niedziela, 31 stycznia 2016

29 stycznia 2016


1. Jak za pionierskich czasów [kiedy siedzieliśmy przy Foksal] w Piekarni Szwajcarskiej przy Hożej kupiłem sok pomidorowy i dwa piwne precle. Pustą butelkę i papierową torbę wrzuciłem do kosza na placu Trzech Krzyży.
Na Wiejskiej, kawałek za Edipresse minęła mnie prezydencka kolumna. Z ochronnego audi pomachał do mnie BOR-owiec.

Kiedy mijałem wejście do Edipresse przypomniał mi się dr Kulczyk. Byłem świadkiem takiej sceny: podjechał Phaeton. Wysiadł ochroniarz. Otworzył drzwi. Po chwili ze środka wychynęły nogi w brązowych butach. Później sam Doktor. Podszedł do drzwi. Chwycił za uchwyt. Pociągnął. Nic. Jeszcze raz. Dalej nic. Zaczął szarpać. Ochroniarz skoczył w kierunku przycisku dzwonka. Zadzwonił. Drzwi otworzyły się majestatycznie. Doktor wszedł do środka.
W ubiegłym roku sporo się w naszym kraju zmieniło. Nieodwracalnie.

Zeszłoroczna przepustka sejmowa wciąż działa. I to dobra informacja. Złą jest, że nie bardzo wiadomo, kiedy zrobią mi nową.


Redaktor Adamek napisała na Twitterze, że korpus dyplomatyczny na exposé się nie za bardzo stawił. Dołożyła do tego zdjęcie pustej galerii. Pojawiły się od razu komentarze typu: nic dziwnego, kto tam będzie ględzenia Waszczykowskiego słuchał.
Problem polegał na tym, że ja, z mojego miejsca, widziałem galerię pełną. Prawie. Galerię oznaczoną literkami CD. Przelazłem naprzeciwko – do loży prasowej. No i faktycznie z tamtej strony widać było pustki. Podszedłem do znanej mi od lipca pani z Kancelarii Sejmu i zapytałem jak to z tymi galeriami jest. Odpowiedziała, że korpus siedzi zawsze między środkiem a dziennikarzami. Między Prezydentem a środkiem są miejsca dla gości Kancelarii.
W międzyczasie temat pustych miejsc korpusu zaczął żyć własnym życiem. Jako dowód na oczywistą porażkę polityki zagranicznej rządu.
Bogu dzięki obecność dyplomatów zauważyło parę jeszcze innych osób. Red, Adamek mimo to
uparła się, że dyplomatów jest mniej niż kiedyś.

2. Z Sejmu poszedłem do Kancelarii. Udało mi się załatwić kilka spraw. Nie udało się jednej. Trafiłem do tzw. BOP-u. Dyrektor Strużyna był ostatni raz w pracy.
Pracował w Kancelarii od samego początku, a nawet wcześniej, bo zaczął w 1984 roku. Czyli za Jabłońskiego.
Powinien napisać książkę, a jeżeli mu się nie będzie chciało pisać, to ją jakiemuś dziennikarzynie podyktować. Wiedza jego jest wyjątkowa. Znał wszystkich prezydentów. Prezydenckie żony. Wszystkich prezydenckich ministrów. Organizował wszystkie prezydenckie inauguracje, podróże, święta.
Już widzę, że teraz jego fenomenu nie opiszę. Powinienem wrzucić tu którąś z jego opowieści. Niestety nie mogę tego zrobić.
Niby jest umowa, że dyrektor Strużyna będzie dalej nam pomagał, ale jakaś epoka dobiegła końca. I to jest zła informacja.

3. Pan prezydent spotkał się z Wicekanclerzem Niemiec. Rozmowa trwała z pół godziny dłużej niż planowano. Wiadomo – mamy najgorsze stosunki w historii, a przynamniej tak niektórzy wybitni specjaliści twierdzą.

Wieczorem była gala „Gazety Polskiej”. Druga na jakiej byłem. Poprzednia skończyła się wieczorem z Agentem Tomkiem. Przeprowadziliśmy wtedy ciekawą rozmowę o samochodach. I motocyklach. Na przykład Harley-Davidson to świetny motor dla agenta pod przykryciem. Jeździ powoli, robi mnóstwo hałasu, a nikt jego użytkownika nie traktuje poważnie.
Tym razem Agenta Tomka nie było. Za to był mój kolega Bartek, który ma na imię Tomek. I jego ojciec Witek, który ma na imię Ryszard. Bartkowi na dniach rodzi się syn. Nie zapytałem jak będzie miał na imię ani jakiego imienia będzie używał. I to jest zła informacja.





sobota, 30 stycznia 2016

28 stycznia 2016


    1. Policja nawiedziła młodzieńca, który w dość [trochę wstyd przyznać, że mnie takie rzeczy bawią] zgrabny sposób przemontował film z Panem Prezydentem, wyszło, że się on zatacza i zabiera wieniec spod pomnika chyba Dmowskiego. Zrobiła się burza, której nie nazwę tak, jakbym chciał.
    Pan Prezydent na Twitterze od sprawy się odciął. I właściwie byłoby na tyle, żeby nie to, że pewien problem jest. Pojawiły się głosy, że trzeba natychmiast zlikwidować przepis dający tę specjalną ochronę Głowie Państwa, że prokuratorzy będą tego przepisu nadużywać i że będzie on służył do tłumienia wolności wypowiedzi w Sieci. Cóż, gdyby tak miało być, to by już było. A nie jest.
    A jednocześnie co jakiś czas pojawia ktoś, kto po prostu przegina.

    W każdym razie na koniec się okazało, że Policja weszła w sprawie gróźb karalnych, a nie obrazy Majestatu. Ale jak już się zdążyliśmy przekonać – w polskich mediach prawda ma ograniczone znaczenie.

    Jakiś czas temu rozmawiałem z cenionym korespondentem cenionego, zagranicznego dziennika. Narzekał, że praca jego jest trudna, bo nie ma czego czytać. „Gazeta Wyborcza” stała się aktywnym uczestnikiem walki politycznej – z dziennikarstwem jej działania mają mało wspólnego, do „Gazety Polskiej” przekonać się nie może. „Rzeczpospolita” to już nie to, co kiedyś. Co więc biedak ma robić. Powinienem był go odesłać do „Faktu”, ale o tym nie pomyślałem. I to jest zła informacja.

    2. Z Druhem Podsekretarzem pojechaliśmy do Pałacu witać Chorwatkę. Było godnie. Zawsze jest godnie. Mamy jeden z lepszych ceremoniałów jaki widziałem. U Niemców trzeba przejść przez pałac, co jest mało logiczne. Chińczycy witają pod dachem – w wielkiej sali Pałacu Ludowego. I mają podskakujące dzieci. Ukraińcy witają właściwie na ulicy. Rumuni – w parku. Francuzi na dziedzińcu szpitala. A my – jak trzeba. Przed wejściem.

    Chorwatka [przez niektórych urzędników nazywana chyba z przyzwyczajenia Chorwatem] i Pan Prezydent z Pałacu udali się do Krajowej Izby Gospodarczej. Było tam ciasno. Bardzo ciasno – i to jest zła informacja. Wśród widzów z radością zobaczyłem prezesa jednej z agencji, któremu w listopadzie nie udało się zachować pełni przytomności w pekińskiej filharmonii. Tym razem też przysnął. Podczas przemówienia szefa Hrvatskiej Gospodarskiej Komory. Podczas przemówień prezydenckich walczył dzielniej.

    3. Na oficjalnym wydawanym na cześć Chorwatki obiedzie niestety nie ubierało się smokingów. A na to byłem przygotowany. Więc to była zła informacja. Poleciałem więc do „Próchnika” do Złotych Tarasów by spróbować wymienić garnitur na mniejszy. Wymienić się nie udało, za to pan sprzedawca najpierw wyjaśnił mi, że ten co mam nie jest wcale zbyt duży. Wymierzył tylko o ile muszę skrócić spodnie i wysłał mnie do pani w pralni, która zrobiła to strasznie szybko, ale i tak na ostatnią chwilę.

    Obiad był dla mnie ciężkim przeżyciem. Opiszę to kiedyś we wspomnieniach. Albo i nie.
    W każdym razie Państwo Polskie wisi mi jakiś medal.

    W nocy, zasypiając oglądałem sejmowe głosowania. Nie widać specjalnej przyszłości przed Platformą. Co trzeba mieć w głowie, żeby zamiast korzystać z tego, że jeden poseł strony rządowej nie głosuje tylko drzemie w palarni, więc przewaga jest o jeden głos mniejsza – żądać jego powrotu na salę obrad?




piątek, 29 stycznia 2016

27 stycznia 2015


1. Obiecałem sobie rano, że skomentuję film „Marsz KOD w Częstochowie”. Jednak tego nie zrobię. Byłoby to zbyt proste.

Nie zdążyłem zjeść śniadania, a na lotnisku skończyły się słone paluszki. I to jest zła informacja.
W samolocie, obok pana Prezydenta usiadła pani Zofia Pilecka. Cóż, udało się nam do niej dodzwonić.

2. Przylecieliśmy do Krakowa. Chwilę po nas przyleciała Chorwatka. Samolotem wyczarterowanym od LOT-u. Widać, nie tylko my mamy ten problem. Żeby było protokolarnie – musieliśmy szybko wyjechać z lotniska, żeby się z nią nie spotkać. Jechaliśmy najpierw autostradą, później bocznymi drogami. Gdzieś przed Oświęcimiem, dojeżdżając do jakiegoś ronda zauważyliśmy taki obrazek: na chodniku leżała jakaś pani. Nad nią dwóch policjantów, jeden przykrywał ją zdjętą z siebie kurtką.

Spotkanie z Chorwatką odbyło się w jakimś hotelu, który jak po zdjęciach na ścianie można poznać – jest chyba jedynym miejscem w okolicy, gdzie mogą się prezydenci spotykać.

Wcześniej jakiś obcy BOR-owiec chciał przegonić Druha Podsekretarza. Nie chciał uwierzyć, że Druh Podsekretarz jest podsekretarzem. Po wszystkim pochwalił BOR-owca. Każdy w garniturze może przecież mówić, że jest ministrem. I to jest zła informacja.

Nie będę opisywał obchodów w Auschwitz. Napiszę tylko, że na miejscu robią dużo większe wrażenie niż w telewizorze. Rok temu siedzieliśmy z kolegą Olszańskim w „Paranie” – to taka knajpa przy Marszałkowskiej, która ponoć nie zmieniła się wcale od dobrych trzydziestu lat. Piliśmy piwo, jak większość gości, nad głowami których wisiał telewizor transmitujący obchody.
Goście pili zerkając. My piliśmy zerkając, To na telewizor, to na gości, by obserwować na telewizor reakcje. Filmowa trochę sytuacja.

Tym razem oglądałem wszystko na własne oczy. Auschwitz trzeba obejrzeć kiedy się już jest dorosłym.Wycieczki szkolne są trochę bez sensu. Kiedy byłem tam dwadzieścia parę lat wcześniej mało co do mnie docierało. Nie zauważyłem wtedy oczyszczalni ścieków. Niemcy w obozie zbudowali oczyszczalnie ścieków. Trzy. Bardzo nowoczesne.

Bogu dzięki, że mój niemiecki jest tak mizerny, bo przez chwilę byłem gotów podejść do niemieckiego Ambasadora, by mu pogratulować, że jego krajanie tak wysoko stawiali dobro planety.

3. Wieczorem w Pałacu było spotkanie, które zasadniczo powinno być w sierpniu, ale to zasadniczo inna historia. W każdym razie wyszło na to, że znam mniej ludzi, niż ludzi zna mnie. I to jest zła informacja.

czwartek, 28 stycznia 2016

26 stycznia 2016


1. Dzień pod hasłem faux pas. Teraz, kiedy to sobie przypominam to i przechodzą mnie dreszcze. I to jest zła informacja.

2. Pierwszy raz byłem w borze. Znaczy BOR-ze. Przypomniało mi się, że miesięcy temu parę jeden z dziennikarzy gazety, której nazwę pominę, tłumaczył mi, że płk Pawlikowski to zły bardzo człowiek. Z perspektywy tych paru miesięcy muszę przyznać, że tego nie udało mi się jakoś zauważyć. Może dlatego nigdy w tamtej gazecie nie pracowałem. Ale może to i dobrze.

W Pałacu wpadłem na ekscelencję generała Soczewicę, który reprezentuje Pana Prezydenta w Bratysławie (nazywanej za życia mojej prababci Preszburgiem). Pana Generała poznałem byłem w Sromowcach, kiedy nasz Pan Prezydent spotykał się z Panem Prezydentem Słowackim [nazywanym w slangu dyplomatycznym – Słowakiem] I muszę przyznać, że ta znajomość okazała się bardzo przyjemnym doświadczeniem. Zacytowałbym tu chętnie którąś z setki dykteryjek, którą od Pana Generała usłyszałem, na przykład o tym jak będąc podsekretarzem w ministerstwie ministra Sikorskiego nie założył sobie konta na Twitterze, ale tego nie zrobię, gdyż smakowitość ich może świadczyć o tym, że opowiadane były w dyskrecji.
Najsmakowitsze historie, które słyszę w obecnym mym życiu opowiadane są właśnie w dyskrecji. I to jest zła informacja.

Dawno temu wymyśliłem, że gdybyśmy [w znaczeniu Polska] prowadzili politykę zagraniczną w rosyjskim stylu, to Pan Generał Soczewica wysłany by został na placówkę do Berlina.

[Ostatnio się w takich sytuacjach boję, że pewne moje koncepty są zbyt – że tak powiem – wysofistykowane, więc tym, którzy nie złapią delikatnie sugeruję, by poczytali o buncie wójta Alberta]
[przy okazji wpadł mi taki średniowieczny wierszyk:
Natura niemiecka do tego mnie wiodła.
Niemiec gdziekolwiek stąpi swoją nogą,
Trzyma się stale zawsze tego godła:
Wszystkich poniżyć, nie słuchać nikogo.
Żaden natury swej zmienić nie zdoła.]

Z Panem Generałem mam nadzieję rychło się zobaczyć. Widząc przy okazji Słowaka.

3. Wieczorem byliśmy na gali „Człowiek Wolności 2015”. Żeby nie pisać o sprawach poważnych – będę się wyzłośliwiać.
Otóż jeden z mówców pomylił Mickiewicza z Sienkiewiczem. Inny ożywił Bogusia Łyszkiewicza. Cóż, każdemu się może zdarzyć. Ale do tego, żeby wynająć zespół muzyczny, którego wokalista tak niemożebnie fałszuje utwory Marka Grechuty – trzeba mieć naprawdę wielki talent.
Boję się, że niedoceniony. I to jest zła informacja.

środa, 27 stycznia 2016

25 stycznia 2016


1. Chyba się wyspałem. Zjadłem śniadania i się spakowałem. Rękawiczki w żaden czarodziejski sposób się nie znalazły. I to jest zła informacja, bo mróz może jeszcze wrócić, a iPhone mimo iż się grzeje nie robi tego wystarczająco.

2. Wsiedliśmy do pojazdów, kolumna ruszyła. Dzięki uprzejmości nie powiem kogo jechałem na tylnym siedzeniu A8. Wentylowane siedzenie doprowadziło mnie do wzruszenia. Poprzednim razem A8 na tylnym siedzeniu jechałem z półtora roku temu nad morze, na prezentację A6.

Na prezentacjach Audi przed hotelem zawsze stoi nazwa modelu z wielkich styropianowych liter. Przez jakiś czas funkcjonował zwyczaj przestawiania tych liter. Najlepiej, by układały się w jakiś inny logiczny napis. Wtedy z Audi A6 udało się ułożyć 6 dni AA. Znaczy nie tyle fizycznie, bo co przestawiono literki, zaraz pojawiali się ochroniarze i poprawiali. 6 dni AA powstało w Photoshopie. Obawiam się, że od czasu, kiedy przestałem jeździć na prezentacje Audi, zwyczaj przestawiania literek umarł. I to jest zła informacja. Znaczy chyba jest, bo nie mam pewności.

Wysłałem zdjęcia pani, która wieczorem czekała na pana Prezydenta pod hotelem, by zrobić sobie z nim rodzinne zdjęcie. Kiedy przyszło co do czego okazało się, że pamięć telefonu jest przepełniona i nic z tego nie będzie. Pan Prezydent w łaskawości swojej sugerował, by pani usunęła zdjęć kilka. Niestety nerwy to uniemożliwiły. Zrobiłem więc zdjęcie swoim i dałem pani wizytówkę obiecując, że jej je wyślę. Pani od rana zaczęła mnie bombardować telefonami, SMS-ami, mejlami. Pisząc, że to jej córka na zdjęcie czeka. Chytrze – dziecku nikt nie odmówi. Złą informacją jest, że stosując ten manewr wyraziła swoje ograniczone do mnie zaufanie. A je przecież i tak bym jej to zdjęcie wysłał.

3. Wieczorem w Pałacu pan Prezydent spotkał się z dziennikarzami. Przez dwa dni wbrew temu, co komunikowała Kancelaria tłumaczyłem dzwoniącym z pretensjami o to, że nie są zaproszeni – że to nie jest żaden Tweetup, tylko spotkanie z aktywnymi na Twitterze dziennikarzami. Tłumaczyłem i tłumaczyłem. Impreza się zaczęła, przyszedł pan Prezydent i powitał wszystkich na Tweetupie. Jak żyć?
Jak bum, cyk, cyk, będzie w Pałacu prawdziwy Tweetup. Kiedy się zrobi ciepło.

Impreza bardzo interesująca. Bohaterem początku wieczoru był starszy analityk Szacki. A właściwie jego tweet ze przedwyborczego Tweetupu w Trzeciej Wazie, w którym starszy analityk Szacki stwierdził, że bliżej Pałacu Prezydenckiego Andrzej Duda to raczej nie będzie.
Kancelaria abonuje serwis Polityki Insight. Każdy znajdzie tam coś dla siebie: poważne analizy dotyczące bezpieczeństwa i dostarczające rozrywki analizy polityczne. Dobrze wydane pieniądze.

Druh Podsekretarz założył się z redaktor Kondzińską o butelkę wina. Redaktor Kondzińska twierdziła, że kiedy przewodniczący Tusk wróci do Polski, to odzyska władzę. Druh Podsekretarz – wręcz przeciwnie.
Druh Podsekretarz to jednak człowiek o gołębim sercu – mógł się założyć w tej sprawie o 40 skrzynek wódki. Proszę nie mówić nikomu, że redaktor Kondzińska z redaktor Grochal były w Pałacu. Jeżeli ktoś się o tym w Gazecie dowie – mogą mieć kłopoty.
Pan Prezydent przez parę godzin odpowiadał na pytania o Trybunał. Efekt był taki, że jedna z reporterek telewizji, która w żadnym wypadku nie jest publiczna powiedziała, że jeżeli ktoś przy niej powie, że Prezydent w sprawie TK łamie Konstytucję, to go zabije śmiechem.
Mam nadzieję to zobaczyć. Złą informacją jest, że raczej nie będzie to zabicie na śmierć.





wtorek, 26 stycznia 2016

24 stycznia 2016


1. I znów poranek z umysłem zadziwiająco świeżym. Po śniadaniu przebazowaliśmy się do hotelu, który gwiazdek miał mniej, ale był lepszy. Hotelu, w którym oczekiwaliśmy na przybycie Głowy Państwa wraz z Małżonką.

Nie obejrzałem „Kawy na ławę”. Znaczy widziałem kawałek na ekranie telewizora. Dyrektor Magierowski nie prezentował na ekranie swoich kul. A szkoda – bardzo wygląda z nimi godnie.
Później mignął mi skład „Loży prasowej”. Naszła mnie konstatacja, że autorzy tego programu zmierzają w kierunku „Szkła kontaktowego”. Tym razem było czworo na jednego, niedługo będzie pięć do zera. Później liczba gości zostanie zmniejszona do dwóch. A właściwie jednego. Będzie pani prowadząca i red. Passent.

Doczekaliśmy Pary. Przyjechał z nimi Doradca ds. Sportu. Z unieruchomioną stopą. I to jest zła informacja. Niestety nie wypada mi żartować. To, że unikam zimowych sportów i przeżyłem niepołamany ślizganie po Chińskim Murze nie znaczy, że się zaraz gdzieś nie wywrócę. I wyląduję w gipsie na jakieś pół roku.

2. Pojechaliśmy na skocznię. Witali najpierw górale, później publiczność. Trąbiąc w te swoje cholerne trąbki. Ewentualnie jestem się gotowy przyznać, że na tego rodzaju sportowej imprezie te trąbki mają jakieś ślady sensu. Mogę, ale tyko pod warunkiem, że przyzna mi się rację w kwestii karania ciężkim więzieniem używających trąbek poza obiektami sportowymi.

„Gazeta” zapowiadała jakieś przeciwprezydenckie działania K.O.D. Ciekaw, kiedy redaktorzy z Czerskiej pójdą w ślady red. Kurkiewicza, który w ostatnim zarządzanym rzez siebie „Przekroju” zamieścił instrukcję jak zrobić dobry koktajl Mołotowa. 
Cóż, jedyna na zawodach z K.O.D.-em związana postać antyszambrowała pod wejściem do VIP-owskiej loży, w żaden sposób nie wyrażając protestu przeciw niszczeniu demokracji.
[Swoją drogą wciąż uważam, że sprowadzanie uczestników K.O.D.-owych demomstracji do wspólnego mianownika , jakim miały by być utracone zyski jest pozbawione sensu. Ludzie przychodzą tam z różnych powodów. Część z naprawdę godnych szacunku. Złą informacją jest, że tych akurat tak mało widać]

Po zawodach było wręczanie pucharów. Podczas austriackiego hymnu ktoś z trybun rozpaczliwie ryknął „Adam Małysz, kurwa!”. I było to jakoś wzruszające.
Po wszystkim grupa fotoreporterów poprosiła o możliwość zrobienia sobie z panem Prezydentem zdjęcia. I to było jakoś zabawne.
Do hotelu wracaliśmy saniami. Droga była kamienista. I to było jakoś męczące.

3. W hotelu spotkaliśmy się z kadrą skoczków. Prezes Tajner robi się trochę na Davida Lyncha. Choć mógłby jeszcze trochę popracować nad fryzurą. Spotkanie było spoko. Skoczkowie byli spoko. Prezydent był spoko. Warto sobie obejrzeć.


Później poszliśmy na kolację. W karczmie praktykowano zwyczaj, że co czas jakiś znienacka walił czymś w komin. Brzmiało to jak wystrzał.
No więc walnął, myśmy podskoczyli. Patrzymy na państwo oficerów BOR-u. Siedzą jak gdyby nigdy nic. Znaczy – nic się nie stało. Próbowałem namówić ich na jakąś zemstę – bezskutecznie.

Wieczorem dotarło do mnie, że zgubiłem rękawiczki. I to jest zła informacja. Następne połącze sznurkiem – tak, jak robiła to moja śp. babcia.











poniedziałek, 25 stycznia 2016

23 stycznia 2016


1. Jak by nie narzekać na Zakopane, jedno trzeba przyznać, mikroklimat wciąż bardzo dobrze przeciwdziała zatruciom. I to jest dobra informacja.
Po śniadaniu udaliśmy się na Skocznię, by oglądać przygotowania do zawodów.
Szliśmy po górę, do Drogi pod Reglami. Przez las. Z niewiadomych przyczyn dostałem zadyszki. I jest to zła informacja, bo myślałem, że jestem w lepszym stanie.
Koło skoczni jest zamek zbudowany z lodu. I tysiąc kramów sprzedających flagi, trąbki, czapki, szaliki, frytki, oscypki, kaszankę, więcej mi się nie chce wypisywać.

2. Wróciliśmy do hotelu ma obiad. Był dużo lepszy niż tzw. twarda infrastruktura hotelu. Rzadko spotykana sytuacja, bo na ogół jedzenie jest gorsze niż hotel.

Skoki narciarskie okazały się kolejną dyscypliną, którą lepiej widać w telewizji. Choć może chodzi o coś innego. Lat temu prawie dwadzieścia miałem w Krakowie za sąsiada myśliwego. Myśliwy jeździł miał sztucer i dubeltówkę. Jeździł na polowania. Ale właściwie nigdy niczego z tych polowań nie przywoził. Może ze dwa razy w roku. Zastanawiało mnie po co na te polowania wciąż jeździ skoro efekty ich są tak mizerne. Zastanawiało, aż zrozumiałem, że nie chodziło o mordowanie zwierząt, tylko o picie wódki w lesie. Bez żony.
Podobnie chyba jest ze skokami. Chodzi o to, że się powydzierać i upić grzańcem. Ale w tym wypadku z rodzinami.
Niech o tym, że nie o skoki chodzi świadczy, że szyby w loży VIP były tak zaparowane, że nic przez nie nie było widać, co jakoś nie bardzo przeszkadzało korzystającemu z cateringu towarzystwu zebranemu w środku.
Nie przeszkadzało, choć do tego, by przez szyby było coś widać wystarczyła trzydziestosekundowa interwencja pana od spraw technicznych. I to jest zła informacja.

W loży VIP spotkałem szefa małopolskiej Platformy. Co dziwne – bez znaczka K.O.D.

3. Wieczorem pojechaliśmy do Bukowiny. Gdzie Sejmowa Komisja Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki w okrojonym składzie oglądała na wielkim ekranie mecz Polska-Norwegia.
Mecz przegrany. I to jest zła informacja

niedziela, 24 stycznia 2016

22 stycznia 2016



1. Musiałem wstać nieprzyjemnie wcześnie. Kancelaryjny Viano powiózł mnie do Zakopanego. W poprzednim moim życiu – muszę przyznać – samochody miały lepsze fotele. Tym Viano mogę jechać do czterech godzin. Później jest słabo. I to jest zła informacja, bo jechaliśmy godzin z siedem. Dziwną trasą. Przez Wadowice Suchą Beskidzką i Zawoję. Za Zawoją była przełęcz i było pięknie.

2. Na Magurce (między Suchą i Zawoją) Chatę miał prof. Marek Eminowicz. Fejsbuk przypomniał mi, że trzy lata temu był jego pogrzeb. Trzy lata temu w kościele św. Szczepana piękną mowę wygłosił prof. Andrzej Nowak, którego akurat historii w V zakładzie uczył prof. Luty – antyteza Marka Eminowicza.
Przypomniała mi się ostatnia z nim rozmowa. Zadzwoniłem z dość głupim pytaniem, z odpowiedzi na które miał powstać tekst do gazety. Zastałem go już ciężko chorego – czyli w stanie, który zdecydowanie mi do niego nie pasował.
Pół roku później był pogrzeb. I strasznie dużo ludzi, którzy mówili, że by nie byli w tym miejscu, gdzie są, gdyby nie Stary [bądź Emin – ale tak mówili ci starsi].
Muszę przyznać, że chętnie bym ze Starym pogadał. Nie, żebym to robił po liceum jakoś specjalnie często, ale wiedziałem, że była taka możliwość. Dziś już jej nie ma. I to jest zła informacja.

3. Dojechaliśmy do Zakopanego. Zakwaterowano nas w hotelu, którego nazwy prze litość nie wymienię. W każdym razie liczba gwiazdek pod nazwą nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Razem z jednym z bardzo ważnych kancelaryjnych dyrektorów jechaliśmy windą, która nagle odmówiła współpracy. Dzwoniliśmy przyciskiem z dzwonkiem – bez efektu. Ważny Kancelaryjny Dyrektor – zadzwonił telefonem do recepcji. Usłyszał, że pracują nad problemem. Mnie się w końcu przypomniały amerykańskie filmy – otworzyłem drzwi siłowo. Okazało się, ze jesteśmy w piwnicy. Na schodach minęliśmy ekipę ratunkową w postaci pana w nibyliberii.

Człowiek, który wymyślił trąbki używane przez kibiców powinien w piekle siedzieć w idealnej ciszy. Bądź wręcz przeciwnie. Ważne, by to było dla niego dotkliwe.
Chodząc po Krupówkach chciałem mordować. Ale boję się, że nikt by mnie nie zrozumiał.
Krupówki straszne. Zakopane straszne. I to jest zła informacja. Mam nadzieję, że w okresie bezeventowym jest lepiej.

Z niewiadomych przyczyn co chwile natykałem się na napis „Viel Spass in Zakopane”.

Das ist kein Spaß.


sobota, 23 stycznia 2016

21 stycznia 2016


1. Zacząłem dzień od Wiejskiej. Znaczy – Kancelarii. Wcześniej poszedłem na pocztę, by odebrać awizowaną przesyłkę. Okazało się, że awizowano ją po tym, kiedy ją odebrałem. I to jest zła informacja, bo liczyłem, że to coś fajnego, co Bożena kupiła na Allegro.

2. U Druha Podsekretarza wiszą obrazy. Trzy. Na każdym widać kopiec Kościuszki. Raz zza Wisły, raz z Wawelu, no i raz z Bielan. Na dwóch stoi już fort. Na trzecim – nie. Znaczy trzeci pokazuje stan pomiędzy 1823 a 1850.
Kaplicę na forcie przy kopcu projektował ten sam architekt, który postawił Collegium Novum. Feliks Księżarski. Księżarski jest absolwentem gimnazjum św. Anny [która przez chwilę – 1818–1928 – była patronką szkoły imienia Nowodworskiego]. Szkoły Druha Podekretarza, Pani Prezydentowej, mojego pradziadka, redaktora Kolanki i jeszcze paru innych osób.
Pradziadek mój Michał Rożen, góral, urodzony w Zakopanem, choć rodzina bardziej z okolic Nowego Targu. Legionista, więc piłsudczyk. Dwóch braci pradziadka zginęło w Bitwie Warszawskiej. Jego wykończyła Komuna. Psychicznie. Wziął i umarł. 
Złą informacją jest, że już nie bardzo mam kogo o niego pytać.

3. Pani Premier przedstawiła propozycję rozwiązania kryzysu T.K. Zasadniczo była to strata czasu.
Chytry plan PO i prof. Rzeplińskiego polega na tym, by namówić Prezydenta do przyjęcia przyrzeczeń od „trzech sędziów”. Gdyby Prezydent to zrobił – musiałby stanąć przed Trybunałem Stanu. Gdzie trudno by mu się było wybronić, gdyż 15+3 nie równa się 15, a artykuł 194. Konstytucji zaczyna się od słów: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów…” Piętnastu.
Plan chytry. Jednak na nieszczęście planu tego pomysłodawców Prezydent liczyć nie uczył się od ministra Rostowskiego więc raczej się nie da podpuścić.

A poważnie: złą informacją jest, że wygląda na to, iż zanim się wszystko uspokoi jeszcze narobione zostanie strasznie dużo – że tak powiem – gnoju.
Rozpadająca się Platforma walczy nie walczy demokrację. Walczy o życie. Nie jest w stanie narzucić żadnej innej narracji, więc trzymać się będzie Trybunału jak pijany płotu.  

czwartek, 21 stycznia 2016

20 stycznia 2016



1. Bożena zawiozła mnie na do Pałacu. Jak zwykle, na parking przed kościołem seminaryjnym. Parking zawsze był używany przez pracowników Kancelarii. Od jakiegoś czasu samochodami tam stojącymi zaczęły się interesować miejskie służby, nakładając na ich właścicieli mandaty. Mandaty, których wcześniej nie nakładano. Komuś w Mieście nie pasuje wynik wyborów prezydenckich i postanowił swoją frustrację rozładować w ten sposób. Z tym, że tak się składa, że jego zemsta nie uderza w złych PiS-owców, tylko ludzi, którzy pracowali w Kancelarii za poprzedniej kadencji, bo to oni tam parkują. Małość nawet stosunkowo dużych ludzi bywa zaskakująca. I to jest zła informacja. Cóż, kto się czymś tam urodził, skowronkiem nie zdechnie.

2. Przez cały dzień członkowie PO tłumaczyli, że to, co widzieliśmy dzień wcześniej w Parlamencie Europejskim to nieprawda. Z miernym skutkiem. Jeden z moich samochodowych mechaników utrzymywał, że był w M.O.N. za czasów rządów Olszewskiego podsekretarzem stanu. Przyznam, że podchodziłem do tego ze sporą rezerwą. Ciekawe ilu w przyszłości parlamentarzystom Platformy nikt nie będzie chciał uwierzyć, że kiedyś zasiadali w Sejmie.


Rzepa, piórem Konrada Kołodziejskiego pojechała po Ryszardzie Petru.
Gdyby ASZ-dziennik nie był aż tak – że tak powiem – spolaryzowany, wysłałbym Ojcu Redaktorowi pomysł na wpis: Władze PiS, mając świadomość zagrożenia, jakim dla ich rządów jest Nowoczesna.pl, postanowiły wynająć kogoś, by tę partię skompromitował. Dość szybko zgłosił się poseł Petru. Szczegóły kontraktu są tajemnicą.

To jednak nie jest śmieszne. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem byłem na proszonej kolacji, na której się nasłuchałem plotek z rynku mediów. Generalnie wygląda na to, że zmiana władzy coś tam rozruszała, bo wszyscy się wzięli do roboty. Szkoda tylko, że nie ma czego czytać.

Parę dni temu rozmawiałem z pewnym korespondentem prasy zdecydowanie zachodniej, który narzekał, że nie ma skąd czerpać informacji, bo „Wyborcza” jako strona sporu całkowicie straciła wiarygodność, „Gazeta Polska” jakoś go odrzuca. „Rzeczpospolitej” właściwie nie ma.

Gospodarz wieczoru, człowiek zdecydowanie zaangażowany twierdzi, że w Polsce nie sprzeda się żadna gazeta, która będzie próbować relacjonować rzeczywistość z dystansem, rzetelnie – w niezaangażowany sposób. Mam nadzieję, że nie ma racji.

Strasznie dziś łatwo się usprawiedliwiać wyższymi ideami. I to jest zła informacja.  

środa, 20 stycznia 2016

19 stycznia 2016


1. W pracy dzień pełen spotkań. Poznałem człowieka, kierującego fundacją zajmującą się tzw. polskim dziedzictwem materialnym. Z tym, że poza granicami. Kościoły na Wschodzie, biblioteki na Zachodzie. Wszystko marnieje. I to jest zła informacja.
Kiedy byliśmy w Londynie, gdzieś w kuluarach usłyszałem, że jest problem ze skanerem, którym by można digitalizować zbiory Instytutu Sikorskiego. Mam nadzieję że to się zmieni.

2. Obejrzałem debatę w Parlamencie Europejskim. Bogu dzięki nie była to pierwsza tamtejsza debata, jaką widziałem więc do pewnych zwyczajów tam panujących mogłem podejść z większą rezerwą. Mogę sobie wyobrażać, co czuli ludzie, którzy zwykle drętwieją, gdy o Polsce mówi ktoś w obcym języku. Pani dr Fedyszak-Radziejowska mówi, że większość Polaków ma wdrukowane w czasie zaborów problemy z poczuciem wartości. Mnie tam trudno się wypowiadać, bo ja z Galicji. A akurat ta część Polski radziła sobie wtenczas całkiem nieźle.

Kolega Krzysztof jakiś czas temu zauważył, że Platforma funkcjonuje w społecznym polu widzenia wyłącznie przez to, że wspominają ją członkowie PiS. Może coś w tym jest. I to zła informacja.

3. Bożena poszła na służbową kolację. Korzystając więc z okazji poszedłem do Wietnamczyka, nazywanego niesłusznie Chińczykiem na zupę Pho. [Bożena nie przepada za tą kuchnią] Zupa chodziła za mną od dłuższego czasu. Chyba nawet od Chin. Zamówiłem, zapłaciłem, usiadłem, zjadłem. Bez satysfakcji. I to jest zła informacja.








18 stycznia 2016


1. Zamiast na plac Schumana, na demonstrację K.O.D. udałem się na śniadanie. 
Takie sobie i to jest zła informacja. 
Pułkownik, z którym śniadałem sugerował, bym nie narzekał, bo nie musiałem jadać MRE – amerykańskich racji żywnościowych. Prawda. Nie musiałem, ale od tego śniadanie nie zrobiło się lepsze.
Przez hotelowe lobby co jakiś czas przeciskał się policjant z karabinkiem Steyr AUG. Z palcem na spuście. Policjant miał brodę, furażerkę i był podpisany w dwóch językach.
W hotelu było jeszcze kilka delegacji, liczba rządowych aut przekraczała miejsce na podjeździe, więc policjanci bawili się w coś jakby samobieżną wersję Sokobana. Z całkiem niezłym skutkiem. Udało im się nie blokować sąsiadujących ulic.

2. Mam dziwne wrażenie, że minister Graś wziął mnie za kogoś innego. W korytarzu na poziomie osiemdziesiątym, gdzie czekaliśmy, na ścianach wisiały zdjęcia. Wśród nich – prezydenta Kaczyńskiego. Koleżanka, która była na wizycie przygotowawczej zauważyła, że wcześniej tego zdjęcia nie było. Powieszono je specjalnie dla nas. To miłe.
Swoją drogą niezłym trzeba być megalomanem, żeby ósme piętro nazywać poziomem osiemdziesiątym.
Budynek Rady trochę brzydki. Określenie „jak za Gierka”, które zupełnie nie pasuje do wędlin, świetnie pasuje do architektury. Budynek Rady „za Gierka” otrzymałby tytuł mistera miasta, w którym by go postawiono. Gdyby rzecz jasna wybudowano go w Polsce.
Z korytarza przegnano nas do pomieszczenia, które pełniło rolę baru. Na półkach mnóstwo kieliszków, na barze kilka napoczętych flaszek. Wlazłem za bar, nalałem do kieliszka wody z kranu, wypiłem [dzięki Komisji Europejskiej woda z kranu musi się nadawać do picia] natychmiast pojawił się jakiś pan i łypnął. Gdyby to nie była Rada Europejska, można by sądzić, że sprawdzał, czy zachowuję bezpieczną odległość od napoczętych flaszek. Dolałem sobie wody. On zaczął majstrować przy ekspresie. Wypiłem. Wróciłem na korytarz.
Uczestniczenie w wizytach oficjalnych generalnie polega na czekaniu. Kiedyś prosiłem Andrzeja Hrechorowicza, by robił mi zdjęcia, kiedy siedzę w dziwnych miejscach. Przez chwilę robił, ale już wysyłać mi tych zdjęć się mu nie chciało.
Inną czynnością jest szybkie maszerowanie. Spotkanie się skończyło. Szybko przemaszerowaliśmy do sali, gdzie były oświadczenia i pytania z mediów. Zaliczyłem peryskopowy rekord. Nie wiedziałem, że tylu ludzi korzysta z tej aplikacji.

Nie chciałem oceniać samych wypowiedzi. Łatwo by mi było zarzucić brak dystansu. Ale przyznać muszę, że gdybym pracował w sztabie wyborczym #PAD, przeciw któremu startowałby #PDT przed ich debatą nie czułbym raczej niepokoju.

Przewodniczący Tusk jest dużo starszy niż w telewizorze. I niższy. Garnitury za to świetne. Raczej długo nie będzie mnie na takie stać. I to jest zła informacja.

Kiedy wyjeżdżaliśmy po demonstracji K.O.D. nie było śladu. Uczestnicy musieli najwyraźniej wrócić za urzędnicze biurka. Została grupka wielbicieli Prezydenta, która zatrzymała kolumnę i odśpiewała Prezydentowi „Sto lat”.
Nie przywieźliśmy ich ze sobą samolotem.

3. Wszystkie trzy znane mi obiekty NATO są tak samo brzydkie w środku. Pewnie chodzi o to, żeby żołnierze czuli się tam swojsko. 
Z jednego, do drugiego NATO jechaliśmy koło Waterloo. Z autostrady widać było lwa na kopcu. 
W drugim NATO, po ceremonii powitania musieliśmy się pozbyć telefonów komórkowych. I to jest zła informacja. Gdybym miał telefon, to bym próbował zrobić sobie selfie z generałem Breedlovem, który, po tym jak rozkazał przejechać strykerom przez Polskę – jest moim bohaterem.

Swoją drogą – jeżeli ktoś mi będzie powtarzał, że PiS próbuje wyprowadzić Polskę z NATO, to go zabiję śmiechem.  

poniedziałek, 18 stycznia 2016

17 stycznia 2016




1. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów się wyspałem. „W Kawie na ławę” był jakieś bezhołowie. Później w „Loży prasowej” prof. Majcherek powiedział, że „Lament w mediach zachodnich podniosły media”. Trudno by się było nie zgodzić, gdyby nie to, że jednak było przejęzyczenie. Na tak rozsądne słowa prof. Majcherka dziś nie stać. I to jest zła informacja.

2. Na lotnisku prof. Szczerski udzielał wypowiedzi dla mediów różnych. TVP Info retransmitowało to z niewielkim opóźnieniem. Niewielkim, ale na tyle dużym, że można było mieć wrażenie bilokacji Profesora.

Dolecieliśmy do Brukseli. Orange przywitało mnie SMS-em: Witamy w Niemczech. Może więc coś, czego ja jeszcze nie wiem.
Pod hotelem (parę minut piechotą od placu Schumana) stało dwóch żołnierzy, z hełmami, długą bronią, w kominiarkach. Stali i łypali. Nie mam problemu z uzbrojonymi ludźmi. Nowoczesne mundury polowe też wyglądają nieźle. Gorzej z tą długą bronią. Człowiek jakoś się stara nie stać naprzeciw lufy. A kręcąc się pod hotelowym wejściem – jest to trudne. Do żołnierzy ze szturmowymi karabinkami na ulicach zachodnich miast trzeba się przyzwyczaić. I to jest zła informacja.

3. Poszliśmy na frytki. Po raz pierwszy w życiu poczułem jak są ciężkostrawne. I to jest zła informacja.

W hotelu wśród 80 kanałów była TVP Polonia. Niestety. Lepiej nie wiedzieć jaka to zła telewizja.  

16 stycznia 2016


1. Spaliśmy w „Royalu” – znaczy hotelu garnizonowym. Znaczy, trudno powiedzieć, gdzie, gdyż przed wojną były to cztery hotele. Po wojnie połączono je w jeden. Nie udało się to do końca, gdyż każdy z nich miał nieco inaczej dzielone piętra. Czyli wyjeżdżając windą z jednej strony na piętro pierwsze, w drugiej części jest się na piętrze drugim. Choć tego też nie należy być pewnym. Postanowiłem pójść na śniadanie. Na logikę i zgodnie ze znakami noża i widelca udałem się w okolice recepcji. No i tam była restauracja. Ale nie podawano śniadania. Siedzące tam panie stwierdziły, że nie są w stanie wytłumaczyć mi, gdzie podawane są śniadania i wysłały mnie do recepcji. Tam pani tłumaczyła mi długo i zawile – wyjedzie pan na pierwsze piętro, pójdzie w prawo, później w lewo, potem będą schody, potem znowu prosto aż do pokoju dwieście coś, potem coś tam i na końcu będzie winda, tam pan zjedzie piętro niżej i już. Windy nie znalazłem. Znalazłem śniadanie. Właściwie pod moim pokojem. Śniadanie było niedobre. I to jest zła informacja.

2. Wracaliśmy trasą kielecką. Po drodze, telefonicznie doprowadziliśmy do tego, że komórka niemieckiego dziennikarza, którą zostawił w prezydenckim sekretariacie wróciła do właściciela, znaczy do niego wróciła. Państwo po raz kolejny zdało egzamin. A zaangażowane były dwa biura i jedna służba specjalna.
Jechaliśmy z pięć godzin. Na koniec zostawiłem w samochodzie telefony. I to jest zła wiadomość, bo musiałem jechać po nie aż na Augustówkę.

3. Wieczorem oglądaliśmy retransmisję Złotych Globów. Szczerze mówiąc wolę Globy niż Oscary. Zwłaszcza, kiedy prowadzi ten z piwem, choć nie rozumiem sporej części jego dowcipów. Jim Carrey wygląda z brodą, jakby ubrał maskę z „Maski”.
Ale najciekawsze było to, że z tego, co mówili przemawiający ze sceny ludzie najważniejszą rzeczą dla ich środowiska jest liczba przychodzących do kin ludzi, i to, ile pieniędzy ci ludzie w tych kinach zostawiają.
U nas niestety filmowcom chodzi o coś innego. I to jest zła informacja.

Być może dlatego nie robi się u nas filmów na miarę „Zjawy”.


niedziela, 17 stycznia 2016

15 stycznia 2016


1. Wpadłem na drugą część konferencji ministra Łopińskiego. Na ile udało mi się to ogarnąć małym moim rozumkiem – frankowicze zapłacić mają mniej, ale nie mniej niż ludzie, którzy w tym samym czasie brali kredyt w złotówkach. Banki zarobią mniej, za to coś tam by mogły sobie odpisać od podatku bankowego.
Projekt nie zachwycił tych, którzy się trzymają kurczowo pomysłu o przewalutowaniu po kursie z dnia udzielenia. Pomysł, który osobiście bardzo mi odpowiada.
Wbrew pozorom wciąż istnieje grupa ludzi, którzy mimo ubiegłorocznego skoku franka i tak zyskali biorąc walutowy kredyt. W znaczeniu, że gdyby wzięli w złotych – zapłaciliby więcej.

Gdyby pomysł wprowadzić w życie – frankowicze mieliby dużo fajniej, niż złotówkowicze. Żeby było sprawiedliwie – trzeba by coś zrobić dla złotówkowiczów. Wtedy by się mogło okazać, że pokrzywdzeni są ci, którzy nie wzięli kredytów wcale.

Właściwie można by wydać książkę o powodach dla których ktoś byłby niezadowolony. Pewnie by można uzyskać dofinansowanie, gdyby na początku pojawiła się wzmianka, że obniżone zyski banki zawsze wyrównują sobie podnosząc klientom koszty obsługi. Dotacja mogłaby być całkiem spora. I to jest zła informacja.

2. Pan Prezydent udzielił wywiadu dla FAZ. Poprzedni był w sierpniu, przed wyjazdem do Berlina. Tym razem red. Schuller przyszedł z fotografem i panią tłumaczką.
Rozmawiali zasadniczo o dwóch sprawach. Trybunale i uchodźcach. [Wywiad powinien się zaraz pojawić].
Redaktor pytał o europejską solidarność. I można było odnieść wrażenie, że sugeruje iż Polska dopiero wtedy będzie „solidarna”, jeżeli będzie uchodźcom oferować warunki [również finansowe] identyczne jak Republika Federalna. I to jest generalnie zła wiadomość, bo może znaczyć, że część Niemców oderwała się już całkowicie od rzeczywistości.

3. W śnieżycy jechaliśmy na lotnisko. Jak by to zabawnie nie zabrzmiało – zima zaskoczyła drogowców. Samolot odladzano chyba ze trzy razy. Za to w Krakowie było na tyle ładnie, że halę, w której był mecz było widać z samolotu.
O meczu pisać nie będę. Chyba się nie znam. Przyznać muszę, że dawno nie widziałem tylu naraz w brzydki sposób nawalonych ludzi.
Co ciekawe – na Narodowym jest inaczej, choć też jest alkohol. Słabe to było. I to jest zła informacja.

Wieczorem wyszedłem z hotelu przejść się po Kazimierzu. W Psie tłum. W Alchemii tłum. W Singerze tłum. Wypiłem piwo w knajpie, w której wcześniej nie byłem i nazwy nie udało mi się zapamiętać. Poznałem tam chłopaka, który najpierw w Polsce, później we Francji studiował energetykę jądrową. No i został z tymi studiami jak Himilsbach z angielskim.  

sobota, 16 stycznia 2016

14 stycznia 2016



1. Już tak bywało. Kładę się spać o trzeciej, budzi mnie o szóstej. Nieodwracalnie. Wstaję, coś tam robię. Koło dziewiątej zaczynam zasypiać. I tak już do wieczora. Dzień w plecy. I to jest zła informacja.

2. Odbyło się noworoczne spotkanie z przedstawicielami religii i wyznań obecnych w Polsce. Nie wiem na czym polega różnica między jednym, a drugim. I to jest zła informacja.
Pięknie przemawiano. Zdziwił mnie Mufti, który był dziwnie roszczeniowy. Ale może takie czasy.

3. W łaskawości swojej Prezydent spotkał się z księdzem Stryczkiem. Tym od paczki. Szlachetnej. A tak naprawdę spotkał księdza Stryczka z dwiema paniami Minister. Ksiądz opowiadał o swoim projekcie społeczno-edukacyjnym. Dobrym bardzo projekcie. W przerwach puszczano krótkie filmy promocyjne. W przynajmniej trzech Ksiądz wystąpił osobiście. 
Ksiądz przemawiał, ja zasypiałem. Nie dlatego, że mówił jakoś nieinteresująco, czy wyłącznie o sobie. Po prostu taki dzień. Byłem twardy. 
Przypomniała mi się wizyta w pekińskiej filharmonii. Jedno z bardziej traumatycznych doświadczeń – jet lag plus ogólne zmęczenie. Delegacja walczyła dzielnie. Poległ tylko prezes jednej z agencji. Zachrapał. A sprawiał wrażenie starego wyjadacza.

Po spotkaniu ksiądz Stryczek wręczył po egzemplarzu książki, którą napisał i na której okładce występował. Ponabijałem się z niego trochę. Ktoś musi, bo kiedy już Szlachetna Paczka przegoni WOŚP, to może być potrzebny jakiś potomek starego bociana Wojtka Kulasa.

Złą informacją jest, że pewnie nie wszyscy czytali „Koziołka Matołka”.


piątek, 15 stycznia 2016

13 stycznia 2016


1. Przyjechały z Dublina dwie panie z Facebooka. Opowiadały jak walczą z nękaniem i mową nienawiści. Bardzo walczą. Zatrudniają setki native speakerów, którzy z zaangażowaniem pochylają się nad każdym zgłoszonym problemem pamiętając, by ich osobiste poglądy nie zaciemniały im odbioru.
Chyba się nie nadaję, by się kiedyś zajmować korporacyjnym PR. I to jest zła informacja.

Panie mówiły o tym, że w mediach społecznościowych rodzice dziś dużo gorzej radzą sobie niż dzieci. Trudno się nie zgodzić. Chyba, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że zasadniczo jest w wieku, w którym człowiek statystycznie z rodzica powoli staje się dziadkiem. A – zasadniczo – tak on, jak i większość znanych mu rówieśników media społecznościowe ogarnia. 
Ejdżyzm nie łapię się w ramy mowy nienawiści?

2. Musiałem znowu pożyczyć smoking. Dałem słowo, że nie powiem od kogo, gdyż osoba ta wolałaby, by nikt się nie dowiedział, że przyłożyła rękę do niszczenia demokracji.
Smoking ten wcześniej nosiłem przy Belgach. [ten, na który kelner z Belvedere wywalił mi na plecy tacę ciastek] Okazało się, że podczas czyszczenia odpruto podszewkę w jednym z rękawów. Muszę sobie sprawić w końcu własny. Mam nadzieję, że uda tak porządny, jak ten, który pożyczam. To może być trudne.

Parę dni temu znalazłem w kałuży w bramie telefon komórkowy. Huawei, dwukartowy. Miałem zanieść do salonu Orange, ale nie było czasu. No i nagle ożył. Zaczęły przychodzić powiadomienia z fejsa. Byłem na dobrej drodze, żeby przez analizę postów na niedomkniętych kontach dojść do właściciela, ale w końcu zaczął dzwonić. Niestety zablokowany nie dawał się odebrać. Inteligencja już nie ta, co kiedyś, więc chwilę mi zajęło, nim wpadłem, żeby zapisać numer, z którego dzwoniono.
Zadzwoniłem. Babcia właściciela. Właściwie zdziwiona, że chciałem oddać. I to jest zła informacja. Powinniśmy mieć na własny temat lepsze zdanie.

Dawno, dawno temu, kiedy jeździłem Suprą. Postanowiłem zostawiać ją na wiejskiej ze ściągniętym dachem [to była targa]. Koledzy pukali się po głowach mówiąc, że zaraz ktoś mi kiepa wrzuci, albo gorzej. Jakoś nic takiego się nie stało. Po pewnym czasie właściciele dwóch innych aut zaczęli je zostawiać z otwartymi dachami.


3. Spotkanie noworoczne z korpusem dyplomatycznym. Ambasadorzy wchodzą. Pierwszy Nuncjusz, później wedle starszeństwa – znaczy im dłużej jest na placówce tym jest bardziej pierwszy. Black Tie. Czyli smoking. Albo strój narodowy. Albo mundur – w takim był ambasador rosyjski. W którymś z państw najwyraźniej narodowym strojem jest trzyczęściowy beżowy garnitur. Człowiek się uczy całe życie.
Bywalcy mówili, że nie pamiętają kiedy ostatnio [na tę doroczną imprezę] przyszło aż tylu dyplomatów. Jak również, żeby trwała aż tak długo. Bo chwilę trwała.
Mam trochę nowych zagranicznych znajomych. I trochę krajowych. Dyplomaci są mili. Ale do tego już zdążyłem się przyzwyczaić.
Poznałem w końcu liońskiego czytelnika Negatywów. Teraz [aż mu się nie znudzą] robi to w Warszawie.

Podano wybitne polskie sery. Nie zapytałem skąd wzięte. I to jest zła informacja, choć właściwie nie tak bardzo zła, bo jeszcze będzie okazja zapytać.




czwartek, 14 stycznia 2016

12 stycznia 2016




1. Dziś jest ten dzień, kiedy siadam do negatywów i nie pamiętam, co było wczoraj. I to jest zła informacja. Choć zasadniczo – zła powinna by jutro.

2. Przez cały czas jestem jakoś pod wrażeniem śmierci Davida Bowie. Przypomniał mi się „Twin Peaks” – Ogniu krocz za mną” , a konkretnie scena przeglądania się w monitorze ochrony. Kiedy widziałem ten film po raz pierwszy w ś.p. kinie Apollo byłem pewien, że ta scena z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. Że to taki symboliczny pomysł artysty. Z dziesięć lat później dotarło do mnie, że wtedy tak te systemy działały. Dziś tak nie jest. I to jest zła informacja, bo łatwiej by można poprawiać krawat.

Pan Prezydent pojechał do Milanówka złożyć życzenia urodzinowe kapitanowi Haliczowi. Muszę przyznać, że przeżycie to było niesamowite. Kiedyś, dawno temu, zauważyłem stosunek II RP do uczestników Powstania Styczniowego. [upraszczając: byli traktowani jak żywe legendy] W czasie którejś z rocznic Powstania Warszawskiego dotarło do mnie, że nas od PW dzieli podobny czas, jak przedwojennych od PS, z tym, że my nie darzymy ich takim szacunkiem, jak oni. #PAD to zmienia. I bycie tego świadkiem jest niesamowitym przeżyciem.

Kierowca, który wiózł mnie z Milanówka opowiadał historie ze swojej młodości. Za czasów prezesa Szczepańskiego jeździł w Radiokomitecie. Dużym Fiatem z silnikiem 1,8. Prezes Szczepański miał fiata 130. I tylko dyrektor parku mógł mu go podstawiać. Pierwszy raz o fiacie 130 usłyszałem. Później pan kierowca jeździł Polonezem z dwulitrowym silnikiem z Argenty. Opowiadał mi kiedyś o tym aucie zaprzyjaźniony policjant – świetny samochód, niestety bez hamulców. Pan kierowca to potwierdził. Opowiadał o lanciach, Passatach, i czasach, kiedy samochody w Kancelarii, kiedy przekraczały 100 tys. przebiegu – trafiały do innych urzędów, szkół, szpitali etc. Dziś większość ma po 12 lat i prawie 300 tys. Ja tam lubię, choć wolałbym, żeby było jak w MSZ. Żeby to były wieloletnie S-klasy.

3. Wieczorem byłem w tajnej misji w URM-ie. Misja była krótka. I raczej niezbyt ważna. Okazało się, że nie bardzo mogę wyjść, gdyż w pewnym newralgicznym komunikacyjnie miejscu Pani Premier nagrywa orędzie. Siedziałem więc z kolegą Rybitzkim dzieląc się z nim doświadczeniami starszego kolegi z urzędu administracji centralnej [czy jak się to tam nazywa]. Kolega Rybitzki opowiedział mi kilka śmiesznych historyjek, których nie mogę powtórzyć. Bo nie wypada. I to jest zła informacja.


środa, 13 stycznia 2016

11 stycznia 2015



1. Zmarł David Bowie. Przez chwilę wszyscy mieli nadzieję, że to nieprawda. Że ktoś puścił na fejsie fejka. Później się okazało, że to jednak prawda. I to jest zła informacja.

2. Odkrywam kolejne uroki pracy na etacie. Choć tym razem bardziej cienie. Rozliczanie nierozliczonych diet. Bolesna rzecz. Wieść gminna niesie, że w poprzedniej kadencji nie praktykowano tego zwyczaju. Aż przyszedł NIK i kazał. No i się rozlicza.
Ale i tak bym nie chciał wtedy pracować.

Mam narastający problem z jakością materiałów, które nadaję. Zacząłem wczoraj testować coś nowego. Niestety okazało się, że się nie da zainstalować Periscope. I to jest zła informacja, bo myślałem, że będzie lepiej.

3. Pierwszy raz w życiu byłem w Centrum Olimpijskim. Rodzina olimpijska nie wygląda jak zwykli działacze sportowi. Nie wiem dlaczego.
Prezydent podczas przemówienia wspomniał ciepło prezesa Nurowskiego. Przypomniała mi się

historia opowiadana przez redaktora Pertyńskiego. [Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, że ją tu upublicznię w wersji, którą zapamiętałem]. Otóż redaktor Pertyński, arabista miał praktyki w północnoafrykańskim kraju, w którym prezes Nurowski był Polski Ludowej ambasadorem. Ambasadorowi, żeby wyglądał poważnie Polska Ludowa świeżo kupiła samochód mercedes. [Słabość do niemieckich marek w MSZ została do dziś] Mercedes był nie byłe jaki, więc ambasador Nurowski bardzo chciał go zawsze prowadzić. Ale Ambasador, jak to ambasador miał do tego celu szofera, któremu nie było to w smak.
Pewnego dnia Towarzysze Radzieccy zapraszali do swojej ambasady na raut. Jechać miał Ambasador, redaktor Pertyński [który wtedy rzecz jasna nie był jeszcze redaktorem] no i szofer. Ambasador Nurowski zmylił szofera i pierwszy zajął miejsce za kierownicą. Szofer, skoro jego służbowe miejsce było zajęte, usiadł obok. Redaktorowi Pertyńskiemu zostało miejsce vipowskie. Znaczy z tyłu.
Podjechali pod radziecką ambasadę, rzucono się by otworzyć drzwi. Otwierają – a tam redaktor Pertyński. –U nas też najważniejszą osobą w ambasadzie nie jest ambasador. Ale jak ten musi być ważny, skoro sam ambasador go wozi – musieli pomyśleć.

Pierwszy raz w życiu byłem w Teatrze Dramatycznym. Członkowie Opus Dei wyglądają inaczej niż w „Kodzie da Vinci”. Wiem dlaczego.

Kiedy film wchodził na ekrany, pracowałem u Palikota w „Ozonie”. Redakcja strasznie się na ten film [i książkę] oburzała. Im bardziej się oburzała, tym szczęśliwszy był dystrybutor, bo tym większy był na temat filmu hałas. Czyli więcej ludzi o filmie słyszało i była szansa, że więcej na film pójdzie. Świat jest jednak bardziej skomplikowany, niż się niektórym wydaje. I to jest zła informacja.

Po gali [impreza w Dramatycznym, to była Gala Fundacji „Orszak Trzech Króli”] był poczęstunek. Normalnie na tego rodzaju imprezach największy tłok jest przy alkoholu. Tu – były pustki. Można się domyśać, dlaczego Opus Dei budzi strach u niektórych przedstawicieli lewicy laickiej.   

wtorek, 12 stycznia 2016

10 stycznia 2016


1. „Kawa na ławę”. Przewodniczący Neumann poleciał Pszoniakiem w wersji tuningowanej. Wypadki kolońskie to była prowokacja. Rosyjska. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do PO w wersji rusofobicznej. I to jest zła informacja. W moim wieku takie rzeczy nie powinny mnie dziwić.

2. Nowoczesna musiała dostać jakieś świeże badania, bo przestała się aż tak oburzać w związku z ustawą medialną. Znaczy teraz jest źle, ale wcześniej też było źle. Z tym, że z tym wcześniej Nowoczesna nie ma nic wspólnego. Wolność słowa i niezależne media są najważniejsze.

Cóż, jako Nowoczesna jako taka, to ze starym wspólnego to może i nie ma, ale patrząc na jej posłów można mieć nieco inne wrażenie.

Jeżeli przypomnimy sobie sprawę Gzela i Pawlickiego, proces, z którego wynikło, że obaj zatrzymani zostali na polecenie Kancelarii Prezydenta. [był to jedyny w ostatnim 26-leciu przypadek zatrzymania wypełniających obowiązki zawodowe dziennikarzy na tyle czasu i do tego postawienia ich przed sądem] W Kancelarii Prezydenta pracowało wtedy dwoje obecnych posłów Nowoczesnej. Jeden z nich – swoją drogą – w pokoju, z którego zniknęła „Gęsiarka”. Ale dziś to raczej nikogo nie obchodzi. I to jest zła informacja.

3. Obejrzeliśmy „Zjawę” i „Marsjanina”. „Zjawę” zawinszowała sobie Bożena, „Marsjanina” – ja. Ciekawe, czy gdybyśmy postanowili obejrzeć coś innego, to to coś innego wygrałoby „Złote Globy”. Nie wiem jak to sprawdzić. I to jest zła informacja.

Koty po doświadczeniach rokitnickich nie przejęły się specjalnie „Światełkiem do nieba”. Ciekawe co o panu Owsiaku sądzą warszawskie psy. Ktoś w przyszłym roku mógłby zrobić akcję: „Drogi Jurku, zapłacimy ci coś ekstra, tylko nie marnuj pieniędzy na ognie sztuczne”.  




poniedziałek, 11 stycznia 2016

9 stycznia 2016


1. Drugie Śniadanie Mistrzów. Zdecydowanie polecam. Jeżeli ktoś się boi, że zrobi TVN24 'oglądalność', nie powinien się martwić, bo wbrew pozorom normalny telewizor nie informuje nadawcy, że jego program jest na nim oglądany.

„Śniadanie” było naprawdę ciekawe. Przeważały rozsądne wypowiedzi. Do czasu, kiedy mistrz Pszoniak powiedział, że to, co się stało w Kolonii to była antyimigrancka prowokacja. Zasugerował, że zrobiona przez prawicę.

Od lat fascynuje mnie społeczne przekonanie o wybitnych walorach intelektualnych aktorów. W poprzedniej pracy miewałem gwiazdami ekranów (i scen) dość często do czynienia. I muszę przyznać – nadreprezentacji intelektualistów nie było. Było normalnie. Raz lepiej, raz gorzej na ogół normalnie. Jak gorzej – to wtedy się pojawiał kolega Kapla. On to jest w stanie w każdym odkryć coś pięknego.

Kolega Kapla jest teraz na Dakarze. Dakar zasadniczo jest w Afryce. Ale nie ten.
Dawno się z kolegą Kaplą nie widziałem. I to jest zła informacja.


2. K.O.D. zorganizował wiece w obronie wolnych mediów, wolności słowa etc. Na warszawskim red. Żakowski tłumaczył, że media publiczne nie stanęły na wysokości zadania, bo gdyby stanęły – PiS by nie wygrał wyborów. Ciekawa teoria. Red. Wanat wzywała do tego, by „PiS-owskich” mediów nie oglądać, bo wolnośś słowa jest najważniejsza. Kolejny dowód na to, że „wolność słowa”, o którą się walczy na wiecach K.O.D.-u to jakaś inna wolność słowa niż ta, co zwykle.
Generalnie K.O.D. redefiniuje znaczenia słów. I to nie tylko tych wielkich. Załapał się też liczebnik porządkowy „pierwszy”. Sławomir Sierakowski tłumaczył, że red. Blumsztajn pierwszy raz bierze w manifestacji. Redaktor Kurski powiedział, że nie wszyscy Kurscy są źli. 
Na razie monopolizują media. A monopole są ponoć złe.

Co ciekawe – po tej akurat manifestacji paru demokracji zaprzysiężonych obrońców przyznało, że czują się w coś wmanewrowywani i że im to nie pasuje.
I to jest zła informacja, bo jak się K.O.D. posypie – poseł Szejnfeld nie będzie gdzie miał występować w czerwonym bezrękawniku.

3. Gaz tani, benzyna tania. Nic tylko jeździć. Pojechałem na zakupy. W Makro znowu są półtorametrowe misie. Do Castoramy dowieźli moje ulubione brykiety. W Lidlu były kiszone ogórki.
Wracając wpadłem do wulkanizatora na Skrze. Z prawego przedniego koła powoli schodziło powietrze. Pan męczyguma zdjął oponę, wyczyścił felgę, założył oponę za co właściciel zakładu skasował 50 zł. I to jest zła informacja. Poprzednim razem ze trzy lata temu płaciłem tam 25 zł. A ponoć nie ma inflacji.  

niedziela, 10 stycznia 2016

8 stycznia 2016


1. No i znowu obudził mnie kurier. Inny. I o wiele rozsądniejszej porze.
Poszedem do Kanclearii. Wbiłem się na zebranie Dudapomocy. Jednym z plusów mojej pracy jest możliwość rozmawiania co czas jakiś z panią Zofią Romaszewską. Trochę ponad rok temu, razem z jej córką nadawaliśmy z procesu Pawlickiego i Gzela.
Pawlicki został szefem jedynki. O awansie Gzela nie słyszałem. Fotoreporterom zawsze wiatr w oczy. I to jest zła informacja.

Tamte rozprawy to było ważne doświadczenie.
[Jeżeli ktoś nie pamięta o co chodziło:
http://www.3neg.pl/2014/11/22-listopada-2014.html
http://www.3neg.pl/2014/12/6-grudnia-2014.html]

Dzisiejsza „wolność słowa” „Gazety” w zestawieniu z redaktorem Stasińskim, który wtedy się oburzał, że zarzuty wobec oskarżonych są tak niskie – wygląda wręcz komicznie.


2. Spadł śnieg. Kierowca nie powiem czyjego samochodu próbował na dziedzińcu zrobić efektownego bączka. Wyszło tak sobie – systemy w audi powstały po to, by takie rzeczy utrudniać. Kierowca nie był na tyle zdeterminowany, by je próbować oszukać, bądź po prostu wyłączyć.

Tym razem zima jakoś drogowców nie zaskoczyła. W ogóle dziwny piątek. Drogę do Kancelarii Prezes Rady Ministrów udało się pokonać w zadziwiająco jak na tę porę i opady atmosferyczne krótkim czasie.

Cyfrowy Szogun zorganizował Tweetup. W kampanii nadaliśmy temu słowu nowe znaczenie. Dziś mam wrażenie, że jakoś wracamy do korzeni.
KPRM nazywany przez oldskulowców – jak kierowca, który mnie wiózł – URM-em jest duży. I wciąż przesiąknięty duchem XX-wieku. Płaskorzeźby, kolory, boazerie, meble – wszystko jest trochę brzydkie.

Spotkałem dużo znajomych. I to było miłe. Część świeżo wbitą w garnitury. Co było zabawne. Mogłem się wewnętrznie ponabijać tak jak oni się ze mnie nabijali w lipcu czy sierpniu.

Cyfrowemu Szogunowi udało się zorganizować imprezę, na której atmosfera zupełnie nie przystawała do nastroju, który sączy się z telewizorów. Hitem był oczywiście Minister Obrony Narodowej otoczony wianuszkiem dziewcząt uroczo się z nim fotografujących. Spotkałem redaktora Sitę. Poprzednim razem, kiedy się widzieliśmy – kierował fundacją mającą ambicję tłumaczenia gimnazjalistom jak manipulują media. Pomysł słuszny. Chciał mnie zaprosić 11 listopada do TokFM. Wymówiłem się pracą.
Postałem chwilę przy ociekającej moralną wyższością red. Kondzińskiej. Przez chwilę, bo czuła się niekomfortowo, kiedy ktoś chciał nam zrobić zdjęcie.

Zdjęcia okazały się później jakimś poważnym problemem dla części publicystów nieobecnych na spotkaniu. No bo skoro jest wojna – nie wolno rozmawiać z wrogiem. A tym bardziej się fotografować. W każdym razie – jestem gotów red. Kondzińskiej dać świadectwo moralności. Mianowicie – patrzyła na wszystkich z wyższością i robiła zgryźliwe uwagi.

Na koniec było zwiedzanie. Miałem straszną ochotę z sali, w której obraduje Rada Ministrów zwinąć jedną ze stojących na stole wizytówek, niestety red. Hytrek-Prosiecka postanowiła mnie wtedy peryskopować. A żeby zwijać live – to aż takim dżygitem nie jestem. Więc pamiątki nie mam. I to jest zła informacja.

3. Cyfrowy Szogun ma gabinet po ministrze Kamińskim. Próbowałem szukać tam jakichś po poprzedniku zapasów, ale nic nie zostało. I to jest zła informacja.



sobota, 9 stycznia 2016

7 stycznia 2016



1. Kurier zadbał bym nie zaspał. I to jest zła informacja.
Długo nie mogłem uwierzyć, że ktoś dzwoni do drzwi przed siódmą rano.

2. Bożena podrzuciła mnie na Krakowskie Przedmieście. Nie chciała zjeżdżać na dół Bednarską. Może ta nazwa źle jej się kojarzy.
Przeprowadziłem kilka interesujących rozmów i udałem się do sali kolumnowej, gdzie tłum prawników z rodzinami czekał na to, aż część z nich zaprzysiężona zostanie na sędziów. Tłum był duży już duży, więc żeby coś widzieć wylazłem na balkon. Pana Profesora zauważyłem dopiero po chwili. Nie będę ukrywał, że nie jestem jego wielbicielem. Zresztą już o nim w zeszłym roku 
pisałem, kiedy po wyborach samorządowych nazywał wyborców, którzy mieli problem z tzw. listą zbroszurowaną – analfabetami.
Jeżeli kiedyś – a na to wygląda – pan Profesor będzie startował w jakichś wyborach, to chętnie się zatrudnię przy kampanii konkurencji, bo pan Profesor ma tendencje do samozaorywania. Trzeba tylko wybrać cytaty. Setki. Bez żadnych kombinacji, montażu czy manipulowania. Łatwa robota.
To jest moje prywatne zdanie zbudowane zarówno na obserwowaniu wieloletniej działalności medialnej pana Profesora, jak również kilku rozpraw, którym przewodniczył.

Wydaje mi się, że samo mianowanie nie czyni człowieka osobą moralnie i intelektualnie odpowiednim na funkcję, na którą jest mianowany. I to jest zła informacja.

3. Po uroczystości zlazłem na dół z ambicją zrobienia selfie z panem Profesorem. Ambicja okazała się niewystarczającą. Z kimś się zagadałem, czy zagapiłem na coś. Nagle dotarło do mnie dziwne poruszenie. Odwróciłem się. Zobaczyłem las rąk z telefonami zwróconymi w stronę pana Prezydenta rozmawiającego z panem Profesorem. Nowo mianowani sędziowie chcieli to uwiecznić.
Generalnie: warto rozmawiać.

Przy okazji przypomniał mi się Albert Einstein. Otóż pan Profesor powiedział, że rozmawiali później z Prezydentem prawie godzinę, a mnie, anonimowy informator zeznał, że od wejścia do gabinetu do z niego przez pana Profesora wyjścia upłynęło 25 minut. Wynika z tego, że coś porusza się z prędkością światła. Tylko nie wiem co, czy gabinet, czy sekretariat. Fizyka jest dla mnie zbyt trudna. I to jest zła informacja. 

Dowiedziałem się, że prof. Penderecki wycofał się z kapituły Orła Białego. Mając w pamięci kosze wysyłane do Pałacu przed Świętami przez jego małżonkę, można wyciągnąć wniosek, że mają rozdzielność majątkową – tak modną teraz wśród nowoczesnych obrońców demokracji.

piątek, 8 stycznia 2016

6 stycznia 2016


1. Wstałem, wlazłem do wanny, wyszedłem z wanny, zjadłem śniadanie, ubrałem ubiór roboczy i udałem się do pracy. Z okazji święta wziąłem auto Bożeny. Jadę. Marszałkowska, Królewska, plac Piłsudskiego, blokada. Pytam policjanta jak do Pałacu. Mam wrażenie, że mnie nie rozumie. Jadę do Świętokrzyskiej, Tamką, Dobrą, Leszczyńską (chyba), Browarną, Karową, Przy Bristolu policjant. –Do Pałacu Prezydenckiego. –Ale tego, tu? –Tak. –Proszę jechać. Jadę. Krakowskim. Dojeżdżam. Chcę na Parking. Policjant. –A skąd się pan tu wziął? –Ja tu, na parking. –Proszę jechać. Wjeżdżam. Wchodzę. Zdążyłem. W Sieni Głównej czekają Panowie Oficerowie Borowcy. Żartujemy na temat Chin. Na filmach było widać, że było ślisko. Nie było widać, że było zimno. Strasznie zimno. Teraz mam futro. I mróz może mi nagwizdać.
Przychodzi Para. Pan Prezydent w łaskawości swojej zauważa, że w moim outficie mógłbym rozbić za któregoś z królów. Nie mówi którego. Nie pytam. I to jest zła informacja.

2. Idziemy w Orszaku. Ze zdziwieniem nie dostrzegam Obywatela Prezydenta Jóźwiaka w jego operacyjnej kurtce. Najwyraźniej na razie nie zajmuje się pozyskiwaniem konserwatywnego elektoratu. Dowiaduję się za to, że mecenas Giertych ma brata. I ten brat nie skacze. Więc w tym przypadku skakanie raczej nie jest genetyczne.

Później do Pałacu przyszli górale, którzy w Orszaku brali udział. Śpiewali po góralsku, mówili po góralsku i grali po góralsku. Nie tańczyli. Było bardzo miło. Górale zapowiedzieli, że jakby co, to zawsze mogą przyjechać.
Zawsze, kiedy górale śpiewają przypominają mi się przyśpiewki, które mojej ś.p. babci śpiewał jej ś.p. ojciec. Góral. Ale po Nowodworku. Zupełnie jak Druh Podsekretarz. I redaktor Kolanko. I wiele innych postaci.
Czasem nawet te przyśpiewki śpiewam. I to jest zła informacja. Bo nie w każdej sytuacji powinienem.

3. Po robocie z kolegą, który na imię ma jak rondo Babka pojechaliśmy do Krakena. Ponarzekaliśmy na nasze ciężkie życie. Przyszedł przedstawiciel mediów międzynarodowych. Nie narzekał. Przyszedł kolega Krzysztof. Powiedział, że nie wie o co chodzi z brakiem wina, bo było. Znaczy – ktoś kogoś wprowadza w błąd.
Obserwowałem przez jakiś czas scenkę. Przy barze siedziała chyba Rosjanka. Walentyna. Urocza, choć niezbyt ładna. Dosiadł się do niej jakiś człowiek. Rozmawiali. Stawiali sobie nawzajem chyba Bushmillsa. W pewnym momencie on powiedział jej coś na ucho. Zrobiła się najpierw czerwona, później chyba smutna. Powiedział i poszedł. Później jego miejsce zajęła para. Walentyna szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Później przyszedł chyba narzeczony Walentyny. Duży i brzydki. A później my poszliśmy. Więc nie wiem co było dalej. I to jest zła informacja.


BBN ustami swojego szefa odpowiedział na moje zapytanie – na salut należy skinąć głową.


czwartek, 7 stycznia 2016

5 stycznia 2015



1. Dzień zacząłem od wizyty przy Wiejskiej. W Kancelarii znaczy, bo do Sejmu nie dotarłem. Na Wiejskiej jest inaczej niż w Pałacu, ale wymaga to dłuższej opowieści, bo nie chodzi tylko o stołówkę.
Druh Podsekretarz miał gościa. Też z Nowodworka [nie wiecie co to znaczy – to sobie wygooglujcie]. Rozmawiali o rocznicy odbicia więźniów z św. Michała. Siedemdziesiątej. Żołnierze Ognia bez jednego wystrzału zdobyli więzienie, wyczyścili zbrojownię, po czym załadowali się na ciężarówkę i przejechali przez Kraków metodą używaną przez płk. Kwiatkowskiego. To, że reżyser Kutz wybrał kiedyś działalność publiczną to zła informacja. 
Na więzieniu św. Michała wisiała tablica, że siedział tam Waryński. Ten ze stuzłotówki. Ale wcześniej. Jego wtedy nie wyzwolono.

2. Podrzucono mnie do Pałacu. Pod główne wyjście. Wysiadłem z Passata, dwóch stojących w podcieniach przy promiennikach żołnierzy zaprezentowało broń. Nie bardzo wiedziałem jak się zachować. I to jest zła informacja.
Nie wiedziałem jak się zachować, więc powiedziałem: dzień dobry.
Muszę chyba poprosić o konsultacje któregoś z pułkowników w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, czy kapelusz uchylać, czy co. Przed wojną to by człowiek wiedział bez pytania.

3. Po pracy zawiozłem marynarki do czyszczenia. Przy okazji wszedłem do Carrefoura, w którym przez lata robiłem raz w tygodniu zakupy. Zmieniło się. Pani przy kasie się zdziwiła, że kupuję tylko sznurówki. Ze dwadzieścia lat temu [pewnie trochę mniej, ale nie pamiętam kiedy w Krakowie wybudowano pierwszy supermarket] mój były kolega Jerzy wyjaśnił mi, że nie ma nic gorszego dla wielkiej sieci handlowej niż wejść do sklepu i kupić jedną, wyraźnie tanią rzecz. Na przykład kilo cukru w promocji. I, że tak można walczyć z systemem. Więc czasem walczę.

W Castoramie miałem kupić brykiety. Dobrych i tanich nie było. Kupiłem droższe i gorsze. Właściwie nic dziwnego. Zatankowałem LPG. Kiedyś specjalista od zbiorników wytłumaczył mi, że najbardziej się opłaca tankować, kiedy jest mróz, bo wtedy w litrze jest najwięcej gazu. Kupuje się ciecz, a spala gaz. Im zimniej – tym ciecz bardziej gęsta. Jeżeli jest na sali jakiś fizyk – to bardzo proszę, by to potwierdził. Lub nie.

W związku ze świętem Trzech Króli przypomniał mi się dowcip. Wchodzą królowie do stajenki, trzeci – Baltazar, wali głową w nadproże. –O Jezu – jęczy z bólu. Na co święty Józef: –I to jest dobre imię, a nie jakiś tam Stefan.

W dzisiejszych czasach w miejsce imienia Stefan można wstawić Ryszard. Może będzie śmieszniej. I to jest zła informacja.

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.  

wtorek, 5 stycznia 2016

3 stycznia 2015


1. Poranne programy publicystyczne pominę, bo nabijanie się z Daniela Passenta nie jest po gitowsku.
Przyjechali panowie po Suburbana. Wyszedłem przed dom. W szlafroku. Od razu wróciłem. Przypomniała mi się historia Borysa Wajnszelbauma. Rodzice jego, niemieccy żydzi, członkowie partii komunistycznej, wysłani zostali w prezencie Stalinowi. Hitler zapakował i wysłał. Kiedy się jeszcze lubili. Ojciec zrobił w ZSRR karierę. Choć większym sukcesem było to, że przeżył wszystkie czystki. Boria, jako syn wysoko postawionego funkcjonariusza partyjnego prowadził złote życie – nie pamiętam jak po rosyjsku nazywano bananową młodzież. Było świetnie, tylko trochę przesadzał z гашишем. Właściwie nie tyle trochę, co bardzo. Bardzo bardzo. Tak bardzo, że aż jego ojciec, wysoko postawiony funkcjonariusz partyjny postanowił zrobić z tym porządek. Użył w tym celu Armii Radzieckiej, znaczy doprowadził do wcielenia w jej szeregi Borysa. Niezbyt przytomny Boria dał się wsadzić do pociągu. Jechał, jechał, jechał, jechał. W końcu pociąg dojechał. Gdzieś na Syberii otwarto drzwi wagonu nazywanego u nas „bydlęcym”, ktoś krzyknął, żeby wysiadać. Boria wysiadł, wciągnął do płuc mroźne, świeże powietrze i obudził się po dwóch tygodniach w szpitalu. Powietrze miało temperaturę -40 stopni Celsjusza. Borys oskrzela miał poważnie nadwyrężone przez гашиш. Muszę zapytać jakiegoś doktora, czy można dostać zapalenia płuc podczas jednego wdechu.
Borys Wajnszelbaum wrócił do kraju przodków i ma w Hanowerze antykwariat. Decyzję o powrocie do Faterlandu podjął w Zgorzelcu, gdzie pił z jakimś oficerem radzieckiego lotnictwa. Głowę miał nieco mocniejszą. Kiedy lotnik padł, Borys wziął jego szynel i czapkę i przeszedł granicę z NRD. Znaczy właściwie już ze zjednoczonymi Niemcami. Nikt wtedy nie pytał pijanych radzieckich oficerów o dokumenty. Reszty historii nie chce mi się pisać. I to jest zła informacja, bo właściwie jest ona interesująca.

2. Panowie przywiązali Suburbana do volkswagena Transportera i pojechali do Boryszyna. Suburban stał już tam przez parę miesięcy ze dwa lata temu, kiedy wyprowadziła się skrzynia rozdzielcza. Ale to zupełnie inna historia.
Skoro się już ubrałem we wszystko, co było pod ręką dokończyłem porządkowanie garażu. [porządkowanie w znaczeniu robienie miejsca na samochód].
Później wjechałem do środka 750. Jakim geniuszem musiał być budowniczy, skoro tak zaprojektował chlewik, by siedemdziesiąt lat później można było z niego zrobić garaż, do którego na styk wchodzi wyprodukowane 15 lat później auto.
Złą informacją jest, że nie mam w garażu prądu. Akumulator będę ładował z użyciem serii przedłużaczy.

3. Mieliśmy jechać po południu. Zasadniczo się udało. Wyjechaliśmy koło 21. Po drodze musiałem dwa razy wysiadać z samochodu. I to było trudne. A wydawało mi się, że lubię zimę.

W Warszawie się okazało, że termostat w kaloryferze w sypialni nie działa. Znaczy – robi tak, że zawór nie puszcza. I to jest zła informacja, bo jeszcze nie wiem, jak go naprawić.  

poniedziałek, 4 stycznia 2016

2 stycznia 2015


1. No i dogonił mnie chiński mróz. Chwilę mu zeszło ale nie leciał Dreamlinerem.
Pojechałem do Świebodzina zrobić przegląd. Powoli pojechałem, bo z lewego przedniego koła zejszło powietrze. Z tego mrozu zejszło. Nie miałem jak napompować, bo nie było prądu. [Drogie dzieci, w Polsce powiatowej może nie być prądu. Czasem przez nawet cały dzień]
Sąsiad Gienek ma kompresor zrecyclingowany ze starej lodówki. Pompuje powoli, lecz skutecznie. Niestety bez prądu – nie. I to jest zła informacja.

2. Powoli lecz skutecznie jechałem. Udało mi się z bożą pomocą nie zniszczyć opony. Pan diagnosta przyjmował w czapce, gdyż na hali było zimno. Dowiedziałem się, że podczas naprawy po nieszczęsnym marcowym wypadku wstawiono światło od tzw. anglika. Znaczy święcące nie w tę stronę, co trzeba. Czyli do tego, że naprawa trwała dłużej niż miała trwać, kosztowała więcej niż miała kosztować, to jeszcze częściowo musi być powtórzona. I to jest zła informacja.
Terminal pana diagnosty nie rozliczył jeszcze zeszłego roku, więc musiałem pojechać do bankomatu po brakujące 10 złotych.
Pojechałem do Tesco. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”. Okazało się, że Morawiecki, z którym rozmawiał Mazurek, to Kornel nie Mateusz, jak mi się nie wiedzieć czemu wydawało.
Kornek to ważne imię w życiu Mazurka – więc się nie powinienem był mylić.
Na zdjęciu za panem Marszałkiem jest rama. Parę dni temu Mazurek na Twitterze pytał z którym malarzem ma rozmawiać. Ciekawe, czy chodziło o rozmowę do tego numeru.
Pan Marszałek zawsze wart przeczytania.

3. Pojechałem do Boryszyna. Zapaliłem babci świeczkę. Mam wrażenie, że cmentarz ma nową bramę. Kutą niemiecką zastąpiła nowa chyba chińska. I to jest zła informacja.
Na środku wsi, na zbiorniku przeciwpożarowym postawiono armatę. Bardzo poważnie wygląda. Chyba we wszystkich wsiach w okolicy są zbiorniki przeciwpożarowe. W Boryszynie podziemne. U nas – stawy. Ciekawe, czy to pomysł Bismarcka. Profesor Żerko powinien wiedzieć [gdzie się można dowiedzieć].

Po powrocie rozpocząłem proces sprzątania garażu. Poszło mi nawet całkiem szybko. Z części śmieci drewnianych zrobiłem ognisko. Całkiem spore. Wyemitowałem więc sporo dwutlenku węgla. Nie zrobiło się cieplej, więc z tym globalnym ociepleniem to jakaś ściema.