to jest zła informacja, bo – żeby utrzymać rytm – będę musiał napisać dwa odcinki prawie na raz.   

piątek, 26 czerwca 2015

26 czerwca 2015


1. Tym razem zjadłem w domu śniadanie. TVN24 z niewiadomych przyczyn o tym nie poinformował.
Pojechałem do BMW, gdzie Kamil dokonał na moich oczach pewnego mistrzostwa świata – wydał naraz cztery testowe samochody (w tym jeden elektryczny). Wyjeżdżająca z podziemnego parkingu kawalkada musiała robić niezłe wrażenie. Mnie się trafiło M235i. Złą informacją jest, że zbyt długo tym samochodem nie pojeżdżę. Ale może nie tak złą, bo mógłbym się przyzwyczaić i trudno by mi było wysiąść.

2. Poznałem czytelnika Negatywów, który przed nazwiskiem ma napisane: gen. bryg. prof. dr hab. n. med. I to jest chyba rekordowa liczba liter, które można przed nazwiskiem zapisywać.
Muszę przyznać, że sytuacja mnie zaskoczyła. A chyba nie powinna, bo – nie wiedzieć kiedy – negatywy przeszły już liczbę 200 tysięcy wyświetleń.

Pokręciłem się chwilę w okolicach Wiejskiej. W parku Śmigłego-Rydza jak co roku stanęły ogródki. Miałem właściwie straszną ochotę się zatrzymać tam na chwilę. Dłuższą nawet. Niestety wtedy bym sobie nie pojeździł. Nie lubię być w przymusie (to po brydżowemu). I to jest zła informacja.

3. Razem z kolegą, który na imię ma zupełnie jak rondo Babka, i powszechnie znienawidzonym w środowisku fotografem udaliśmy się do Radomia. Na wysokości Magdalenki budują jakieś skrzyżowanie z jakąś chyba nową drogą. W związku z tym był wyprowadzający z równowagi korek. Później było już – jak się to mówi – gładko.
Chyba trzeci raz w życiu wjechałem do centrum miasta. Jechaliśmy na obchody 39 rocznicy radomskiego czerwca.

Kolega mój Grzegorz przez dobrych parę miesięcy jeździł do Radomia i rozmawiał z ofiarami 1976 r. Z ofiarami, z ich rodzinami, z ich rodzinami, które też były ofiarami. Później opowiadał przerażające historie.
Ludzie, których protest doprowadził do ciężkich represji, które doprowadził do powstania KOR-u, który przysłużył się powstaniu Solidarności, która obaliła komunę, które to obalenie doprowadziło do transformacji zasadniczo są tej transformacji ofiarami. Ale to jest jeszcze bardziej skomplikowane. Wszyscy się śmiejemy z Radomia. Ciekawe ilu z nas zdaje sobie sprawę, że jest to po trosze efekt instytucjonalnego hejtu na Radom po 1976?

Kolega Grzegorz opowiadał o pewnym panu, którego SB pobitego porzuciła na torach kolejowych i oblała wódką. Pan oprzytomniał na chwilę przed przejazdem pociągu. Inni nie mieli tyle szczęścia.
Ten pan przemawiał. Jest szefem stowarzyszenia ofiar. Stowarzyszenia, które walczy o to, żeby ofiarom przywracać godność.

Kolega Grzegorz książkę ma chyba gotową. I nie może znaleźć wydawcy. I to jest zła informacja, Bo bohaterom tej książki ta książka się należy.

Mówią, że Radom został za 1976 rok ukarany. Że jest ukaranym miastem. Wciąż jest karany.  

czwartek, 25 czerwca 2015

25 czerwca 2015





1. Ile słoni mieści się do małego fiata? Cztery, bo są cztery miejsca.
Nie wiem dlaczego mi się to przypomniało.
Rano napisałem złośliwego tweeta o marszałku (ministrze?) Sikorskim. Znaczy napisałem, że wraca na stanowisko odpowiadające jego kompetencjom. Znaczy, że wraca do swojego osobistego pałacu. Ale chwilę później się okazało, że znowu zatrudni go amerykański thinktank. Więc całkowicie się zmienił sens tweeta. I to jest zła informacja.

2. Poznałem prezesa Narodowego Banku Polskiego. Pan profesor Belka postanowił, że musi mieć ze mną zdjęcie. I mam podejrzenia, że to nie jest dobra informacja. Gdyż nie chodziło o to, że jestem celebrytą. Dowiedziałem się, co może spowodować spadek ceny franka. Niestety nie zależy to ode mnie.

3. Dyrektor Ołdakowski miał imieniny. Zauważyłem to dopiero wieczorem. Odkąd Facebook informuje o urodzinach imieninach trudniej się pamięta. I to jest zła informacja.
Wróciłem do domu na „Kropkę nad I”. Występował Palikot z brodą. Jutro może będzie ktoś, kto połyka noże.
Później, na „Ale Kino” oglądaliśmy odcinek „Ripper street”, filmu w którym gra bardzo dużo aktorów z „Gry o tron”. Przynajmniej dwóch.
A ile zmieści się w małym fiacie mrówek? Żadna, bo są tam już słonie.  

środa, 24 czerwca 2015

24 czerwca 2015



1. Tym razem udało mi się zacząć dzień od precli i soku pomidorowego. Z tym, że wcześniej odezwał się mój ojciec z w sprawie życzeń z okazji dnia ojca. Mamy taki zwyczaj, że świętujący dzwoni żądając życzeń. Dzięki temu nikomu nie jest przykro.

Tym razem szedłem Mysią. Wydaje mi się, że pod PAP-em stoją stalowe prostopadłościany (czy talk się nazywa przestrzenny prostokąt?), poświęcone pamięci zabitych dziennikarzy. Ktoś mógłby szybko postawić kolejny, pamięci tego chłopaka z Mławy.

Kiedy wychodziłem z domu wpadłem na sąsiada z parteru, który odprowadzał syna do przedszkola. Obaj mają tzw. irokezy. Więc wyglądają nieźle. Sąsiad ma jeszcze jedno dziecko. I jeszcze jedno w drodze. Parę lat temu przez całą Wielkanoc wyła mu pod oknem beemka, której nieopatrznie włączono alarm a czujnik pod tylnym fotelem się obluzował. Od tego czasu, kiedy go widzę czuję wyrzut sumienia.
Wpadłem na niego znowu pod palmą. Szedł Nowym Światem. Później skręcił w Foksal. Pomyślałem że by było zabawne, gdyby szedł na spotkanie Prezydenta Elekta z tzw. młodzieżą.
Nie szedł. Skręcił w bramę przy Kameralnej.

Młodzież przyszła ubrana w marynarki. Żaden z jej przedstawicieli nie miał na głowie irokeza. I to jest zła informacja, bo lepsza jakaś fryzura niż żadna.

2. Urodziny miała Paulina Chorążewska. Nie bójmy się tego słowa – postać z wielkimi zasługami w rozwój przyjaźni polsko-amerykańskiej. No i dowiedziałem się, że czwartego czerwca w tym roku jest drugiego.
I właściwie większość dnia kręciła się wokół spraw internacjonalnych.
Tu zagadka: który z ważnych europejskich polityków nie przysłał listu gratulacyjnego do Prezydenta Elekta?
Nagród materialnych nie będzie. I to jest zła informacja.

3. Dziś obejrzałem „Detektywa”. Nie jest źle, choć Bożena uważa, że widać kompleks pierwszej serii. Może i widać. Ale widać też, że bogactwo bohaterów. Ojciec Polskiego Dziecka z wąsami wygląda nieźle.
Nie jestem pewien, czy ostatnia piosenka w odcinku to Nick Cave. I to jest zła informacja, bo pewnie gdybym się skupił, to bym był pewien. Ale skupianie ostatnio słabo mi wychodzi.  

wtorek, 23 czerwca 2015

23 czerwca 2015




1. Pojechałem pod Sejm by obserwować przepoczwarzenie Dudabusu w Szydłobus.
W newralgicznym momencie folia nie chciała się oderwać. Wyglądało to właściwie zabawnie. Cóż, miejmy nadzieję, że to taka sama wróżba jak wywracające się pudła z podpisami
Autobus pojechał. Mnie się zrobiło żal, że nim nie pojechałem. Nie był może specjalnie wygodny, ale podróże nim były bardzo ciekawe. Brakuje mi kampanii. I to jest zła informacja.

2. Dzień spędziłem na odbieraniu telefonów i oddzwanianiu pod numery, z których dzwoniono kiedy rozmawiałem, więc nie mogłem odebrać.
Po południu pojechałem oddać MINI. Oddałem, chwilę porozmawiałem i wróciłem do moich telefonów. Razem z tłumem wyplutym przez Mordor dojechałem tramwajem do metra. Późneij jechałem pełnym metrem. Na koniec, na piechotę do Krakena, gdzie się umówiłem z Cyfrowym Szogunem. Czekając na niego obserwowałem dziwną nadaktywność mediów na Poznańskiej. Okazało się, że pani dwojga nazwisk rzecznik Prezydenta dzieliła się z dziennikarzami wrażeniami po spotkaniu państwa Dudów z państwem Komorowskimi. Jak powiedział mi operator wiodącej telewizji – nie powiedziała nic ciekawego.
Cyfrowy Szogun zjadł w Krakenie owoce morza. Nie pozwolił na to, żeby mu zrobić zdjęcie z ośmiorniczką. I to jest zła informacja, bo płacił osobistymi pieniędzmi a do tego niezbyt wygórowaną cenę.

3. Wieczorem był pierwszy odcinek drugiej serii „Detektywa”. Niestety zasnąłem oglądając. I to jest zła informacja.  

niedziela, 21 czerwca 2015

22 czerwca 2015


1. Nasamprzód się obudziłem przed szóstą. Przejrzałem tajmlajny, no i się okazało, że wszyscy śpią. Postanowiłem więc spać dalej. #punktzwrotny Było trudno, ale jakoś się udało. Przyśnił mi się prezes Kaczyński. Próbował mnie nastraszyć, ale się nie dałem. #punktzwrotny
Obudziłem się i tak niewyspany. I to jest zła informacja. Koło jedenastej, więc – jak za dawnych czasów – zaspałem na „Kawę na ławę”.

2. W „Kawie na ławę” zasadniczo wszyscy byli przeciw panu Protasiewiczowi. Tak bardzo, że właściwie nikomu się nie chciało jakoś specjalnie go punktować. A były szanse. Pan Czarzasty znów występował w sweterku. Żółtym.

„Lożę prasową” sobie odpuściłem. #punktzwrotny Wziąłem prysznic testując nową deszczownicę. Działa bardzo dobrze.
Wykosiłem kawałek parku i zaparkowałem kosiarkę w stodole. Następnym razem muszę naostrzyć noże. Wykoszoną dzień wcześniej łąkę obsiadły ptaki, chyba szpaki. Obżerały się robactwem, które po skróceniu trawy wylazło na wierzch. Koty miały je gdzieś, gdyż trawa – mimo iż krótka – była zbyt mokra.

Posadzone po śmierci babci z pomocą dyrektora Zydla platany rosną nierówno. Te w parku sprawiają wrażenie dwa razy większych, niż te z drugiej strony.

Ruszyłem do Warszawy godzinę spóźniony. #punktzwrotny Później się okazało, że planując pomyliłem się o godzinę, czyli i tak miałbym za mało czasu. I to jest zła informacja.

3. Jak wcześniej zauważyła Bożena, dziecię bocianów z Ołoboku jest już całkiem wyrośnięte. W Świebodzinie przy wyłączonych światłach stał policjant i grzebał w smartfonie. Przy kinie, kątem oka zauważyłem orkiestrę chyba dętą. Dotankowałem na stacji benzynowej na pierwszy rzut oka projektu Alberta Speera. Pani przy kasie powiedziała, że są właśnie dni Świebodzina. Iże wczoraj były Piersi, ale bez Kukiza.
Wjechałem na A2 i podjąłem rozpaczliwą próbę gonienia czasu. Efektem jej była jedynie konieczność dolania paliwa, bo za Skierniewicami był korek. #punktzwrotny
W który o mały włos się nie wbiłem, bo w Polsce zbyt powszechnym nie jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych w takiej sytuacji. Odstałem swoje. Zobaczyłem chyba forda, z którego wycięto kierowcę.
Dojechałem do domu. I się okazało, że nie mam kluczy, więc i nawet gdybym przyjechał wcześniej to by z tego nie było żadnego pożytku, bo bym się nie przebrał.

No i się okazało, że moja ulubiona apteka zmieniła godziny pracy. #punktzwrotny I to jest zła informacja.

Wpisywanie byle gdzie hasztaga #punktzwrotny to jednak idiotyczny pomysł.  

21 czerwca 2015


1. Więc najpierw zasnąłem w wannie. Z telefonem w ręce. Trochę zmókł, ale nie widać, żeby jakoś ciężko to przeżył. Zdarzało mi się drzemać w wannie, ale zazwyczaj w kontrolowany sposób. Tym razem kiedy się obudziłem woda prawie się wylewała.
No i właściwie, to lepiej by było, gdybym w tej wannie został. Budynek, w którym spałem to były niegdysiejsze koszary 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Pomieszczenia, w założeniu dość ciemne, doświetlono dziurami w stropie, które wyglądały nieźle, niestety nie dało się ich niczym przysłonić. Więc od jakiejś czwartej z kawałkiem robiło się bardziej niż jasno. Rozmawialiśmy o tym przy kolacji. Redaktor Perczak powiedział, że jeżeli człowiek nie ma niczego na sumieniu, to może spać w pełnym świetle. Byłem przekonany, że nie mam sumienia. Okazało się, że się myliłem. I to jest zła informacja.

2. Po całkiem niezłym, jak na polskie warunki hotelowe śniadaniu ruszyłem na wieś. Po drodze wpadłem do Leroi Merlin kupić deszczownicę, bo jedna z naszych dwóch się – na skutek twardości wody – rozleciała. Jednym z sukcesów ostatnich dziesięciu lat jest to, że deszczownice zdecydowanie potaniały.
Jechałem starą dwóją na Pniewy. MINI Cooper, po obcowaniu z autami MINI Cooper Works zrobił się jakoś słaby.
Jechałem spokojnie łypiąc jednym okiem na konwencję PiS transmitowaną na Livestreamie. No i się okazało, że w kwestiach pisowskich przestałem być dobrze poinformowany, bo imprezie zdecydowanie zmienił się scenariusz, a ja nic o tym nie wiedziałem.
Po przemówieniu prezesa Kaczyńskiego dojechałem do Gronowa, gdzie się dowiedziałem, że dalej nic nie wiadomo, co to będzie ze skrzynią do Suburbana. Niczego, poza tym, że ci, od rozkładanego Tahoe, ze skrzynię chcą cztery tysiące. Za dużo. I to jest zła informacja.

Do domu dojechałem na przemówienie Beaty Szydło. Później TVP Info przeskoczyło na panią premier Kopacz. Zauważyłem, że w pewnej warstwie oba przemówienia były bardzo podobne. Różniły się jakością wygłaszania. No i tym, że to, pani Premier, było doprawione przez ministra Kamińskiego hejtem. No i tylko ten hejt powodował jakąś reakcję zebranej publiczności.
Nie będę się wgryzał w kwestie merytoryczne. No dobra. Jedna rzecz mnie uderzyła. Skoro umowy śmieciowe są takie złe, to dlaczego osoba tak wrażliwa, jak pani Premier pozwalała, bym na śmieciówkach był przez prawie cały czas rządów PO? Czy w ramach wrażliwości swojej zapłaci mi za ten okres składki?
No i druga rzecz. Na miejscu pani Kopacz poważnie bym się zastanowił przed zarzuceniem komukolwiek kłamstwa. Nie rozumiem. Czyżby spindoktorzy Platformy stracili resztki kontaktu z rzeczywistością? O pani Premier można mówić, że jest wrażliwa, ale że wiarygodna? Przy takich udokumentowanych wpadkach? Bez sensu.

3. Wziąłem się za koszenie. Wyrosło trochę zasianej przez panów kopaczy trawy. Z ziemi powyłaziły kolejne kamienie. Jak w końcu kupimy gabionowy kosz, to zaczniemy budować szaniec.
Drzewa rosną. Wierzba też. Znalazłem pierwszego w tym roku grzyba – dziwną niby pieczarkę. Kosiłem, aż zaczęło lać.
Zdrzemnąłem się przy Bondzie. Przespałem „Kill Billa”. Znaczy – nie tak do końca, bo momentami słuchałem ścieżkę dźwiękową. No i znowu zaraz będzie druga. I to jest zła informacja.


sobota, 20 czerwca 2015

20 czerwca 2015



1. Prawie się wyspałem. I to jest dobra informacja. Niestety, kiedy postanowiłem poleżeć godzinę w wannie okazało się, że muszę z tej wanny alarmowo wyjść, bo w dzisiejszych czasach przestało obowiązywać coś, co starzy ludzie nazywają gentlemen's agreement. Nie wiem, co jest gorszą informacją – to, że się tak dzieje, czy to, że osoby, które tych norm nie spełniają nie rozumieją na czym polega problem.

2. Generalnie ten dzień miał być chwilowym powrotem do mojego poprzedniego życia. Nie do końca się to udało. Spóźniony dwie godziny wsiadłem do MINI i ruszyłem na zachód. Niestety przez cały czas prześladowało mnie życie nowe. Telefonicznie. Przy okazji się okazało, że zestaw głośnomówiący w MINI przestaje dawać radę po przekroczeniu 120 km/godz. I to jest zła informacja.
3. Spóźniony półtorej godziny dojechałem na tor w Bednarach. Tor, czyli lotnisko. No i jeździłem po tym lotnisku przez godzin kilka MINI Cooper Works. Znaczy MINI jeszcze lepszym. Jeździłem między pachołkami, które niestety przewracałem. Więc mi się nie udało wygrać rywalizacji w omijaniu pachołków na czas.
Najśmieszniejszym chyba momentem – że tak powiem – eventu było, jak ambasador marki MINI, słynny w pewnych kręgach radiowy dziennikarz zapytał, czy małe MINI i duże MINI mają takie same silniki. Dla nieobecnych na evencie – to jakby ambasador Niemiec zapytał, czy stolica jest dalej w Bonn, czy może teraz w Dreźnie.
W czasie imprezy (a później kolacji) przemazywał się Adam Małysz.
Przeżyliśmy oberwanie chmury i tęczę, którą wszyscy namiętnie zaczęli fotografować.
Generalnie MINI się świetnie nadaje do agresywnego jeżdżenia. Tak świetnie, że nie wiem, czy wszyscy powinni się na jazdę MINI decydować.
Wieczorem wylądowałem w Poznaniu. Jadąc przez chyba centrum można mieć wątpliwości, czy to na pewno polskie miasto [uwaga! To żart!]. Uniwersyteckie budynki przypominają te z makiet Piko.

Wieczorem wylądowałem w hotelu. Z potwornie rozemocjonowaną obsługą recepcji. Interesujące doświadczenie.

Zobaczyłem nowe Tahoe. Nie podoba mi się. I to jest zła informacja.  

piątek, 19 czerwca 2015

19 czerwca 2015



1. Oj tym razem zdecydowanie zbyt krótko spałem. I to jest bardzo zła informacja. A3 e-tronem przyjechał red. Pertyński. Przyjechał i odwiózł się na lotnisko. Po raz nasty w tym roku leciał do Barcelony, w której miał być też w zeszły weekend, ale samoloty Lufthansy nie były kompatybilne z warszawską burzą i nie wylądowały w przeddzień wylotu. Tym razem redaktor Pertyński wyleciał, ja zaś zostałem sam na sam z e-tronem. Rację miał Leszek Kempiński zapowiadając rok temu, że to będzie niesamowite auto. Wracałem z Okęcia elektrycznie. Spalanie – 0 litrów. Lubię.
Dojechałem do pracy. Miły pan z lusterkiem zajrzał pod samochód. Dalej niezbyt przytomny odbyłem godzinną rozmowę z już nie tak młodym, a wciąż dobrze się zapowiadającym dziennikarzem. Chyba bardzo mi brakowało codziennego precla i soku pomidorowego.

2. Korzystając z uprzejmości nowego kolegi wymieniłem A3 na MINI Coopera. Zawsze, gdy piszę nazwę Cooper przypomina mi się, jak lat temu parę na targach w Genewie Max Suski zauważył, że Cooper to świetne nazwisko, bo gdyby Cooper nie nazywał się Cooper tylko na przykład Grzyb – MINI Grzyb brzmiałoby dużo gorzej.
Po tym, jak redaktor Majewski podzielił się ze swoimi czytelnikami wiedzą, którą każdy rozsądny człowiek trzymałby dla siebie – mój telefon dzwonił praktycznie bez przerwy. No dobra. Z przerwami. Zresztą cały ten akapit to żart. Hermetyczny.
Pod Porsche przy Połczyńskiej stało dużo samochodów porsche podobnie pomalowanych. Pewnie będzie jakiś – przepraszam za wyrażenie – event. Niestety przez ministra Zdrojewskiego przestałem bywać na eventach Porsche. Znowu hermetyczny żart.
Strasznie hermetyczny. Nawet ja nie rozumiem za bardzo o co mi chodziło. Trudno.
Wróciliśmy w ostatniej chwili. I to jest zła informacja, bo nowy kolega mógł się poczuć nieco wykorzystany.

3. Nawiedził nas dzisiaj bardzo ważny człowiek. Przy okazji się dowiedziałem jak należy ustawiać flagi. Wewnątrz. Bo na zewnątrz ustawia się inaczej. Wiem już też, że są kraje, gdzie dyplomaci chodzą we frakach. Nie udało mi się dowiedzieć, czy do fraków mają cylindry. Cylinder mógłbym właściwie mieć. Choć nie chciałbym być dyplomatą. 
Właśnie sobie przypomniałem, że MINI ma trzy cylindry, ale to nie à propos.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną do sklepu Perełka. Później na pizzę, która z niewiadomych przyczyn lepsza jest na miejscu niż, kiedy zaniosę ją do domu. Mam właściwie podejrzenie graniczące z pewnością, że ta pizza nigdy nie jest dobra. Być może terroryzuję wszystkich, żeby ją jedli, bo jedzenie niedobrych rzeczy uszlachetnia. Choć to chyba nieprawda. I to jest zła informacja.

No i znowu jest druga w nocy. Kiedy ja się w końcu wyśpię.  

czwartek, 18 czerwca 2015

18 czerwca 2015


1. Tak właściwie, to trochę zaspałem. Znaczy wstałem za późno, żeby zrobić sobie poważną analizę wczesnoporannego Internetu. I to jest zła informacja.

2. Precle i sok pomidorowy. Tym razem szedłem Żurawią i tyłami Nowego Światu. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy nie mógłbym tam gdzieś mieszkać. Nie mógłbym. Wolę miasto sprawiające wrażenie bardziej całego.
Chyba po raz pierwszy ochrona wpuściła mnie bez konieczności wyciągania z kieszeni dokumentu.
W ciągu dziewięciu godzin pracy ponad 40 razy rozmawiałem przez telefon. No dobra. Nie wiem ile razy, bo nie chce mi się liczyć. W każdym razie kolejka numerów do oddzwonienia przekroczyła w pewnym momencie dziesięć. Może zrobię sobie tabelkę, taką jak ta z czasów, kiedy analizowałem wstępniaki redaktora Lisa.

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Dudapomoc nie działa. I jest to zła informacja, bo używając podobnej metody mógłbym udowodnić, że „Gazeta Wyborcza” już nie wychodzi. Najgorsze jest to, że ja, czytelnik Gazety od 89 roku, nie będę się tym zajmował jedynie dlatego, że mi się nie chce.

Mój znajomy z Nowego Jorku wrócił za ocean. Będę musiał kogoś namówić na to, żeby zorganizował jakieś sympozjum i mojego znajomego zaprosił, bo jeszcze wiele tematów mamy do rozmowy.

3. Bożena przyjechała po mnie japońskim samochodem na niemieckich numerach. Dobrze, że mnie jakiś paparazzo nie trafił. Pojechaliśmy do jakiegoś sklepu, z ubraniami dla pań. Bożena chciała swojej córce kupić coś na urodziny. Tego czegoś nie było. I to jest zła informacja.

No właśnie. Moja – jak by to idiotycznie nie brzmiało – pasierbica miała urodziny. O tym, że życzę jej jak najlepiej, to tuszę, iż wie. Życzę codziennie. Nie tylko 17 czerwca.

W Beirucie (choć bardziej Krakenie) spotkałem się z wybitnym publicystą, który nie życzy sobie występować w Negatywach i dr. Flisem. Ty właśnie dr. Flisem, który naukowo jako pierwszy dowodził, że Andrzej Duda wygra wybory. Próbowaliśmy go namówić na jakieś prognozy dotyczące wyborów parlamentarnych. Nieskutecznie.  

środa, 17 czerwca 2015

17 czerwca 2015



1. Wstałem przed szóstą, wlazłem do wanny, żeby poczytać tweety. Nie było nic ciekawego. I to jest zła informacja. Czekałem, że może się coś nowego pojawi – a tu nic.
Cóż było robić. Poszedłem do roboty. Po drodze kupiłem dwa precle i sok pomidorowy. Jestem – jak widać – konserwatystą. Ale chyba nie tak twardym, bo zmodyfikowałem nieco trasę i przeszedłem obok Witkaca. [Vitkaca, Witkatza, Vitkatza – czy jak się ten budynek nazywa.

2. W pracy poznałem wielu nowych ludzi. Na przykład bezszelestnego akustyka. Dowiedziałem się też jak należy się obchodzić z zielonym suknem. Że się je moczy, naciąga, blokuje i następnego dnia rano jest idealne. Człowiek uczy się całe życie.

Zainwestowałem 5,90 w „W Sieci”. Znaczy, zasadniczo to w Mazurka/Zaleskiego. Coś się nagle stało takiego, że rubrykę łatwiej jest ogarnąć. Znaczy: wiem co się stało. Jest łamana w bardziej logiczny sposób.
Ale nie o tym. Zauważyłem, że lepiej się autorom nie narażać. Napisałbym, że mi żal ich ostatniej
ofiary ale sam sobie obiecałem, że nie będę kłamał. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się z moim starym kijowskim znajomym. Najpierw siedzieliśmy w Beirucie, później przenieśliśmy się do takiej małej knajpy koło mieszania premiera Marcinkiewicza. Rozmowy ciekawe. Choć właściwie niedokończone. Zobaczymy, gdzie się teraz spotkamy. W Nowym Jorku czy Warszawie.

Odprowadziłem go do miejsca, gdzie mieszkał. Pokoju na strychu Muzeum Etnograficznego. Z windą z dwoma przyciskami: góra i dół. Windą z 1968 roku. Za to właściwie bez okien.
Wcześniej porównywaliśmy architekturę. Znajomy docenia Warszawę. Nawet socrealizm z ludzką twarzą. Z tego, co mówił można było wyciągnąć wniosek, że wszystko lepsze niż Nowy Jork. I to jest zła informacja.

wtorek, 16 czerwca 2015

16 czerwca 2015


1. Niestety ostatnio jakoś jest tak, że pisząc Negatywy zasypiam. Czyli coś tam piszę, zasypiam, się budzę, sprawdzam, co napisałem, nic z tego nie rozumiem, próbuję napisać coś dalej, zasypiam, się budzę i tak w kółko. Boję się więc przeczytać, co wczoraj napisałem. I to jest zła informacja.

2. Z tego spania i pisania wstałem zbyt późno, więc nie zrobiłem przeglądu Twittera. Zobaczyłem jakiś tekst z „Wyborczej”, którego sensu za bardzo nie mogłem zrozumieć. Wywiad z prof. Szczerskim w „Rzepie” , i kolejny z antygazetowych materiałów w Superaku.
Kupiłem precle i sok pomidorowy i ruszyłem do roboty.
Coś było takiego w powietrzu, że się strasznie człowiekowi chciało spać. I to nie tylko mnie.
Próbowałem przeczytać „Newsweek”. Bez efektu. Poza tym, że się dowiedziałem, że red. Meller nie dostał orderu.
[kurcze, znowu zasypiam]

Nie chciało mi się też czytać „Do Rzeczy”. Ale może zabiorę się za to jutro. Zauważyłem tylko, że jako ostatni napisali o szpitalu Tyszkiewicza.
We „W Sieci” przeczytałem kilka dość hermetycznych żartów. I aż się zacząłem zastanawiać, kto je puszcza. Nie miałem siły na wnioski. I to jest zła informacja.

3. Pani premier wskazała swoich nowych ministrów. Nie udało mi się wzbudzić w sobie jakiegokolwiek nowymi ministrami zainteresowania. Taka sytuacja.

Wracałem do domu przez skwer za Domami Centrum. Latarnie są tam jedne z brzydszych, jakie w życiu widziałem.

Wieczorem poszedłem do apteki. Moja ulubiona przy Wilczej była zamknięta, poszedłem więc do całodobowej przy placu Zbawiciela. Obejrzałem sobie tęczę, która – jak czytam – ma niedługo z placu zniknąć. Straż Miejska będzie miała mniej roboty.

Wiem, kto będzie Szefem Kancelarii PAD. Ale nie mogę się tą wiedzą podzielić. I to jest zła informacja, bo nienawidzę wiedzieć i nie móc się tą wiedzą dzielić.  

poniedziałek, 15 czerwca 2015

15 czerwca 2015


1. W „Kawie na ławę” pan Czarzasty wystąpił w marynarce. Może trochę dyskusyjnej. Ciekawe, czy kupił ją dwadzieścia lat temu. Generalnie najfajniejsze były jego dialogi z panią z PSL-u, która – mam wrażenie – zauważyła, że pana Czarzastego nie przegada.
Później była „Loża prasowa”. W pierwszych słowach redaktor Stasiński raczył zauważyć, że skoro z Andrzeja Dudy w parę miesięcy można było zrobić prezydenta, to…” coś tam.
Mam wrażenie, że panu Stasińskiemu nie udałoby się zrobić ważnej osoby nawet z Baracka Obamy po pierwszej kadencji.
I to, generalnie jest zła informacja.

2. Pojechałem w okolice Muzeum Ziemi, żeby odebrać od red. Pertyńskiego Audi A1. Udało się, choć żal mi było oddawać..W każdym razie A1 nie jest zła
A1 pojechaliśmy z Bożeną do weterynarza, Z kotem Pawełkiem. Pawełek dzielnie pozwolił sobie wyjąć kleszcza. Później przyjął zastrzyk. Pan weterynarz kota Pawełka za zachowanie postawy pochwalił.

[piszę to wsztstko zasypiając. Znaczy: istnieje poważne niebezpieczeństwo, nikt z tego, co piszę nie zrozumie. I to jest zła informacja.

Kiedy próbowałem wyjechać spod weterynarza, okazało się, że dokładnie na wyjeździe z parkingu stoi pogotowie. Stoi i udziela pomocy nieprzytomnemu rowerzyście – ofierze wypadku. Dobrze, że prawie rowerem nie jeżdżę, bo to zbyt niebezpieczn.

3. Pojechaliśmy w odwiedziny pod Warszawę. Kontemplując przyrodę pomyślałem, że pod Warszawą nie jest aż tak źle. Myślałem tak jednak tylko przez chwilę. I to jest zła informacja.

niedziela, 14 czerwca 2015

14 czerwca 2015



1. Bożena myślała, że jest niedziela i chciała wstawać na „Kawę na ławę”. Była jednak sobota.

W telewizorze występował redaktor Meller w koszuli w kwiatki. Z obrazków wyświetlanych obok można było dedukować, że mówi o kryzysie rządowym. Mimo iż go lubię nie pogłośniłem telewizora.
Chcieliśmy obejrzeć przy śniadaniu jakiś rodzinny komediodramat (jak nazywane są filmy nadawane przez NC+). Niestety zanim się skończyła przerwa reklamowa zdążyliśmy zjeść.

Po śniadaniu przeczytałem tekst red. Orlińskiego „Wnioski z kampanii wyborczej w interniecie: Hejterami się nie wygrywa” (na gazeta.pl)
Tu zabawny cytat:
„Tylko że na początek trzeba zrozumieć, że autorytetem dla »cyfrowych tubylców« jest nie 53-letni Kuba Wojewódzki, który z niejasnych dla mnie przyczyn ciągle jest w »starych« mediach uważany za młodzieżowy autorytet, tylko np. blogerzy z serwisu »Make Life Harder«”

Dlaczego zabawny? Redaktor Orliński uchodzi za intelektualistę, znawcę „nowych” mediów. Ciekawe z jakich nieznanych dla mnie przyczyn uważa „Male Life Harder” za serwis. A niego „blogerów” za młodzieżowe autorytety, skoro „Make Life Harder” przestało być modne dobre dwa lata temu.
Może dlatego, że sam jest ze „starych” mediów?

Tu sprzedam insajderską wiedzę. Większość czytanych przeze mnie analiz prezydenckiej kampanii internetowej jest nic nie warte. I to jest zła informacja.

2. Wsiadłem w mercedesa, pojechałem na Wiejską do Pracowni Czasu pogadać o zegarkach. Tym razem o tak ważnej dla polskiej polityki marce „Ulysse Nardin”. A konkretnie o zegarach okrętowych. Tu informacja dla posłów związanych z PO – w komisie leży kilka bardzo porządnych zegarków w bezpiecznej cenie.

Później pojechałem do Miasteczka Wilanów, żeby poknuć chwilę z Tęgim Łbem. W ramach knucia zjedliśmy lody. Siedzący przy sąsiednich stolikach mieszkańcy Miasteczka łypali złowieszczo na Tęgiego Łba, w którym musieli najwyraźniej rozpoznać sprawcę ich nieszczęścia.
Później wsiedliśmy w auto i planowo zaczęliśmy błądzić na drogach i dróżkach między Wilanowem a Wisłą. Co wyknuliśmy, to nasze.
Wróciłem po Bożenę i przez rondo Radosława, nad którym majestatycznie powiewała flaga, udaliśmy się na żoliborską imprezę plenerową. Kupiliśmy tam wiele dóbr. Pasztet, obrazek, dziwnych plastikowych mangowych ludzików. I ciasta kawałki.

Z Żoliborza udaliśmy się do Lidla w alejach Jerozolimskich. Straszny jest tam bałagan w kwestii cenowo towarowej. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem spotkałem się ze starym znajomym z Kijowa, który przyleciał z Nowego Jorku, gdzie od lat mieszka. Ustaliliśmy, że ostatnio widzieliśmy się jedenaście lat temu. I to jest zła informacja, bo strasznie czas nam zasuwa.

sobota, 13 czerwca 2015

13 czerwca 2015






1. Dzień zrobił mi prezes PMPG, który wrzucił na Twittera listę nominowanych do Nagrody Kisiela. Przez litość nie wymienię wszystkich nominowanych.
No dobra. Jedno nazwisko wymienię. Ewa Kopacz. Postanowiłem namawiać do głosowania na tę kandydaturę, bo chciałbym, żeby wygrała. Bo wtedy mógłbym usłyszeć laudację. A to by musiał być Meisterstück. Bo jeżeli tempo spadków PO będzie dalej takie samo, to w dniu gali PO może być popierane przez 15%. Co wtedy będzie można o pani Premier powiedzieć? Nie wiem. I to jest zła informacja.

2. W łaskawości swojej redaktor Pertyński podzielił się ze mną swoim testowym mercedesem. CLA Shooting Brake. Szary z pomarańczowymi wstawkami. Idealny na Paradę Równości.
A poważnie: świetne auto. Szyby bez ramek, a przy 120 nie słychać nic poza klimatyzacją.
Do tego autem naprawdę nieźle się jeździ.
Pojechałem do dyrektora Ołdakowskiego. W swoim centrum sterowania wszechświatem ma coś, czego mu zazdroszczę.
Poknuliśmy chwilę. Niejedną chwilę. Przespacerowaliśmy się po okolicy. Bardzo jest tam nowocześnie. Mam pewne obawy, czy aby ulice nie są zbyt wąskie. Przechodziliśmy obok miejsca, gdzie się kiedyś mieścił mój ulubiony elektryk samochodowy. Bardzo miły człowiek. Właściciel Land Rovera – o ile pamiętam – pierwszej serii. W wersji sanitarnej. Z drewnianą kabiną.
Opowiadał kiedyś, że wcześniej się zajmował sprzedawaniem balonów pod ZOO. I, że mu to sprawiało wielką radość. Znaczy nie samo sprzedawanie, co obserwowanie radości dzieci, które balony dostawały.
Strasznie dawno pana elektryka nie widziałem. I to jest zła informacja.

3. Wróciłem do domu. Zastałem brata z córką. Poszliśmy do Krakena. I to ponoć była pierwsza knajpa, w której Lilka była. I to jest zła informacja. Bratanica żyje już ponad cztery lata. Tyle lat сухого закона?

12 czerwca 2015




1. Obudziłem się zbyt wcześnie. Wlazłem do wanny o zająłem się Twitterem. Poseł Zalewski (reprezentanci kultury anglosaskiej powinni zrozumieć, że tu obowiązuje tradycja według której ekstremalnej wersji ktoś, kto kiedyś przechodził koło parlamentu posłem będzie tytułowany do śmierci)(choć to oczywiście się nie tyczy pana Zalewskiego, który posłem był na parę sposobów) przyczepił się profesora Szczerskiego. Idiotycznie się przyczepił. Naszła mnie konstatacja, że ktoś, kto wysłał posła Zalewskiego na front twitterowego trollowania nie był w porządku.
Poseł Zalewski, kulturalny człowiek, ze sporą wiedzą na tematy europejskie ustawiony w jednym szeregu z profesorem Niesiołowskim i posłem Szejnfeldem to po prostu marnotrawstwo. Dla Polski. I to jest zła informacja.
Może by jakaś normalna partia zaproponowała panu Zalewskiemu miejsce na liście. Pan Jerzy Gątarz sugerował PSL. Właściwie czemu nie.

2. Tym razem udało mi się kupić precle. I to dobra informacja.
Zakończył się pewien etap w moim życiu. Przez lata szpanowałem przed moim kolegą samochodami. Tym razem on mnie przebił. I to w sposób nie do odkręcenia. Przyjechał BMW. Dwunastocylindrową siódemką w wersji takiej, jakiej żaden z prasowych samochodów nigdy nie dorówna. I nie napiszę, że to zła informacja, bo nie jestem małostkowy.

Spotkałem ambasadora Mulla. Zawsze poprawia mi to humor. Złą informacją jest, że Jego Ekscelencja ma już następcę. Czyli niedługo wyjedzie. Jakiś optymista może z tego próbować wyciągnąć wniosek, że skoro ambasador Mull nie jest już w Polsce potrzebny, nasza sytuacja się poprawiła.
Widziałem jeszcze jednego ważnego Amerykanina. Ale z daleka, więc się nie liczy.

Cyfrowy Szogun podrzucił mnie do domu swoim japońskim samochodem. Kiedy wysiadałem wpadłem na dyrektora Zydla, z którym udaliśmy się do Beirutu, gdzie wypiliśmy bardzo sympatyczne owocowe piwo.

3. Wieczorem pojechaliśmy do „Niespodzianki”, gdzie Dawid Wildstein żegnał się ze światem.
Znaczy – zaraz jedzie do Iraku, co się Państwu Islamskiemu może nie podobać.
„Niespodziankę” przejmują Frondowcy. I nie chodzi tu o fronda.pl, ani Frondę Górnego. Kilka osób niezależnie wymyśliło, że miejsce się powinno nazywać Stary Wspaniały Świat.

Nie napiszę z kim rozmawiałem, ale za to napiszę, co usłyszałem. Mianowicie – dlaczego poseł Czernecki nie jest zapraszany do Radia Maryja. Nie wiedziałem wcześniej, że odpowiedź na to pytanie nurtuje tak wiele osób, że aż się mnożą teorie na ten temat. A brzmi ona tak: otóż pewnego dnia zaproszony do Torunia poseł Czarnecki zażądał zorganizowania przez Radio taksówki, która go z Warszawy do Torunia zawiezie.

Wydawało mi się, że poseł Ryszard gotów jest zrobić wszystko, żeby przed kamerami stanąć. Widać, nie wszystko, bądź nie wszystkimi. Pomyliłem się. I to jest zła informacja.  

11 czerwca 2015


1. No i zupełnie nie pamiętam co robiłem w ten dzień tygodnia, który mam opisać. Środę. I to jest zła informacja.

2. No więc wstałem. To pamiętam. Idąc oddawać się wolontariatowi chciałem kupić precle i sok pomidorowy. Niestety precli nie było. I to była zła informacja. Poszedłem więc w stronę Nowego Światu szukając po drodze jakiejś piekarni, w której by precle były. I nic. W końcu kupiłem w spożywczaku jakąś średnią bułkę. Za to sok był w promocji.

3. Dzień przeszedł mi na rożnych sprawach, którymi nie będę czytelników zanudzał. Po pracy z jednym z nowo poznanych kolegów trafiłem nad Bar Studio, gdzie absolwenci warszawskiej Akademii prezentowali swoje obrazy. Mam dziwne wrażenie, że studenci wyszli spod rąk dwóch profesorów. Bo obrazy były strasznie dla mnie podobne. Ale może nie mam racji, może po prostu było zbyt gorąco.

Wróciłem do domu, pani Premier zdymisjonowała spory kawałem swojego rządu. I marszałka Sikorskiego. Konstytucyjnie Premier powinien mieć – delikatnie mówiąc – ograniczoną władzę nad Marszałkiem Sejmu, ale jakie to ma znaczenie.
Pani Premier zdymisjonowała pana Marszałka, żeby schowany nie szkodził jej partii. Pan Marszałek natychmiast wystąpił na konferencji prasowej, by oświadczyć, że nie ma zamiaru być schowanym, znaczy, że ma zamiar być jedynką na bydgoskiej liście.
Swoją drogą jedynka na bydgoskiej liście wcale nie gwarantuje wejścia do parlamentu. Ci wszyscy, którzy wierzą w to, że pan Marszałek jest opatrznościowym mężem powinni się w wybory przenieść do Bydgoszczy, by na pana Marszałka zagłosować. Inaczej pan Marszałek może skończyć jako sołtys Chobielina-Dworu.
Swoją drogą najefektywniejszym sposobem dorżnięcia pisowskiej watahy jest zapisać ją do PO.

Wieczorem trafiłem na Placyk, gdzie integrowałem się z dwoma pracownikami Gazety Polskiej, którzy przyszli tam oglądać płaczących lemingów. Lemindzy nie płakali. Miały na kryzys rządowy – excusez le mot – wyjebane.

Placyk przypomina „Behemota” z 1992 roku. Tylko ludzie jacyś inni. Chyba nikt nie będzie wiedział o co mi chodzi. I to jest zła informacja.  

czwartek, 11 czerwca 2015

10 czerwca 2015


1. Pierwszy uwagę moją na człowieka Stonogę zwrócił kolega Podłoga. Kiedy pracowaliśmy razem kolega Podłoga był moim osobistym dostawcą ciekawostek z tej części Internetu, o której istnieniu nie wiedziałem.
Obudziło mnie koło czwartej. I ja, głupia (nie napiszę co, bo jeszcze nie wiem, co mi przystoi) zamiast spać dalej zacząłem przeglądać akta wrzucone przez człowieka Stonogę. No i przeglądałem je do ósmej. Największe wrażenie zrobił na mnie wydruk zawartości iPhone. Wydrukowany SMS przez swoją specyfikę nie jest w stanie oddać kontekstu. Wyobrażam sobie, co by było, gdyby ktoś zaczął czytać moją korespondencję. Oceniać knajacki język, jakim się posługuję. Moralnie oceniać. Koniec świata.
Ale nie o tym. Gdyby ten ktoś, kto obiecywał wyjaśnienie sprawy w sierpniu (?) zeszłego roku doprowadził do tego wyjaśnienia, dzisiaj pewnie nie poznałbym numerów telefonów komórkowych tylu ważnych w Polsce ludzi. No i pani Lisowej.
Najbardziej to chyba mi szkoda redaktora Krzymowskiego, który i tak nie miał lekko. A teraz jeszcze te nocne telefony od nienawistników. Ludzie są bez serca. I to jest zła informacja.

2. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że pierwszy raz w życiu zawiązałem sobie krawat. Odkryłem przy okazji kolejny plus posiadania brody – otóż zasłania ona węzeł, więc można się mniej przejmować.
Postanowiłem na stare lata zostać wolontariuszem. Pozytyw taki, że robię to w dość przyjemnej okolicy i interesującym towarzystwie. Minusów nie będę wymieniał. Każdy się domyśli.

3. Przyjechała po mnie Bożena i odwiozłem najpierw ją, później BMW. I to jest naprawdę zła informacja. 640d bardzo mi pasowała. A tak, zostaliśmy już bez żadnego samochodu.
Mam w pracy nowych kolegów. Intelektualistów. Ciekawa odmiana.
Wpadłem wieczorem do byłej redakcji „Przeglądu Sportowego”. Odbywało się tam jakieś wielkie knucie. Napięcie spore, ale też czuć energię.
Kiedy wróciłem do domu w Polsacie występował profesor Krzemiński. Powtarzał, że nie rozumie dlaczego nie wyłączono facebooka. Mówią, że socjologia to paranauka. Coś w tym jest.

Policja zatrzymała człowieka Stonogę. Zawiozła do Prokuratury. Prokuratura człowieka Stonogę potrzymała i puściła. Pewnie miała swoją fajniejszą.  

wtorek, 9 czerwca 2015

9 czerwca 2015


1. Wstałem. Poszedłem do apteki, Połowa moich leków wyleciała listy refundowanych. I to jest zła informacja. Kupiłem bułki i sok pomidorowy. Nie bójmy się tego słowa – na kaca. Przyjechał redaktor Pertyński. Wymieniliśmy się samochodami. Za volvo dostałem BMW. To samo, co wcześniej. Czyli się opłacało.

2. Między dziesiątą a dwunastą miał przyjść pan od piecyka. Przyszedł kwadrans przed dwunastą. Znaczy przyszło dwóch panów. Przegląd pieca miał kosztować 250 złotych. Kosztował 650. Zdarza się. Do tego łazienka zrobiła się brudna. No i jeszcze panowie zapomnieli klucz płaski, wkrętak i imbusa.
Generalnie kolejna nauczka. Lepsze jest wrogiem dobrego. Przez 12 lat nie robiliśmy przeglądu pieca i nic się złego nie działo. Prawie, bo ostatnio się zaczął wyłączać. Ale dało się przeżyć. 
A tak, to i 650 zł w plecy i sprzątać trzeba. Bez sensu.
[jeżeli ktoś nie zauważył – to była zła informacja]

3. Byłem tu i tam. Na koniec wylądowałem w Krakenie w doborowym towarzystwie. Złą informacją jest, że poza mną i doborowym towarzystwem było też piwo. Za dużo piwa.
Obejrzeliśmy przedostatni odcinek „Gry o tron”. Jakoś nie mogę uwierzyć, że ta seria się kończy, bo wciąż mam wrażenie, że się jeszcze nie zaczęła.
Za to, za dwa tygodnie „True detective”.  

8 czerwca 2015


1. Najpierw była burza. Przed piątą. Było już jasno. Piorun walnął w coś blisko ale nie było widać szkód. Wstaliśmy, pozamykaliśmy okna, bo mimo doświadczenia wciąż otwieramy dolne połówki, gdybyśmy robili to z górnymi – nie byłoby niebezpieczeństwa powodzi.
Wyszedłem na pole zobaczyć czy równo leje. Okazało się, że kot Pawełek siedzi pod Suburbanem. Znaczy siedział przez chwilę, później czmychnął. Na szlafrok naciągnąłem przeciwdeszczowe coś z Ikei (bardzo dobra rzecz, gdyż ma wszyte odblaski, czyli chroni przed deszczem i mandatem za nie manie odblasków) i udałem się w celu odnalezienia kota Pawełka.
Siedział pod bocznymi schodami i darł mordę. Wywlokłem go stamtąd i zaniosłem dodom. Koty nie psy, nie potrafią się z wody otrząsnąć. Bożena wytarła kota Pawełka w ręcznik i poszliśmy spać. Złą wiadomością jest, że takie spanie na dwa razy jest bez sensu.

2. Wstałem na „Kawę na ławę”. Występował poseł Szejnfeld, więc nie chciało mi się oglądać. Pan Czarzasty występował w koszuli z krótkim rękawem, co warte jest zaznaczenia.
Niedziela wyjazdowa jest bez sensu. Większości planów się nie realizuje. Najpierw próbowałem wyprostować akacje, które burza powykrzywiała. Z miernym efektem, dopiero obcięcie gałęzi nieco pomogło. Nieco.
Zauważyłem dziwnego ptaszka. Wielkości wróbelka, z w pewien sposób pomarańczowym ogonem. Posadziłem wierzbę. Przesadziłem jeżyka. I ruszyliśmy. Z takich, czy innych powodów spieszyło się nam do Warszawy. Nagle się okazało, że V40 z najsłabszym dieslem zadziwiająco dobrze daje sobie radę. O ile czas potrzebny do uzyskania prędkości przejazdowej jest dość spory, to kiedy już jedzie – to jedzie. Udałoby się nam dojechać w rekordowym czasie, żeby nie to, że z jednej strony ktoś, kto projektował odcinek między Łodzią a Warszawą nie wpadł na to, że Polacy mają samochody, z drugiej – że Polacy mający samochody nie nauczyli się nimi jeździć. Na przykład nie mają zwyczaju patrzeć we wsteczne lusterka.

3. Wieczorem wpadł kolega. Przyniósł flaszkę z orłem. Później przyszedł sąsiad. Gadali do pierwszej w nocy. Po angielsku. I to jest zła informacja, bo mój angielski jest zdecydowanie niewystarczający do tego, żebym brał aktywny udział w takich dyskusjach.
Pozytyw taki, że się dowiedziałem ilu mieszkańców ma wyspa Man.  

poniedziałek, 8 czerwca 2015

7 czerwca 2015


1. Coś mi się śniło. Nie napiszę co. Choć bardziej kto. No i nie był to sen erotyczny. W każdym razie wstałem. I to jest zła informacja, bo chyba wrócił mi tryb: dziewięć godzin snu.

2. Panowie kopacze rozrzucili trawie ziarno. Piszę w ten sposób, bo stwierdzenie: zasiali trawę niesie w sobie dokonaność. A efekt wygląda tak: na suchej glinie leżą nasiona trawy. Postanowiłem się więc udać do świebodzińskiej Mrówki, w celu nabycia urządzeń nawadniających. Kupiłem takie śmigiełka, i dziwne coś, co robi jakby kurtynę wodną. I węża. W promocji. I szpadel. Można przeżyć życie nie wiedząc, że łopaty się różnią. No i na koniec kupiłem wierzbę. Płaczącą. Bądź co bądź był rok szopenowski.
Kiedy podłączyłem wszystkie te podlewające ustrojstwa to się okazało, że ciśnienie wody jest zbyt niskie i w sumie nie działają. Działają pojedynczo. Ewentualnie w parach. I to jest zła informacja.
Odpaliłem kosę spalinową i poszedłem w bój. Z kosą łatwiej się skupić niż za kierownicą kosiarki.
Wykosiłem wiele. Gdybym się wcześniej na ten rodzaj koszenia zdecydował – efekty byłyby bardziej widowiskowe.

3. Sąsiedzi grillowali. Poniekąd świętując podłączenie doku do gminnej kanalizacji. Darek, szwagier sąsiada Gienka, pracownik KGHM-u opowiedział o tym, że kopania w Lubinie ma być likwidowana. Gdyby nie podatek miedziowy mogłaby funkcjonować dalej. Ciekawy pomysł ma nasza władza, Dowala podatek, który wysyła prawie całe miasto na bruk. Miasto, z którego podatkowe wpływy są wyższe niż ten podatek. Rządzą nami ludzie, którzy nie umieją liczyć. I to jest zła informacja.
  

niedziela, 7 czerwca 2015

6 czerwca 2015




1. Obudziły mnie dziwne dźwięki. I nie były to странные звуки z czytanki o Артекe. Miśka postanowiła zjeść upolowanego Bóg wie kiedy wróbelka. 15 centymetrów od mojej głowy. W łóżeczku. Załadowałem ptaka na tablet i wyrzuciłem jak najdalej. Miśka była przez chwilę niepocieszona, w końcu ptaka znalazła. Ale już nie wniosła go łóżka. Pobawiła się nim chwilę i dała sobie spokój.
Koty polują na myszy, Miśka – skutecznie – na ptaki. Nie interesują ich muchy. I to jest zła informacja.

2. Zasnąć już nie mogłem. Wziąłem się więc za przeglądanie tajmlajnów. Redaktor Olejnik postanowiła pojechać redaktora Pereirę. Napisała do „Gazety” kuriozalny tekst – wyliczankę pytań, jakich redaktor Pereira nie zadał Prezydentowi Elektowi. Od razu pojawiły się pomysły zbiorów pytań, jakich redaktor Olejnik nie zadała prezydentowi Komorowskiemu, premierowi Tuskowi etc.
Redaktor Olejnik coraz bardziej w swoim odklejeniu przypomina mi Daniela Passenta. Ciekawe kiedy skończy prowadząc raz w tygodniu czterdziestominutowy program w „Superstacji”. Będzie tam zapraszać Janusza Palikota, Romana Giertycha, Michała Kamińskiego i prof. Niesiołowskiego.
Wstałem, w TVN24 występował Cyfrowy Szogun. Uważam, że nie powinien już chodzić do programów, gdzie razem z nim występuje jakiś przedstawiciel młodzieżówki PO. To już nie ta liga. A tak, mamy do czynienia z normalnym marnowaniem czasu. I to jest zła informacja.

3. Odpaliłem kosiarkę i pojechałem w park. Kosząc słyszałem dźwięczące mi w głowie ostatnie słowa z tekstu red. Dąbrowskiej o prof. Szczerskim: „W PiS mówią, że razem z Andrzejem Dudą, zwolnieni ze smyczy prezesa, będą budować w Dużym Pałacu zaplecze dla wyważonego elektoratu PiS, który oddycha z ulgą, gdy partia chowa Antoniego Macierewicza czy Krystynę Pawłowicz. Z pozycji prezydenckich trudno podejmować taką działalność, ale Krzysztof Szczerski mówi, że odkrył w sobie ostatnio nową pasję – koszenie trawy: –Wtedy rozmyślam o wszystkich problemach, które muszę wykosić, i osobach, które stoją na drodze do moich celów.
Tak, to prawda, zza kierownicy kosiarki dużo łatwiej zobaczyć rozwiązania. Chyba, że spadnie pasek klinowy. Wtedy z analiz strategicznych nici.

Pojechaliśmy z Bożeną do Niedźwiedzia, miejscowości, w której odbywają się zawody drwali. Również w rzeźbieniu piłą spalinową. Bożena chce kupić jakąś trzymetrową rzeźbę. Nie było pana od rzeźb. Prawie zapisałem do niego numer telefonu. Prawie.
Wycieczka miała sens, bo znalazłem dwa rozwiązania problemu ze skrzynią biegów w Suburbanie. Pierwszy – kuzyna mechanika Pawliszyna, który sprowadza klasyki ze Stanów i nauczył się naprawiać automaty, bo nie mógł znaleźć nikogo, kto by je odpowiednio naprawiał. Drugim rozwiązaniem jest Tahoe, które wypatrzyłem na przydrożnym szrocie. Z ponoć zdrową skrzynią.
W Mostkach koło burdelu koło kościoła otwarto pizzernię.
Na największym w Polsce BP zatankowałem V40. Znowu wszedłem do Carrefoura. I znowu nic ciekawego nie znalazłem. Mógłbym się już nauczyć.

Kosiłem jeszcze trochę, tym razem z drugiej strony domu. Liczba kamieni, które wylazły z ziemi na skutek działań panów kopaczy uniemożliwiła mi intelektualne wykaszanie problemów. I to jest zła informacja.

sobota, 6 czerwca 2015

5 czerwca 2015



1. Za dnia zieleni było jeszcze więcej. Zieleń zestawiona ze szkodami, jakie w zeszłym roku zrobili panowie kopacze nie nastrajała najlepiej. Co prawda w międzyczasie (znaczy w maju) panowie kopacze wpadli i posiali trawę, ale jej się nie wzeszło, gdyż było sucho.
Wyprowadziłem kosiarkę ze stołówki, która zaczęła pełnić ostatnio funkcję garażu. Radzi sobie z tym na tyle dobrze, że najchętniej wybył bym w niej dziurę na tyle dużą, by dało się wjechać czymś większym niż kosiarka. Kiedyś bym wybił, bo jak na razie przekracza to moje możliwości intelektualne.

Kosiarka jakoś odpaliła, dojechałem pod dom i zacząłem ją tuningować. Zrobiłem kółko, żeby sprawdzić czy tuning wyszedł. Wyszedł. Nie mogłem się zabrać za koszenie, bo święto. I to jest zła informacja, bo dzień w plecy.

2. Pojechaliśmy na cmentarz do Boryszyna. Nigdy wcześniej nie pieliłem grobu. W Lubrzy na stadionie był mecz. Nie wiem, jaki był wynik, bo nie wiem kto grał.
Znaczy już wiem, bo sprawdziłem. Zjednoczeni Lubrza przegrali z Medykiem Cibórz. Dwa do czterech. Do przerwy – dwa-dwa.

Na stronie klubu znalazłem taki smaczek: „Nietypowy przebieg miał wyjazd na mecz do Rzepina w 1971 r. Wygrana gości 1:2 spowodowała zamieszanie pomeczowe. Kibice gospodarzy powybijali szyby w autobusie, a piłkarz Stefan Banachowski trafił do szpitala. Strzelec dwóch bramek – B. Hetmanowski – oberwał kołkiem po głowie.

Wracając zagapiłem się na nie wiadomo co i nie skręciłem na Wilkowo. Jechaliśmy więc przez Świebodzin. Na starej dwójce poboczem spacerował bocian. Mając za nic przejeżdżające samochody.

Dojechaliśmy do największej w Polsce stacji BP. Poszedłem do Carrefoura i nic nie kupiłem, bo nic ciekawego nie było. No i z tego wszystkiego zapomniałem zatankować. I to jest zła informacja, bo będę musiał raz jeszcze podjechać na tę stację.

3. W Ołoboku zrobiliśmy zakupy w pisowskim sklepie. Na płocie wciąż wisiał Andrzej Duda. Podjechaliśmy do Niesulic, gdzie w Smażalni Ryb u Eli Bożena kupiła trzy kawałki pstrąga. Dobrego pstrąga. Polecamy Smażalnię Ryb u Eli. Co prawda nie wiem, jak smażą, bo wzięliśmy surowe i smażyliśmy w domu.

Platforma Obywatelska postanowiła zintensyfikować działania w Internecie. I to jest zła informacja, bo kiedy człowiek ma zbyt łatwo – traci czujność.


czwartek, 4 czerwca 2015

4 czerwca 2015


1. Rano przyszedł kurier i przyniósł maszt. I flagę. O dokładniej: Aluminium Fahnemast (Inklusive Deutschefahne). Ich muß sprawdzić, czy poza Polnische Fahne jest auch Deutschefahne.
Później przyszedł listonosz i przyniósł ruter, który kupowałem od zeszłego sierpnia.
Odwiozłem Bożenę seatem do pracy. Prawie 200 kilometrów i wskazówka, która spadła o 1/8 baku. Wskazówka oczywiście nie jest specjalnie miarodajna, ale już widać, że auto po mieście na zbiorniku zrobi ponad 1000 km. To i wielkość bagażnika robi z Toledo wymarzony samochód taksówkarza. Znaczy, wymarzonym raczej będzie skoda Rapid, ale jakiś ekscentryczny taksówkarz może się marzyć o Toledo. Hiszpańska precyzja, niemiecki temperament.

Odwiozłem seata do Seata. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego BMW 640d i pojechaliśmy do Volvo. W Volvo zamieniłem parę słów ze Stanisławem, ale był za bardzo zakręcony na to, żeby prowadzić z nim rozmowy na temat inny niż impreza, którą organizował. I to jest zła informacja. Przejąłem od redaktora Pertyńskiego V40 D2 i się rozjechaliśmy.

2. „Gazeta Wyborcza” piórami dwóch krakowskich asów zajęła się Wojtkiem Kolarskim. Powstał demaskatorski tekst o tym, że Wojtek jest niedorajdą/szarą eminencją. Niepotrzebne skreślić.
Wojtek jest tak podejrzaną postacią, że aż Jan Rokita odmówił na jego temat komentarza. Czekam na to, aż jakiś dziennikarski mistrz zajmie się mną. Jest o tyle łatwiej, że nie mam trzech córek, więc powinno się udać nie pomylić ich imion.

Wpadłem na blogera Rybitzky'ego. Towarzyszył mi w spacerze do szewca. Szewc wziął ode mnie siedem dych. Jak żyć panie premierze. Poszliśmy do Beirutu narzekając, że nie ma słabych piw. W Beirucie kolega Krzysztof postanowił ewangelizować blogera Rybiyzky'ego i zaserwował mu Księżniczkę. Księżniczka, za którą osobiście nie przepadam to ponoć arcydzieło sztuki piwowarskiej. W każdym razie ma wielbicieli na całym świecie, którzy wpadając do Beirutu dziwią się, że można ją tu dostać. Do tego z beczki.

Wróciłem do domu i zacząłem obserwować efekty wtorkowej „Kropki nad I”. Redaktor Olejnik zmanipulowała wypowiedź Prezydenta Elekta, podrzuciła taką prezydentowi Biedroniowi, który złapał haczyk i poleciał. Najlepsze, że redaktor Olejnik prawdopodobnie nie zauważyła, że wypowiedź manipuluje. Za to, poprawiła sobie coś z ustami.
Trzymam kciuki za prezydenta Biedronia. I sugeruję, żeby dla własnego dobra omijał Warszawę i tutejsze telewizje. Czasem jednym niezbyt przemyślanym zdaniem zdaniem może zmarnować miesiące dobrej w Słupsku roboty. I to jest zła informacja.

3. Pakowanie auta zajęło mi dziwnie dużo czasu. Na koniec wstawiliśmy słoneczniki do wanny, żeby nie zeszły na balkonie. Ruszyliśmy przed jedenastą. Nie pamiętam, czy już to pisałem, ale Volvo swoimi samochodami wyleczyło mnie z hejtu na nie. Auta Volvo są w porządku. D2, czyli silnik, który teoretycznie nie powinien jechać potrafi rozpędzić V40 do prawie dwóch paczek. (To z wiatrem). Normalne autostradowe 140 osiąga może w niezbyt oszałamiającym tempie, ale da się wytrzymać.
Dojechaliśmy bezboleśnie przed drugą. Przez miesiąc, kiedy nas nie było wszystko zarosło. I to jest zła informacja.  

3 czerwca 2015



1. Rano była konferencja Citroëna. Na Stadionie Narodowym. Bożena porzuciła mnie pod bramą od strony rzeki, która od czasu, kiedy dyrektor Ołdakowski wziął mnie na łódkę jest dla mnie zupełnie inna niż wcześniej. Pan przy bramie kazał Stadion obejść by znaleźć główną recepcję. Jakoś nie mogłem mu uwierzyć, bo pamiętałem, że recepcja jest od strony Wisły. Ale obszedłem stadion. W koło, bo niepotrzebnie wysoko. I to była zła informacja, bo musiałem się cofnąć. A już się zaczynał upał.

2. Konferencja była o tym, że Citroëny potaniały. O dwadzieścia przeszło procent. I że teraz nie będzie rabatów, tylko ceny z cennika. Tylko niższe.
I nie chodzi o to, że jeżeli najtańszy w cenniku model kosztował x, to teraz będzie kosztował x-20%. Ten najtańszy to pewnie nie istnieje, bo nie ma lakieru, siedzeń i ma dziurę w miejscu radia. Sprawdzili jak wygląda najczęściej kupowana wersja, sprawdzili ile kosztuje, i obniżyli tę właśnie cenę.
Wystąpił też pan z Eurotaksu. Eurotax mi się źle kojarzy, więc go nie słuchałem.
Na koniec konferencji okazało się, że jeżeli pan z Eurotaksu będzie chciał kupić sobie citroëna, to dostanie rabat. Ergo – rabaty jednak dalej będą, więc cała konferencja– jak mawia pewien mój pracujący w państwowej instytucji kulturalnej kolega – psu w dupę. I to jest zła informacja.
Spotkałem kilku dawno nie widzianych znajomych. Zostałem podrzucony na plac Trzech Krzyży Passatem, którym jechałem do Krakowa zagłosować w drugiej turze.


Z placu Trzech Krzyży udałem się na Mokotowską, gdzie Mój Ulubiony Wydawca doglądał sesji fotograficznej dokonywanej na mistrzu krawieckim Ossolińskim.
Mistrz krawiecki Ossoliński zawsze mi się będzie kojarzył z sytuacją pierwszego mojego z nim spotkania. W Tel Avivie. Naprzeciw Beirutu. Rozmawialiśmy w większej grupie o marności sesji modowych w „Twoim Stylu”. No i zeszło na wnioski, że gusta psieją, że ludzie nie potrafią odróżniać rzeczy ładnych od brzydkich, że kiedyś to ci, którzy się nie znali, to się wstydzili, a dziś są dumni etc. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński powiedział, że za to wszystko odpowiada telewizja. A zwłaszcza… tu zawiesił. I wtedy ja dopowiedziałem: Edward. No i wtedy mistrz krawiecki Ossoliński się ucieszył, że ktoś go rozumie. I tym kimś byłem ja.
Cóż, upłynął czas jakiś i mistrz krawiecki Ossoliński zaczął występować w telewizji u Edwarda. Ale mam nadzieje, że stara się tam robić coś pozytywistycznego. Nie tyle mam nadzieję, co wierzę. I profilaktycznie – nie oglądam.

Poszliśmy z Moim Ulubionym Wydawcą do „Pracowni Czasu”. Zapomniałem ich tam poprosić o komentarz do wyroku drugiej instancji w sprawie sprzedanego przez nich zegarka. I to jest zła informacja, bo nie powinienem o takich rzeczach zapominać.

3. Spędziłem bardzo przyjemne popołudnie w ogródku Krakeno-Beirutu. Niestety w Polsce nie ma zwyczaju sprzedawania naprawdę lekkich piw. I to jest zła informacja.

wtorek, 2 czerwca 2015

2 czerwca 2015


1. Wykazałem się wielką odpowiedzialnością i postanowiłem odnieść buty do szewca. Po pracach nad GQ została mi świadomość, że buty przynajmniej raz do roku powinny tam trafiać, bo inaczej człowiek może sobie zrobić krzywdę. No i nie wygląda najlepiej. Jak ten pan, co wpadł do Faster Doga parę miesięcy temu, w którym rozpoznaliśmy z Pawełkiem funkcjonariusza MSW.
Idąc do szewca na Hożą wpadłem do Beirutu, gdzie siedzieli kolega Krzysztof z kolegą Grzegorzem. Wpadłem, zacząłem pić kawę. Po chwili wpadł znajomy Krzysztofa, który sprowadza z Czech meble. Modernistyczne, secesyjne, czy jak je tam nazywać. Ważne, że ładne. Wynajął lokal na podwórku za Beiruto-Krakenem. I tam je chyba będzie prezentował.
Szewc podzeluje buty na środę. Może uda mi się nie zgubić kwitków, bo zawsze to robię i zawsze Szewc patrzy na mnie wilkiem. I to jest zła informacja.

2. Od szewca udałem się do Empiku, żeby kupić weekendowy Financial Times. Zrzutu ze strony nie oprawię sobie w ramki, papierową gazetę – owszem. Kupiłem też „W Sieci” redaktor Janecki nazwał mnie znanym dziennikarzem. A ja, jak ten krawiec z telawiwskiego pomnika nieznanego żołnierza nigdy nie byłem znany jako dziennikarz.
Wsiadłem w drugą linię metra i pojechałem na zachód. Mam wrażenie, że druga linia metra coraz mniej śmierdzi wilgocią. Ale może chodzić o to, że się przyzwyczaiłem.
Z metra poszedłem do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby odebrać laskę, którą Bożena zostawiła w sobotę u dyrektora Ołdakowskiego. Do laski dostałem bonus w postaci krawata. Z teflonu. Kusi mnie, żeby spróbować coś na tym krawacie usmażyć, ale to chyba głupi pomysł.
Wracając do domu nawiedziłem leżącego w szpitalu kolegę. Szpital przy Lindleya jest pełen śladów bywszej świetności. Mimo wszystko nie chciałbym w nim leżeć.
Poknuliśmy z kolegą chwilę i poszedłem do Krakena, gdzie umówiony byłem z moim ulubionym wydawcą i kolegą Grzegorzem.
Część bramy vis-à-vis blokowało MINI. Nie mógł z niej wyjechać chyba VW Transporter. Przyjechała straż miejska, ale nie w tej sprawie, tylko chyba w związku z dziwnym ogródkiem Tel Avivu. Namówiłem strażnika miejskiego, żeby na chwilę przyblokował ruch na Poznańskiej, żeby chyba VW Transporter mógł wyjechać pod prąd do Wilczej [metodą ministra Macierewicza].
Udało się. Strasznie byłem dumny z siebie. Zostawiłem kolegów i wróciłem do domu. Kiedy wróciłem, to się okazało, że zapomniałem o lasce Bożeny. I to była zła informacja, bo nie lubię zapominać i wracać.

3. Obejrzeliśmy odcinek „Gry o tron”. Są zombie. Karzeł zakolegował się z Deneris. Arya zaczęła robić coś konkretnego. Czyli dobrze. Złą informacją jest, że tyle trzeba było na to czekać.  

1 czerwca 2015


1. Niepotrzebnie wszedłem na Twitterze w dyskusję o zachowaniach przewodniczącego Czarneckiego. [o tym, w jaki sposób postanowił uczestniczyć w wilanowskiej imprezie]
Po głębokich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że pan Przewodniczący wyraża swój szacunek do wyborców w taki sposób, że zawsze chce zaistnieć w mediach. Żeby ci wyborcy widząc go ciągle w telewizji pomyśleli – tak, to nasz człowiek. Wciąż na pierwszej linii. Nie tak, jak niektórzy, co stają w cieniu. Nasz poseł Przewodniczący ciągle pokazuje, że się nie oszczędza. Że jest. Aktywny. Reprezentuje nas w telewizorze. To trochę tak, jakbyśmy obok niego tam stali. W ważnym miejscu.
Wieś gminna niesie, że pan Przewodniczący, żeby zdążyć na niedzielny program redaktor Olejnik wcześnie zrezygnował z uczestnictwa w weselu syna. To się nazywa poświęcenie. [Jeżeli to oczywiście prawda].
No więc włączyłem się w dyskusję, bo nie jeszcze nie rozumiałem tej postawy. I to jest zła informacja, bo po doświadczeniu rozmowy z Januszem Korwin-Mikkem powinienem wiedzieć, że przynosi ta postawa efekty.

Obejrzałem „Kawę na ławę”. Nie było prof. Nałęcza, nie było posła Szejnfelda. Była za to jakaś pani minister z PSL w słabych butach i pan Czarzasty w miodowym swetrze.
„Loży prasowej” już nie zdzierżyłem, normalnie nie reaguję aż tak alergicznie na redaktora Passenta. Coś musi być w powietrzu, bo leje mi się z nosa mimo używania sterydu.

2. Na Torwarze odbyło się spotkanie z panem Petru. Gdybym nie był tal wycieńczony, to bym się na nie wybrał. Wydaje mi się, że poprzednio na Torwarze byłem na koncercie Iggy'ego Popa. Dawno temu. Tak dawno, że po Krakowskim Przedmieściu mogły jeszcze jeździć cywilne samochody.
Pan Petru zakłada partię. Przynajmniej tak mówi, bo mam dziwne wrażenie, że chodzi o coś zupełnie innego. Bo gdyby miał zamiar założyć partię, to by chyba sprawdził, czy nazwa nie jest zajęta.

Pojechałem na takie osiedle, które zawsze omijam dużym łukiem. Jadąc od Piaseczna po prawej stronie od Puławskiej za Ursynowem. Ulice idą tam w sposób, który mógłby sugerować, że dwuletni syn urbanisty dorwał się z kredką do projektu i tak zostało. Jest tam lokalny ośrodek kultury. Bardzo zagranicznie wyglądający. Do tego z wiatrakiem. Umówiony tam byłem z dyrektorem Zydlem. Tym razem obok niego nie było Prezydenta Obywatela Jóźwiaka. Był za to dyrektor Ołdakowski z 2/5 [jak rozumiem] rodziny. Prezentowana była książka wydana przez Muzeum Powstania. O architekturze. Bardzo ładna książka.

Postaliśmy chwilę, przywitaliśmy się z Maciem Morettim, i się rozeszliśmy na parking. Golf ojca dyrektora Zydla – bardzo porządny Golf – ma żółtą nalepkę. Znaczy, że jeśli PO wprowadzi prawo antysamochodowe, nie będzie się nim dało wjeżdżać do miasta. I to jest zła informacja.

Spotkaliśmy się z dyrektorem Zydlem w Krakenie. Myślałem, że coś poknujemy, ale wyszło na to, że dyrektor Zydel nie chce się za mną dzielić wiedzą, bo nie może.

3. Miałem jechać na zakupy do Lidla, ale był już zamknięty. I to jest zła informacja. Trafiłem do Tesco. Sprzedają tanią lawendę. W doniczkach.


Rację miał redaktor Pertyński mówiąc, że silnik 1,6 TDI założony do seata produkuje paliwo.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

31 maja 2015


1. Wstałem i pojechałem oddać BMW. Robiłem to z taką niechęcią, że aż pomyliłem Płowiecką z Połczyńską. Jedyne co jakoś osłodziło mi gorycz rozstania – to możliwość spotkania z redaktorem Pertyńskim. Oddałem 640d, odebrałem seata Toledo 1,6 TDI. Redaktor Pertyński ostrzegał, że będę się czuł jakby ktoś ukradł mi z samochodu silnik. Przesadzał. Trochę. Samochód jedzie jak BMW w trybie ECO PRO. Czyli wciskasz gaz, samochód daje ci szanse na zmianę decyzji. Jeżeli nie rezygnujesz – powoli zaczyna się rozpędzać. Z naciskiem na powoli. Można się przyzwyczaić. Silnik za to – jak zauważył redaktor Pertyński – produkuje paliwo. Czyli potrafi w mieście spalić mniej niż pięć litrów.
Wróciłem do miasta, poszedłem po bułki i precle. Precle w stylu bawarskim. Krakowskie w Warszawie zwykle są gumowe.
Po śniadaniu udałem się do Faster Doga, by nie mieć już nigdy stresu wynikającego z braku odpowiedniej marynarki. Najpierw wysłuchałem historii o gównie. Otóż cała kamienica jest pusta. Cała, poza frontem, który jest uwłaszczony. Więc dwie oficyny stoją puste, a że świat nie znosi próżni – puste mieszkania zaczęły być wypełniane przez tzw. bezdomnych, którzy zaczęli sukcesywnie puste mieszkania dezintegrować. A w przerwach chodzić do śmietnika – przepraszam za wyrażenie – srać. Srali na tyle długo, że (nie bez udziału pani cieć) gówna wypłynęły. Zalały podwórko, śmierdząc niemożebnie. Co zdecydowanie utrudniło życie Patrycji i Pawełkowi. Słabo się przecież sprzedaje ubrania w zapachu ekskrementów.
Pawełek się awanturował. Chwilę zajęło aż wyawanturował umycie podwórka. No i wciąż nie ma dobrze. Powinni się gdzieś przenieść, bo pusty budynek pachnie sprzedażą deweloperowi i remontem. Więc pewnie i tak zostaną wyrzuceni. I to będzie zła informacja.

Miasto mogłoby coś zrobić, żeby znaleźli w okolicy jakieś miejsce, bo są bardziej zasłużeni dla polskiej kultury niż niejedna galeria. Tyle gwiazd estrady ubrali. I kina. I telewizji.

2. Wystąpiłem z nazwiska w „Financial Times”. Niestety nie jako wpływowy polski bloger. I to jest zła informacja. Bo wpływowym polskim blogerem światowej sławy już raczej nie zostanę.

3. Zawieźliśmy SVX-a mojemu bratu do domu. Później nawiedziliśmy dyrektora Ołdakowskiego, który na naszą cześć zrobił (z pomocą uroczej córki) potrawę. Potrawy nie mogliśmy zjeść, bo musieliśmy wracać do Warszawy. I to jest zła informacja, bo potrawa zapowiadała się dobrze.

Wieczorem w Krakenie spotkaliśmy się z redaktorem Pereirą i intelektualistą Wildsteinem. Dowiedzieliśmy się, że po ukraińsku żółwik to черепашка. Logicznie.
Później przyszli kolega Grzegorz z Magdą. Znaczy Magda z kolegą Grzegorzem. Przez ostatnie zajęcia bardzo się dawno z kolegą Grzegorzem nie widziałem. I to jest zła informacja.
Bo z kolegą Grzegorzem dobrze się czasem spotkać.